– Nie znamy wszystkich wskaźników finansowych ITI, ale widocznie właściciele uznali, że sprzedaż aktywów będzie najskuteczniejszym sposobem uregulowania zobowiązań – mówi „DGP” Przemysław Sawala-Uryasz, analityk UniCredit CAIB. Zarówno on, jak i specjaliści od rynku mediów zaznaczają, że patrzenie na dzisiejszą sytuację ITI oraz
TVN wyłącznie przez pryzmat długu jest zbyt zawężone. By ją zrozumieć, trzeba prześledzić historię rywalizacji ITI i Polsatu o polski rynek medialny. Podobne są tylko z pozoru.
Różny styl biznesu
– To dwie różne dynamiki, dwie różne historie. Ujmując rzecz w skrócie, dzisiejsza pozycja Zygmunta Solorza-Żaka to efekt tego, że biznesowo zawsze chodził po ziemi – mówi „DGP” Marek Sowa, były prezes Agory i Axel Springer Polska, wcześniej wiceprezes UPC Polska. W przypadku szefa Polsatu przejawia się to w stylu prowadzenia
przedsiębiorstwa, który charakteryzuje duża ostrożność w podejmowaniu decyzji, konsekwencja biznesowa i – co ważne w tej historii – niechęć do długów (biznesmen zrobił wyjątek dopiero przy niedawnym przejęciu Polkomtelu, na które pożyczył większość z 18 mld zł).
Najlepiej obrazuje to przejęcie przez Cyfrowy Polsat telewizji Polsat. Była to transakcja w stylu zjeść ciastko i mieć ciastko. Zygmunt Solorz-Żak, który niemal w 100 proc. kontrolował Polsat, sprzedał udziały w nim za 3,7 mld zł spółce Cyfrowy Polsat – jest ona notowana na giełdzie, a Solorz ma w niej ok. 70 proc. udziałów. Gotówkę biznesmen zgarnął dla siebie. Nagłówki gazet brzmiały znamiennie: „Polsat kupił Polsat”, „Solorz sprzedał sobie Polsat”. Przy takich transakcjach często znaleźć można drugie dno, np. w postaci długu przejmowanej spółki. Dlatego podejrzliwi analitycy pytali Dominika Libickiego, prezesa spółki Cyfrowego Polsatu, czy przypadkiem Polsat nie ukrywa jakichś zobowiązań, które zaciążyłyby na jej finansach. Szef Cyfrowego Polsatu przyznał: – Owszem, Polsat ma długi. Całe 10 mln euro. Analitycy wybuchnęli gromkim śmiechem, bo przy
transakcji wartej 3,7 mld zł i rocznych zyskach samego Polsatu rzędu ponad 200 mln zł, niecałe 10 mln euro (wówczas 40 mln zł) długu to tyle co nic.
Po lewej stronie Wisły, w warszawskiej siedzibie TVN na Wiertniczej, sytuacja wyglądała odmiennie. ITI zdecydował, że sprzeda platformę n spółce TVN w 2008 roku, czyli długo zanim taki sam manewr zastosował Solorz-Żak z Polsatem. Sytuacja finansowa TVN i ITI była jednak diametralnie różna – n miała w momencie przejęcie niecałe 600 tys. użytkowników, a roczna strata za 2008 rok wyniosła ok. 300 mln zł. Mimo to TVN objął wówczas 25 proc. udziałów w n, płacąc za nie 95 mln euro, co wywołało gwałtowny spadek kursu akcji spółki notowanej na warszawskiej giełdzie. Wycenę uznano za wygórowaną, a zastrzeżenia budziło to, że pieniądze powędrowały z TVN (należącego do Grupy ITI oraz akcjonariuszy mniejszościowych) do kasy Grupy ITI należącej do Jana Wejcherta, Mariusza Waltera, Brunona Valsangiacomo i Wojciecha Kostrzewy. Rok później TVN wyłożył kolejne 46,2 mln euro w gotówce za akcje i wierzytelności platformy, by zwiększyć udział do 51 proc. – Na rynku panowała opinia, że właściciele ITI ostro szarżowali – wspomina jeden z analityków. Jan Wejchert, ówczesny prezydent Grupy ITI i jej większościowy udziałowiec, tłumaczył ten ruch czystą ekonomią i wyceną rynkową. – N strategicznie wzmocni TVN. A ITI nie daje nic TVN za darmo – odpowiadał na zarzuty dotyczące zbyt wysokiej wyceny platformy.
Palma pierwszeństwa
Zdaniem Andrzeja Zarębskiego, eksperta mediów, kluczem do zrozumienia dzisiejszego obrotu zdarzeń – tego, że imperium Solorza-Żaka ciągle rośnie i ma zdrowe fundamenty finansowe, a TVN stoi na rozdrożu – jest prześledzenie tego, co się działo, gdy rywale uruchamiali swoje przedsięwzięcia. – Polsat skorzystał z pierwszeństwa obecności na rynku telewizyjnym, a TVN w najbardziej kluczowych segmentach, czyli telewizji ogólnopolskiej, a potem rynku dystrybucji satelitarnej, musiał gonić konkurencję, walcząc równocześnie z ograniczeniami swojej koncesji – przypomina w rozmowie z „DGP”. – Premia za pierwszeństwo to nie teoria, to realny czynnik decydujący o biznesowej przewadze – dodaje Sawala-Uryasz.
To Solorz-Żak jako pierwszy otrzymał koncesję na uruchomienie w Polsce ogólnopolskiej telewizji, która ruszyła w 1992 roku. Przez kolejne pięć lat jej jedynym konkurentem była TVP. ITI pojawia się w tej rozgrywce dopiero w 1997 roku, na dodatek tylko z koncesją ponadregionalną. – Mimo to udało jej się osłabić pozycję Polsatu, głównie dzięki talentowi i determinacji Mariusza Waltera i Jana Wejcherta – mówi Zarębski.
Solorz-Żak od początku kierował ofertę do prowincji, kusząc serialami takimi jak „Świat według Bundych”, a potem „Świat według Kiepskich”. Złośliwi nazywali stację „największą audiowizualną kserokopiarką na rynku”, kpiąc z tego, że opiera się na przenoszonych z Zachodu wyświechtanych formatach. TVN miał być telewizją dla inteligentów. Stacja Waltera i Wejcherta po kolei rewolucjonizowała rynek telewizyjny, wprowadzając takie formaty programowe, jak „Big Brother”, „Agent”, „Milionerzy”, a potem „Taniec z Gwiazdami”. To TVN rzucił rękawicę publicznym „Wiadomościom”, uruchamiając „Fakty” o tej samej porze (ostatecznie są nadawane pół godziny wcześniej). Potem przyszła pora na TVN 24, pierwszy kanał informacyjny w Polsce. – Wewnętrzne analizy mówiły, że to się nie uda. Udziałowcy nie chcieli dać na to pieniędzy, więc Mariusz i Jan uruchomili tę stację z własnych oszczędności. Mieli wizję, która się ziściła – wspomina Zarębski. Dzięki tym nowościom TVN systematycznie piął się w rankingach oglądalności, wyprzedzając Polsat w najważniejszej dla siebie grupie: mieszkańców dużych miast w wieku 16 – 49 lat, czyli tej, którą reklamodawcy kochają najbardziej.
Ale ta sytuacja się zmieniła. – Gdyby dziś włączyć Polsat i TVN i zasłonić logo, można mieć problemy z odróżnieniem stacji. Obie telewizje spotkały się w podobnym miejscu, choć startowały z różnych pozycji – podkreśla Marek Sowa. Analitycy zwracają uwagę na jeszcze jedno – w I kwartale tego roku Polsat wyprzedził TVN na pozycji lidera rynku reklamy telewizyjnej. Zarębski przypomina, że Solorzowi-Żakowi udało się to osiągnąć, bo włączył swoje kanały do dystrybucji Cyfry+, zwiększając ich zasięg. I – co ważniejsze – przełamując dotychczasowy paradygmat, że każdy nadawca musi trzymać swoje kanały na wyłączność.
Biznes ważniejszy niż telewizja
Łatwo wskazać inny moment zwrotny w historii obu grup. Pod koniec lat 90. pojawił się pomysł utworzenia polskiego operatora satelitarnego, czyli wielkiej platformy satelitarnej, która dostarczałaby telewizję do polskich domów. Partycypować miały w tym przedsięwzięciu Canal+ oraz Polsat. Zaproszono też TVN. Ale Jan Wejchert i Mariusz Walter powiedzieli: nie. Solorz-Żak – przeciwnie.
Właściciel Polsatu doszedł do wniosku, że dystrybucja programów może być biznesem ważniejszym nawet niż sama telewizja. Miał nosa, choć wtedy nikt nie dawał mu szans. Na rynku działała już Cyfra+, na dodatek jej szefostwo twierdziło, że stać ją na to, by rozdawać dekodery za darmo. – A ja będę je sprzedawać – mówił wówczas pewny siebie Solorz-Żak. Tajemnicą jego sukcesu była prostota i dobre rozpoznanie rynku: niskie ceny i adresowanie oferty do klientów z miast i miasteczek. Dziś Cyfrowy Polsat przegonił Cyfrę+ i jest największą satelitarną platformą w Polsce z 3,5 mln abonentów.
ITI postanowił wejść na ten rynek dopiero pięć lat później. Platforma n ruszyła w 2006 r. Kosztem gigantycznych inwestycji zaproponowała najbardziej nowoczesną ofertę na rynku, bogatą w kanały nadawane w wysokiej rozdzielczości i dekodery HD. Konkurencja odstawała na kilometr. Wizja Jana Wejcherta była taka: dotrzeć do klientów z górnej półki, wymagających, ale dobrze zarabiających. I to się po części udało. N do końca tego roku ma mieć 900 tys. użytkowników. Andrzej Zarębski dodaje też, że wprowadzając ten projekt, ITI znowu nadawało ton, jak wcześniej w telewizji. – N dokonała rewolucji, polski rynek płatnej telewizji stał się najbardziej konkurencyjny w Europie. Cyfra+ i Cyfrowy Polsat zostały zmuszone do rozwoju, poprawy oferty i jakości obsługi – dodaje. Ale, na nieszczęście n, zrobiły to błyskawicznie i nie dały sobie odebrać klientów. Przeciwnie, zaczęły pozyskiwać także tych, którzy teoretycznie mieli być grupą docelową n.
– Okazało się, że rynek nasyca się szybciej, niż sądzili twórcy n – tłumaczy Przemysław Sawala-Uryasz. Jeśli dodać do tego gigantyczne inwestycje w nowe technologie, nic dziwnego, że n po czterech latach od wejścia na rynek wciąż na siebie nie zarabia. Sawala-Uryasz dodaje, że gdyby dziś platforma nie była częścią giełdowej TVN, samodzielnie miałaby problem z bieżącą spłatą swojego zadłużenia.
Monolit pęka
Przewaga grupy Polsatu nad grupą TVN leży także w ośrodkach władzy. Solorz-Żak od początku rządzi sam, a do tego nawet dziś lubi angażować się w konkretne projekty.
ITI nigdy nie było monolitem. Wspólne biznesy Jana Wejcherta i Mariusza Waltera zaczęły się m.in. od chipsów, a potem dystrybucji odtwarzaczy Hitachi. Gdy weszli razem w telewizję, potrzebowali dodatkowego kapitału. Pojawiło się więcej udziałowców. Nie tylko Bruno Valgiansacomo, ale także grupy medialne, takie jak SBS Broadcasting i CME. Potem dołączył do nich także Wojciech Kostrzewa.
Osoby znające kulisy współpracy między udziałowcami przyznają, że czasami dochodziło do różnicy zdań. Jan Wejchert trzymał jednak wszystko w ryzach. Potrafił nawet ugasić potencjalny pożar, jakim mogło grozić zastąpienie na stanowisku prezesa TVN Piotra Waltera Szwajcarem Markusem Tellenbachem. Na rynku huczało wtedy od plotek, że w ITI tli się konflikt. „Gwardia Szwajcarska wzięła władzę” – mówili anonimowo analitycy o zawirowaniach kadrowych na Wiertniczej, mając na myśli ludzi Wejcherta i Valgiansacoma. Wejchert uspokajał jednak sytuację, twierdząc, że celem najwyższym jest dobro grupy. Choć na rynku spekulowało się, że był to cios dla Piotra Waltera, Wejchert uspokajał: – Spotykamy się bardzo często, jest w świetnej formie. Jeżeli nawet miał jakieś rozterki czy nieprzyjemne uczucia związane z tą zmianą, myślę, że głównie z powodu presji zewnętrznej – mówił w wywiadzie dla „GP”.
– Dopóki żył Jan Wejchert (zmarł w 2009 roku – red.), grupa miała realnego lidera i wizjonera w jednej osobie. Po jego odejściu zabrakło silnego, jednorodnego przywództwa – mówi Andrzej Zarębski. Jeden z przedstawicieli rynku proszący o anonimowość dodaje: – Wejchert był liderem tej grupy. Wydawało się, że to już silna korporacja, która świetnie poradzi sobie pod jego nieobecność, bo wychowała następców. W przypadku Solorza-Żaka cały biznes jest oparty na nim jeszcze bardziej niż w ITI na Wejchercie. Przykład ITI jest więc dobrym punktem do zastanowienia się, co stałoby się z biznesem Solorza-Żaka, gdyby go zabrakło.
Analitycy przyznają, że Solorz-Żak ma lojalnych ludzi, a na dodatek potrafi ściągać kolejnych. Przy transakcji sprzedaży Cyfrowemu Polsatowi akcji Polsatu doradzała mu Karen Burgess, wieloletnia dyrektor finansowa TVN, która rozstała się niespodziewanie z tą grupą w ubiegłym roku. Jednak do tej pory Solorz-Żak nie wskazał przyszłego sukcesora. Spekuluje się, że będzie nim 31-letni obecnie syn Tobias. Ojciec wprowadził go do wielkiego biznesu, stawiając na czele spółki, która niedawno przejęła Polkomtel.
Co dalej z ITI i TVN?
– Sama TVN to maszynka do robienia pieniędzy, na pewno byłaby cennym aktywem dla wielu potencjalnych inwestorów. Ale musimy poczekać, bo nie wiemy, czy do sprzedaży dojdzie, a jeśli, to w jakiej formie: poszczególnych firm czy spółki w całości – mówi „DGP” Przemysław Sawala-Uryasz.
Pierwszy scenariusz oznacza pojawienie się na rynku globalnego telewizyjnego giganta. Może to być amerykański Time Warner, który według naszych informacji prowadzi najbardziej zaawansowane rozmowy z koncernem ITI. Ale wciąż w grze zamieszać mogą News Corp. Ruperta Murdocha, Bertelsmann czy Vivendi.
Do prawdziwej rewolucji dojdzie jednak, jeśli TVN i należące do niego spółki będą sprzedawane w częściach. Wówczas na liście chętnych do przejęć pojawi się długa lista niewymienianych dotychczas graczy. Po Onet.pl, największy polski portal internetowy, ręce i pieniądze wyciągną na pewno Ringier Axel Springer Polska i Agora. Z kolei w walce o N mogą się spotkać Cyfra+, należąca do francuskiego Vivendi, z Telekomunikacją Polską, która marzy, by rozdawać karty na rynku telewizyjnej dystrybucji. A kto wie – spekulują niektórzy – czy w rozgrywce nie pojawi się znowu Zygmunt Solorz-Żak ze swoją platformą satelitarną Cyfrowy Polsat.