Ostatnie lata to istne eldorado surowcowe i jak na razie nie widać zbyt wielu powodów do tego, by spodziewać się znacznych korekt na tym rynku. Warto jednak zastanowić się, czy przy relatywnie wysokich cenach można oczekiwać dalszego ich wzrostu. Fundamentalnie na to patrząc, pomimo rosnącego popytu na surowce, przede wszystkim z Chin i Indii, obecne ceny sprzyjają substytucji wielu podstawowych surowców. Im dłużej utrzymują się na stałym poziomie czy też mają tendencję rosnącą, tym większe prawdopodobieństwo zastępowalności, które w średnim okresie cenę obniży. To nie oznacza wcale, że przejściowo surowce nie będą znacznie droższe, choćby z powodu niepewności w krajach arabskich.
Debiut JSW i wycena spółki przypomniały o znanej prawdzie, że w Polsce, paradoksalnie, wciąż króluje węgiel. Jeszcze niedawno Bank Światowy szacował, że optymalna struktura energetyczna Polski, polegająca na częściowym zastąpieniu energii z węgla energią atomową, doprowadziłaby do tego, że w roku 2020 węgiel stanowiłby jedynie 68 proc. produkcji krajowej energii (dzisiaj jest to ponad 90 proc.), podczas gdy elektrownie atomowe produkowałyby 10 proc. Ewentualne niedobory energetyczne miały być neutralizowane poprzez import energii, w szczególności z Niemiec. Wiele się ostatnio zmieniło. Po wypadku w Fukushimie rząd niemiecki podjął decyzję o natychmiastowym zamknięciu siedmiu najstarszych elektrowni jądrowych, a do 2022 roku kolejnych dziesięciu. W efekcie Niemcy utracą 23 proc. produkowanej w kraju energii i będą importerem energii netto. Co prawda w Niemczech buduje się nowe moce energetyczne bazujące na odnawialnych źródłach, ale nie uda się zneutralizować efektu zamknięcia elektrowni atomowych. Zarówno Polska, jak i Niemcy będą musiały opierać swą strategię energetyczną na imporcie.
W Polsce planowano wybudowanie dwóch elektrowni atomowych do roku 2020. Ale po Fukushimie będzie to znacznie droższe. Nie wspominając o aspekcie politycznym, w wielu krajach, podobnie jak w Niemczech, może nastąpić zmiana podejścia społeczeństw do energii atomowej. Obiektywnie rzecz biorąc mało prawdopodobne wydaje się, aby Polska zdołała do 2020 roku zbudować planowaną podaż energii atomowej i niezbędną infrastrukturę.
Nie wspominam o gazie łupkowym, bo pozyskiwanie energii z tego źródła wciąż jest na papierze. Niemniej suma tych wydarzeń, a w szczególności efekt Fukushimy, i zamknięcie energetyki jądrowej w Niemczech, wymaga zupełnie nowego podejścia Europy do zagadnień energetycznych. Również w polskiej retoryce powinny zmienić się akcenty. To, że Polska jest przeciwna dalszym drastycznym ograniczeniom emisji CO2, nie wynika przecież z naszego widzimisię, ale z obiektywnych uwarunkowań, które stały się jeszcze większym wyzwaniem po Fukushimie. Z jednej strony nie ma co się ekscytować polskim węglem i tym, że dzisiaj jest zyskowny, z drugiej zaś przyszedł lub zaraz przyjdzie czas na przedefiniowanie celów strategii unijnej w zakresie energetyki niskoemisyjnej. W taki sposób, aby uwzględnić zarówno w całej Unii, jak i w Polsce nowe realia. A na razie możemy się cieszyć z tego, że mamy kolejną spółkę surowcową na parkiecie.