24-godzinny strajk przeciwko rządowym planom oszczędnościowym zorganizowany przez największe związki zawodowe sparaliżował w środę usługi publiczne w Grecji.

Państwowe szpitale obsługuje minimalna liczba personelu, zakłócony jest transport publiczny i ruch w portach. Radio i telewizja nie nadają programów informacyjnych.

Jak podkreśla agencja Associated Press normalnie funkcjonują lotniska, a kontrolerzy ruchu lotniczego odwołali udział w strajku.

"Wciąż chcą, byśmy dali więcej - uważa Ilias Iliopulos, sekretarz generalny związku zawodowego urzędników ADEDY. - Teraz znów chcą zredukować nasze pensje i dodatki, z tego co nam jeszcze zostało".

Socjalistyczny grecki rząd przygotowuje się do batalii legislacyjnej, by uchwalić kolejne reformy oszczędnościowe, które będą obowiązywały po zakończeniu jego kadencji. W tym miesiącu musi uchwalić program na lata 2012-2015 wart 28 mld euro, w przeciwnym razie nie otrzyma kolejnej transzy pomocy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej.

Żeby spełnić swoje zobowiązania premier Jeorjos Papandreu złamał obietnicę, że nie będzie nakładał nowych podatków i wprowadził czteroletni program prywatyzacyjny wart 50 mld euro, który wywołał kolejną falę niezadowolenia.

Demonstranci, którzy od 25 maja okupują plac Syntagma (Konstytucji) w Atenach, całą noc grali na bębnach, a w środę rano dołączyli do nich kolejni protestujący, którzy wykrzykiwali pod parlamentem antyrządowe hasła.

Dwie duże demonstracje zorganizowane przez związkowców w centrum stolicy mają się zacząć po godz. 10 (9 czasu polskiego). Jak podkreśla agencja AP, podobne demonstracje często mają gwałtowny przebieg.

Protestujący na placu Syntagma zapowiadają również, że planują zablokować wejście do parlamentu zanim w środę po południu rozpocznie się w nim debata na temat kolejnych oszczędności.