Z powodu problemów na rynku walutowym białoruskie firmy wysłały na przymusowy urlop 600 tys. ludzi, a niektóre z nich nie pracują już dwa miesiące - pisze sobotnia "Komsomolskaja Prawda", cytując oceny ekspertów dotyczące sfery małego i średniego biznesu.

Brak walut zagranicznych na rynku uderzył przede wszystkim w producentów, którzy nie mogą rozliczyć się za wyposażenie, materiały i części - wyjaśnia gazeta. "Znam przypadek firmy, która, by nie stracić reputacji, kupiła dolary w banku łotewskim, po 7 tys. rubli (oficjalny kurs białoruskiego Banku Narodowego to niewiele ponad 3 tys. rubli za dolara)" - mówi gazecie szef stowarzyszenia przedsiębiorców Uładzimir Kariahin.

Stracili też importerzy - "Komsomolskaja Prawda" pisze, że oddziały handlowe firm sprowadzających różne towary z zagranicy nie pracują już prawie dwa miesiące.

Nie wstrzymują pracy przedstawicielstwa firm zagranicznych

Nie wstrzymują pracy przedstawicielstwa firm zagranicznych. Wiele z nich prosi swoje główne biura za granicą, by pozwoliły im wypłacać pensje w dewizach. Nie wiadomo jednak, jakim kursem się posługiwać: oficjalny kurs już nie odpowiada rzeczywistości, ale inwestorzy zagraniczni nie chcą też posługiwać się kursem czarnorynkowym obcych walut - wskazuje gazeta.

"Komsomolskaja Prawda" podkreśla, że w tej sytuacji przedsiębiorcy oczekują od rządu i Banku Narodowego podjęcia decyzji. "Dewaluacja, przejście na rubel rosyjski, na euro, na cokolwiek - tylko rozwiążcie problem. Albo powiedzcie wprost - wyjeżdżajcie do Rosji i tam rejestrujcie swój biznes" - pisze gazeta.

Dziennik zauważa, że 600 tysięcy ludzi to mniej więcej jedna trzecia mieszkańców stolicy Białorusi - Mińska.