4,2 mld złotych wydaliśmy w ciągu roku w sklepach przy stacjach benzynowych, z czego ponad miliard na alkohol. Jeśli nie będą mogły go sprzedawać, ich zyski spadną o 300 – 400 mln zł. Straty odrabiałyby na marżach na paliwo.
4,2 mld złotych wydaliśmy w ciągu roku w sklepach przy stacjach benzynowych, z czego ponad miliard na alkohol. Jeśli nie będą mogły go sprzedawać, ich zyski spadną o 300 – 400 mln zł. Straty odrabiałyby na marżach na paliwo.
Alkohole generują jedną czwartą przychodów sklepów mieszczących się przy stacjach benzynowych. Sam zysk z ich sprzedaży może być jeszcze bardziej imponujący, ponieważ marże na piwie, wódce, winie czy whisky w większości przypadków wahają się między 30 a 40 proc. Gdyby zatem senatorski projekt ustawy zakładający zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach wszedł w życie, roczne przychody przeciętnej stacji zmniejszyłyby się średnio o 160 tys. zł, a jej zysk o 50 – 60 tys. zł.
– To oczywiste, że taką stratę musielibyśmy w jakiś sposób pokryć i nie zrobilibyśmy tego, sprzedając wodę mineralną czy pieczywo. Musielibyśmy poszukać nowych źródeł przychodu, niewykluczone, że w górę poszłyby marże na samym paliwie – mówi „DGP” przedstawiciel jednego z dużych zagranicznych koncernów obecnych na polskim rynku. Jaka dokładnie miałaby być ewentualna podwyżka, nie zdradza, niemniej spodziewać się należy, że marże na litrze paliwa poszłyby w górę o 3 – 5 groszy. Teoretycznie to niewiele, lecz dla przeciętnego Kowalskiego przejeżdżającego około 20 tys. kilometrów rocznie oznacza rachunek za paliwo wyższy o 50 – 70 zł.
Kilkanaście lat temu sklepy działające przy stacjach benzynowych były jedynie uzupełnieniem dla oferty paliwowej. Dzisiaj bez możliwości sprzedawania artykułów FMCG (z ang. fast moving consumer goods – dobra szybko zbywalne, takie jak artykuły spożywcze czy chemiczne) większość stacji nie miałaby szans związać końca z końcem. – Sklep generuje aż jedną trzecią naszych zysków, a na razie jeszcze nie mamy w nim alkoholu. Dopiero staramy się o koncesję – mówi Tomasz Kalman, szef stacji paliw Moya pod Sochaczewem. Zdarza się, że w przypadku niektórych stacji oferujących także alkohol, zyski ze sprzedaży artykułów szybkozbywalnych przekraczają już zyski ze sprzedaży benzyny, oleju napędowego i gazu LPG razem wziętych.
Sklepy działające przy stacjach paliw mają już pięcioprocentowy udział w całym sektorze FMCG. Ich znaczenie wyraźnie wzrosło po wejściu w życie w październiku 2007 r. ustawy zakazującej handlu w niektóre święta. Stacje jako miejsca użyteczności publicznej zostały bowiem z ustawy wyłączone.
Z danych firmy Nielsen wynika, że tylko w ciągu ostatniego roku wartość rynku artykułów FMCG sprzedanych na stacjach paliwowych zwiększyła się o ponad 10 proc. W okresie od lutego 2009 r. do końca stycznia 2010 r. Polacy wydali w nich 3,7 mld zł, podczas gdy w ciągu kolejnych 12 miesięcy już niemal 4,2 mld zł, z czego ponad miliard złotych (24,2 proc.) – na alkohol.
Na jeden działający przy stacji sklep przypada średnio 52 tys. zł utargu miesięcznie, z czego 13 tys. zł stanowią wpływy ze sprzedaży alkoholu – głównie piwa i wódki, lecz coraz częściej także wina czy whisky. Rynek jest tak chłonny, że niektóre koncerny zdecydowały się stworzyć własne marki alkoholu oraz urządzają regularne promocje. Wyłącznie na stacjach Statoil dostępne jest piwo Trzy Korony produkowane na zlecenie koncernu przez browar Carlsberg Okocim. Z kolei BP okresowo oferuje rabaty na droższe alkohole – są weekendy, kiedy markową whisky, wódkę czy wino można kupić na stacji taniej niż w dyskoncie.
Zdaniem samych zainteresowanych, gdyby cały ten alkohol wyparował z przystacyjnych sklepów, ich obroty spadłyby co najmniej o jedną trzecią. – Rzeczywisty spadek może być większy, ponieważ z naszych obserwacji wynika, że gdy ktoś kupuje piwo, to automatycznie sięga po słodycze, czipsy, paluszki czy napoje bezalkoholowe – mówi nam przedstawiciel PKN Orlen. Anonimowo, ponieważ władze koncernu postanowiły, że nie zajmą oficjalnego stanowiska w sprawie projektu ustawy zakazującej sprzedawania alkoholu na stacjach paliw. Z naszych obliczeń wynika jednak, że gdyby ze wszystkich 1700 stacji należących do spółki zniknęły wysokoprocentowe napoje, jej roczne przychody skurczyłyby się o prawie 260 mln złotych, a zysk nawet o 100 mln zł. Wszystkie polskie stacje straciłyby 300 – 400 mln zł.
PRAWO
Kiedy, gdzie i jak można sprzedawać alkohol
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi dokładnie określa, kto i kiedy może handlować trunkami zawierającymi procenty.
● Wyłączne prawo do przyznania koncesji ma wójt, burmistrz lub prezydenta miasta. Zezwolenie wydawane jest w gminie, w której przedsiębiorca prowadzi sprzedaż alkoholu. Najpierw jednak musi on złożyć obszerny pisemny wniosek w urzędzie, zawierający m.in.: rodzaj zezwolenia, o jakie się ubiega, adres punktu sprzedaży, adres punktu składowania napojów alkoholowych. Do wniosku należy dołączyć m.in. dokument potwierdzający tytuł prawny przedsiębiorcy do lokalu, w którym zamierza sprzedawać alkohol, a także decyzję właściwego państwowego powiatowego inspektora sanitarnego.
● Roczna koncesja na sprzedaż zarówno piwa, wina, jak i mocniejszych alkoholi kosztuje ponad trzy tysiące złotych. Zezwolenia wydawane są wyłącznie na czas określony. W przypadku sprzedaży detalicznej zezwolenie wydaje się na czas nie krótszy niż cztery lata.
● Miejsca, w których nie można sprzedawać napojów alkoholowych, określa artykuł 14 Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Nie można tego robić m.in. na terenie szkół, placówek oświatowo-wychowawczych, domów studenckich a także na terenie zakładów pracy. Handlować alkoholem, a także go spożywać nie można w środkach i obiektach komunikacji publicznej, na ulicach, placach i w parkach. Ponadto zabronione jest podawanie napojów zawierających więcej niż 18 proc. alkoholu w ośrodkach szkoleniowych i domach wypoczynkowych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama