Skandal w Alibaba.com, największym w Chinach serwisie handlu internetowego, który kojarzy sprzedawców z nabywcami, na tyle mocno podważył jego wiarygodność, że potencjalni klienci mogą odpłynąć do Google i serwisu Global Sources, chińskiego organizatora tragów handlowych – twierdzi agencja Bloomberg.

Dotychczasowy sukces Alibaby, która działa od 11 lat, polegał na trafnym umiejscowieniu się w segmencie business-to- business, czyli B2B. Pośredniczyła ona w wyszukiwaniu dla nabywców, głównie z USA i Europy, tanich dostawców w Chinach, Wietnamie i Pakistanie. Obroty serwisu wzrosły trzykrotnie z kwoty 171,1 mln dolarów w 2006 roku do 567,2 mln dolarów w roku 2009.

Jednak w ostatnich dwóch latach w serwisie zarejestrowało się ponad 2,3 tys. fałszywych dostawców, i to pod z sygnaturką "superdostawcy" (Gold Suppliers). Oferowali oni zagranicznym firmom tanią elektronikę, która nigdy nie została wysłana Według Jack Ma, założyciela Alibaby i przewodniczący rady nadzorczej oszustom udało się przejść weryfikację dzięki pomocy pracowników firmy. W proceder miało być zamieszanych nawet około stu osób, choć przeciętna wartość oszustwa była niższa od 1,2 tys. dol.

Do dymisji podali się szef serwisu i dyrektor ds. finansowych. Od czasu ujawnienia skandalu notowania Alibaby na giełdzie w Hongkongu spadły o 13 proc. , a firma straciła co najmniej 1 mld dolarów wartości rynkowej. W poniedziałek akcje Alibaby potaniały w Hongkongu o 4 proc. Większość analityków rekomenduje sprzedaż walorów firmy.

Dla nabywców korzystanie z serwisu Alibaby ( prowadzony jest w językach chińskim, angielskim i japońskim) było darmowe, natomiast dostawcy za pojawienie się na liście „superdostawców” uiszczali roczną opłatę w wysokości 29 800 juanów (4,5 tys. dolarów).

Teraz Google, operator największej wyszukiwarki na świecie, mógłby przejąć część biznesu Alibaby: dostawcy z własnymi stronami internetowymi musieliby płacić Google za pokazywanie się ich ofert w wynikach wyszukiwania - uważa Muzhi Li, analityk japońskiego domu maklerskiego Mizuho Securities Asia w Hongkongu.

Korzyści z potknięcia Alibaby może również wynieść Global Sources z Shenzhen, chiński organizator targów handlowych, na których nabywcy są kojarzeni z sprzedawcami różnych produktów, w tym elektroniki, zabawek i bielizny. Merle Hinrichs, szef firmy twierdzi, że ma w swoim rejestrze 260 tys. dostawców, głownie z Azji i około 970 tys. nabywców z całego świata.