Zakaz palenia w miejscach publicznych stworzył w Polsce zupełnie nowy rynek. Sprzedawcy specjalnych wiat i palarni liczą zyski, bo od tygodnia sprzedaż tych urządzeń wzrosła nawet kilkunastokrotnie.
Zakaz palenia w miejscach publicznych stworzył w Polsce zupełnie nowy rynek. Sprzedawcy specjalnych wiat i palarni liczą zyski, bo od tygodnia sprzedaż tych urządzeń wzrosła nawet kilkunastokrotnie.
Tyle że nawet Główny Inspektor Sanitarny nie jest do końca pewien, czy są one zgodne z nowym prawem.
Trzy ścianki z hartowanego szkła, pochłaniacz dymu, popielnica gromadząca niedopałki, które szybko gasną z braku powietrza, wentylator wymieniający powietrze kilkadziesiąt razy na godzinę – wszystko w cenie od 20 do 30 tys. zł. Im większa, tym oczywiście droższa. Dotychczas były u nas rzadkością. W całym kraju funkcjonowało ich może kilkadziesiąt. Ustawa antynikotynowa, która weszła w życie 15 listopada, jednak rozbudziła ogromne zainteresowanie nimi.
– Ja już od dwóch lat czekałam na tę ustawę – cieszy się Joanna Wacławek, dyrektor działu handlowego w firmie Palarnie.pl. – Teraz naprawdę zaczął się u nas ruch. Od tygodnia dzień w dzień mamy po około 40 zapytań dotyczących palarni. Wcześniej było ich co najwyżej kilka dziennie.
Palarnie.pl nie chcą zdradzić, ile już takich specjalnych urządzeń sprzedały od wejścia w życie nowego prawa. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że spośród sprzedawców podobnych urządzeń, których jest obecnie w Polsce już kilkunastu, większość swoją działalność zaczęła w ostatnim roku. Łącznie tylko w ciągu ostatniego miesiąca mogli oni sprzedać co najmniej kilkadziesiąt specjalnych kabin. Nikt oficjalnie nie podaje wyników sprzedaży. Wiadomo jednak, że na jednej kabinie firma sprzedająca zarabia od 5 do 10 tys. zł.
- Większość zamówień jest od właścicieli lokali rozrywkowo-gastronomicznych – mówi Wacławek. Potwierdzają to także inni dystrybutorzy kabin. – 90 procent zainteresowania to gastronomia – przytakuje sklep Palarnie.eu.
Trzy kabiny już wstawił, a kolejne dwie planuje wstawić Paweł Zyner, właściciel kilku restauracji w Łodzi. W „Anatewce” kabina stoi w sali dla palących, ale w „Varosce” już jest tylko jedna sala i to tam wstawiono urządzenie. – Klienci są zachwyceni tym rozwiązaniem, bo i palaczom pozwala wypalić papierosa, a niepalących chroni od dymu – mówi Zyner.
Tu jednak pojawia się problem. – Ustawa szczegółowo opisuje, jak ma wyglądać palarnia w lokalach gastronomicznych. Taka półotwarta palarnia, choćby i ze świetną wentylacją nie spełnia tych wymagań – mówi nam Jan Orgelbrand, zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego. – Oczywiście można je wstawiać do lokali, ale tylko do sali dla palących lub na zewnątrz lokalu. Jeżeli lokal ma jedną salę, to taka kabina nie spełni roli palarni – dodaje Orgelbrand.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama