20 MLD EURO wart jest unijny rynek produktów regionalnych. Polska ma w nim tylko 1 proc. udziałów. Ale w kolejce po certyfikaty UE stoi 12 naszych lokalnych przysmaków
20 MLD EURO wart jest unijny rynek produktów regionalnych. Polska ma w nim tylko 1 proc. udziałów. Ale w kolejce po certyfikaty UE stoi 12 naszych lokalnych przysmaków
Do końca tego roku możemy mieć zarejestrowanych łącznie 25 produktów regionalnych i tradycyjnych. Numerem 23. zostały właśnie jabłka łąckie, które otrzymały od Brukseli certyfikat „chronione oznaczenie geograficzne”.
Nazwa owoców produkowanych wyłącznie na terenie gminy Łącko została zastrzeżona, dostały one też znak jakości uznawany w całej UE. Dzięki unijnemu certyfikatowi produkcja łąckich owoców ma w ciągu dwóch lat wzrosnąć aż pięciokrotnie – z 2 do 10 tys. ton rocznie.
Unijny biznes związany z regionalnymi produktami rolnymi jest wart 20 mld euro rocznie, przy czym na Polskę przypada niespełna 1 proc. rynku (mniej więcej tyle, ile na znacznie mniejszą Austrię czy Czechy). Liderami są Włosi, Niemcy i Francuzi, którzy łącznie mają ponad 50 proc. udziałów w tym rynku oraz blisko 500 zarejestrowanych produktów.
Jednak Polska z roku na rok będzie zmniejszała dystans między nią a liderami, ponieważ nasi producenci tradycyjnych przysmaków dopiero dostrzegają potencjał unijnego rynku. W 2007 r. zarejestrowaliśmy tylko jeden produkt regionalny (bryndzę podhalańską). Rok później było ich już siedem, a w minionym osiem. W kolejce po unijny certyfikat nadal stoi dwanaście przysmaków, m.in. kabanosy, karp zatorski, miód drahimski, kiełbasa jałowcowa, kiełbasa myśliwska i jabłka grójeckie.
Ich producenci liczą na to, że dzięki unijnym oznaczeniom (są trzy: chroniona nazwa pochodzenia, chronione oznaczenie geograficzne oraz gwarantowana tradycyjna specjalność) otworzą się przed nimi zagraniczne rynki, a zyski szybko poszybują do góry.
Potwierdza to przykład firmy Apis z Lublina, która po otrzymaniu na swoje miody pitne certyfikatu GTS w 2008 r. zwiększyła ich eksport kilkukrotnie.
– Dwa lata temu stanowił on zaledwie kilka procent całej produkcji. Obecnie co czwarty miód wysyłamy za granicę – mówi Radosław Janik, prezes lubelskiej spółki. Tłumaczy przy tym, że we Francji czy w Niemczech oznakowania oficjalnych produktów tradycyjnych i regionalnych otwierają drzwi do wielu hipermarketów, podczas gdy w Polsce jeszcze mało kto o nich słyszał.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama