Połączenie PGE i ENERGI wywołuje gorącą dyskusję. Kraje UE dawno postawiły na konsolidację
W siedmiu spośród dziesięciu krajów z najtańszym prądem liczba znaczących producentów energii nie przekracza trzech.
We Francji i Grecji rynek podporządkowany jest jednemu graczowi. W Szwecji oraz Irlandii o klientów biją się zaledwie trzy firmy. W Hiszpanii i Portugalii, które w zestawieniu cen elektryczności plasują się pośrodku stawki, również jest tylko trzech dużych producentów i tyluż dostawców.

Wielka piątka

W Polsce rynek produkcji energii podzieliło między siebie pięciu graczy: PGE, (ok. 40 proc.), Tauron (ok. 15 proc.), Zespół Elektrowni PAK (12 proc.), Enea (8 proc.) oraz Elektrownia Rybnik (7 proc.), a cena prądu produkowanego głównie ze spalania węgla kamiennego i brunatnego i tak jest jedną z najwyższych. Głównie ze względu na przestarzałą technologię.
Po forsowanej przez rząd fuzji PGE z Energą (2 proc. rynku) układ sił w produkcji się nie zmieni, ale już wsród sprzedawców nastąpi znaczna konsolidacja, bo do sprzedającej 29 proc. energii PGE dołączy posiadająca 16 proc. rynku Energa.
– PGE będzie mogła całą wyprodukowaną energię sprzedawać swoim spółkom i dyktować im ceny na rynku – ostrzega w rozmowie z „DGP” Władysław Mielczarski, ekspert branży, prof. Politechniki Łódzkiej. – To negatywnie odbije się na cenach dla małych i średnich firm – uważa nasz rozmówca.
Transakcji, dzięki której do budżetu wpłynie 7,5 mld zł, czyli blisko jedna trzecia zaplanowanych na ten rok dochodów z prywatyzacji, sprzeciwiają się również inni eksperci, m.in. prof. Leszek Balcerowicz. Ma ona jednak także zwolenników.

Ważniejsze bezpieczeństwo

Pozytywnie o fuzji PGE i Energi wypowiada się na przykład Tomasz Chmal z Instytutu Sobieskiego.
– Za kilka lat zabraknie nam prądu, żeby tego uniknąć, potrzebujemy potężnych inwestycji. Nie bądźmy hipokrytami! Bezpieczeństwo energetyczne nie idzie w parze z konkurencją wewnętrzną. Inne duże kraje już dawno to zrozumiały – mówi ekspert rynku paliw i energi.

Kwestia ryzyka

Konsolidacja jest tym ważniejsza, że banki, które będą finansować budowę nowych mocy, myślą kategoriami minimalnego ryzyka. A im większa konkurencja, tym ryzyko strat wyższe – twierdzi nasz rozmówca.
– Liberalna polityka rządów Wielkiej Brytanii doprowadziła do tego, że jest wielu producentów i dostawców oferujących w miarę tanią energię, ale nie ma komu rozpocząć niezbędnych inwestycji w nowe moce, bo nikt nie chce pierwszy podnieść cen na sfinansowanie kosztownych projektów – argumentuje Tomasz Chmal.
Piotr Piela z Ernst & Young do argumentów za fuzją dodaje jeszcze konkurencję zewnętrzną.
– Szerokie otwarcie granic zaplanowane przez UE na 2015 r. jest planem ambitnym, ale nawet jeśli dojdzie do niego później, to większemu podmiotowi łatwiej będzie rywalizować z zachodnimi koncernami – mówi nam ekspert i zauważa, że nawet po połączeniu z Energą PGE będzie mniejsza od czeskiego CEZ, który kontroluje ponad 70 proc. lokalnego rynku.
Fuzji sprzeciwia się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Katarzyna Krasnodębska-Tomkiel, szefowa urzędu, uważa, że prawo nie pozwala na wzmocnienie podmiotu dominującego na rynku, a takim jest teraz PGE. I nie zmiani tego nowa polityka energetyczna Polski.