Skomplikowane procedury i nadmierny fiskalizm powodują, że budżet państwa każdego roku traci setki milionów złotych. Polscy importerzy wolą odprawiać swoje towary w Niemczech. I właśnie tam płacą cło.
Izba Celna w Szczecinie szacuje, że co roku traci ok. 20 mln zł, bo jedna piąta produktów importowanych do Polski clona jest przez niemieckich celników.
– Kontenery wyładowane towarem sprowadzanym na przykład z Chin czy Indii przypływają do portu w Szczecinie. Kiedy statek przybije do nadbrzeża, ładunek trafia na ciężarówki i tranzytem jest wywożony do Niemiec. Po odprawie kontenery wracają do Polski – mówi Monika Woźniak-Lewandowska z Izby Celnej w Szczecinie.
Na pierwszy rzut oka operacja jest skomplikowana, ale przynosi konkretne korzyści. Jak tłumaczy Michał Krzewiński, doradca podatkowy PricewaterhouseCoopers, gdyby osoby importujące towary np. z Chin czy USA odprawiały je w Polsce, musiałyby zapłacić nie tylko cło, ale także w ciągu dziesięciu dni VAT. Niemcy odraczają importerom zapłatę VAT – będzie ściągnięty później, w państwie, w którym dojdzie do transakcji.

Odprawa w dwie godziny

Kolejna korzyść z unikania polskich urzędów celnych to, zdaniem Michała Krzewińskiego, ucieczka od przewlekłych procedur.
– W Niemczech na dokonanie odprawy czeka się średnio dwie godziny, u nas nawet dwa tygodnie – mówi.
To efekt nie tylko lepszej organizacji niemieckiej służby celnej, ale też innego stosunku tamtejszej administracji do importerów. Niemieccy celnicy stosują specjalne ułatwienia dla wiarygodnych przedsiębiorców, którzy terminowo wywiązują się ze zobowiązań. Uproszczonej procedurze celnej poddawane jest prawie 90 proc. całego obrotu towarowego. Takie odprawy odbywają się nie w urzędzie celnym, ale na terenie firmy importowej, i dokonywane są przez jej pracownika, a nie celnika.
– U nas Ministerstwo Finansów naciska, by szczegółowo kontrolować wszystkich importerów – mówi jeden z polskich celników. Kolejna sprawa to wewnętrzne zarządzenia poszczególnych izb celnych, które też nakazują skrupulatność.

Oczywisty wybór

Ale to niejedyne powody, dla których nasi importerzy wolą clić towary po drugiej stronie zachodniej granicy.
– Zniechęcają ich też nasze przepisy sanitarne, które nakładają obowiązek kontroli wszystkich towarów sprowadzanych do Polski spoza Unii Europejskiej. W Polsce, w przeciwieństwie do Niemiec, procedura jest bardzo skomplokowana, przedłuża się w nieskończoność i jest bardzo dolegliwa dla przewoźnika – mówi Sławomir Siwy, przewodniczący związku Celnicy PL.



Marginalny problem

W takim wypadku wybór miejsca odprawy jest dla wielu przedsiębiorców oczywisty, bo za rozładunek towaru do kontroli płaci importer. Z własnej kieszeni musi też wyjąć 300 – 400 euro dla przewoźnika za każdy dzień przestoju ciężarówki z towarem do kontroli sanitarnej.
Jednak resort finansów uważa, że ucieczka importerów do zagranicznych urzędów celnych to problem marginalny. – Z naszych danych wynika, że od trzech lat wpływy pobrane przez Służbę Celną kształtują się na zbliżonym poziomie, a dochody z ceł w latach 2007 – 2009 są wyższe niż w latach 2005 – 2006 – mówi Sylwia Stelmachowska.
Celnicy na to patrzą inaczej. – W statystykach nie uwzględnia się gotówki, która mogłaby trafić do budżetu państwa, a nie trafia, bo ludzie wolą odprawić się za granicą – ripostuje Sławomir Siwy.
Do państwowej kasy trafia bowiem 25 proc. wpływów z cła od towarów odprawionych na terenie danego państwa (resztę zabiera Unia Europejska) oraz w całości VAT od importowanych produktów. W ubiegłym roku wpływy z tytułu tych dwóch opłat wyniosły łącznie prawie 22 mld zł.
Najwięcej towarów sprowadzamy z Czech i Holandii
Wstępne dane Narodowego Banku Polskiego o bilansie płatniczym Polski w lipcu 2010 r. opublikowane we wrześniu wskazują, że import do Polski zwiększył się w ciągu roku o 20 proc. i przekroczył 10,6 mld euro.
Ujemne salda handlowe odnotowano z krajami rozwijającymi się – minus 5 mld zł (minus 1,2 mld euro), z krajami Europy Środkowo-Wschodniej – minus 2,3 mld zł (minus 0,6 mld euro), a dodatnie saldo osiągnięto z krajami rozwiniętymi 4,3 mld zł (1,5 mld dol., 1 mld euro), w tym z krajami UE saldo osiągnęło poziom 5,2 mld zł (1,8 mld dol., 1,2 mld euro). Udział krajów rozwiniętych w eksporcie ogółem wynosił 85,4 proc. (w tym UE 79,5 proc.), a w imporcie 65,2 proc. (w tym UE 57,3 proc.).
Wg danych GUS najwięcej importujemy z Czech, Holandii, Chin i Indii oraz Rosji. Z ostatniego kraju głównie surowce.