Szykuje się długa, zacięta i kosztowna wojna prawna na miarę najgłośniejszej, najdroższej i najbardziej zażartej batalii sądowej w historii polskiego rynku, czyli potyczki Elektrimu z francuskim koncernem Vivendi o udziały w Erze.

Telekomunikacja Polska nie zamierza płacić 1,6 mld zł odszkodowania udziałowcom duńskiej spółki DPTG, zasądzonego przed tygodniem przez wiedeński sąd arbitrażowy. Uznał on, że tyle należy się Duńczykom z tytułu eksploatacji przez TP położonego przed dwudziestu laty światłowodu biegnącego przez Polskę. Narodowy operator uważa, że suma jest absurdalna.

– To może być batalia długa i zacięta jak obrona Stalingradu. Ale równie dobrze wszystko może się skończyć bardzo szybko niczym kilkudniowy podbój Danii przez Niemców. To zależy od determinacji obu stron, bo jest o co walczyć – mówi „DGP” Wojciech Kozłowski, radca prawny, partner kancelarii Salans, który reprezentował francuski koncern Vivendi w wieloletnim sporze o udziały w Erze z kontrolowanym przez Zygmunta Solorza-Żaka Elektrimem. Sprawa zakończyła się odmową uznania niekorzystnego dla Francuzów wyroku wydanego przez sąd arbitrażowy w Wiedniu (VIAC) i odszkodowaniem dla francuskiego koncernu w wysokości 1,8 mld euro.
Ten sam sąd ukarał teraz Telekomunikację Polską. A wszystko przez umowę sprzed 19 lat, którą nie wiadomo kto podpisał.

Trup z PRL

Dokument, z powodu którego Telekomunikacja może zapłacić gigantyczne odszkodowanie, podpisano 17 kwietnia 1991 roku. To spisana w języku angielskim umowa na budowę kabla światłowodowego, który połączył Polskę z Danią i Europą Zachodnią. W sumie 1500 kilometrów kabla leżącego na dnie Bałtyku.
Negocjowana była jeszcze w latach 80. Polska objęta była wówczas restrykcjami CoCom (Coordinating Committee for Multilateral Export Controls) zakazującymi sprzedaży nowoczesnych technologii do krajów bloku wschodniego. By ominąć restrykcje, powołano Danish Polish Telecommunications Group (DPTG). Jej udziałowcami zostali GN Store Nord (notowany na giełdzie w Kopenhadze producent aparatów słuchowych i słuchawek Bluetooth) oraz TDC, były udziałowiec Polkomtelu.
TP dysponuje tylko kserokopią samej umowy. Wiele jej zapisów jest niejasnych i nieprecyzyjnych. Nie wiadomo, ile kosztowała inwestycja. W umowie jest mowa jedynie o szacunkowych kosztach określonych przez Duńczyków na 210 mln koron duńskich, czyli około 30 mln euro. Zdaniem prawników to zapis kuriozalny – koszt powinien być określony precyzyjnie. Jest także zapis, że strona duńska odpowiada za 60 proc. kosztów inwestycji, a reszta przypada przedsiębiorstwu Poczta Polska, Telegraf i Telefon (PPTT). Istnieje też zapis, który mówi, że DPTG dostawać będzie 14,8 proc. przychodów ze światłowodu przez okres następnych 15 lat jako część zapłaty za wykonane prace. Na końcu liczącego 13 stron dokumentu zamiast czytelnych podpisów są jedynie parafki. Kto osobiście odpowiada za nieprecyzyjne dla polskiej strony zapisy – nie wiadomo. Przez lata nikt nie zwracał zresztą uwagi na tę umowę. Gdy w 1998 roku TP trafiła na giełdę, firma audytorska Arthur Andersen w raporcie dla potencjalnych inwestorów zaznaczyła jedynie, że umowa z Duńczykami ma charakter znaczący.
Na wykorzystanie nieprecyzyjnych zapisów pozwalających na dochodzenie milionowych roszczeń Duńczycy czekali cierpliwie aż do 2001 roku. Wtedy udziałowcami TP zostali francuski gigant telekomunikacyjny France Telekom oraz Kulczyk Holding.
Dla Telekomunikacji Polskiej wyrok wiedeńskiego sądu jest nie lada problemem. Zresztą trudno o gorszy dla niej moment. Od ubiegłego roku spółka stara się wyhamować wywołany ubiegłorocznym kryzysem spadek przychodów. Powoli zaczyna się jej to udawać.
– Grupa TP utrzyma swoją mocną pozycję na rynku. Chcę potwierdzić, że to wydarzenie w żaden sposób nie umniejsza naszego zaangażowania we wdrażanie średnioterminowego planu strategicznego – uspokajał zaraz po wyroku Witucki.



Zabójcza kwota

Spółka musi jednak powiększyć rezerwę na poczet potencjalnego odszkodowania. Już wcześniej tworzyła rezerwy, ale nie spodziewała się, że wartość odszkodowania będzie tak wysoka i że aż o 467 mln zł przekroczy rezerwę. Spółka przyznaje, że decyzja wiedeńskiego sądu wpłynie na wynik finansowy netto Grupy TP za cały rok 2010 r. W poniedziałek, czyli w pierwszy dzień pracy giełdy po ogłoszeniu decyzji wiedeńskiego sądu, kurs TP zanurkował o prawie 3 proc.
Co gorsza, na horyzoncie pojawia się kolejne zagrożenie, bo strona duńska zamierza iść za ciosem i złożyć kolejne roszczenie. Piątkowa decyzja sądu dotyczy tylko lat 1994 – 2004. Drugie dotyczyć będzie lat 2004 – 2009 i opiewać może na kolejne 0,5 mld zł.
Większość analityków zakłada dziś najgorsze, czyli że sąd ponownie przyzna rację stronie duńskiej. To oznacza, że rezerwy mogą być za niskie o co najmniej 1 mld zł.
Obrona przez atak
Na razie zarząd analizuje środki prawne, jakie mogłyby służyć podważeniu wyroku. Spółka może zaskarżyć decyzję do sądu austriackiego, a także walczyć o odmowę uznania wyroku przez sąd w Polsce.
– Nasze doświadczenie procesowe wskazuje, że mimo wyroku można doprowadzić do odmowy stwierdzenia jego wykonalności. Nie zmienia to jednak faktu, że sytuacja w każdej takiej sprawie jest trudna – wyjaśnia Wojciech Kozłowski.
Spółka może też próbować podważać samą umowę. Ale to, zdaniem prawników, może być najtrudniejsze, bo TP do pewnego momentu regulowała należności, czyli uznawała jej zapisy. Najprawdopodobniej operator będzie starał się podważyć wysokość kwoty żądanej przez stronę duńską. Zdaniem spółki wynika ona z błędnej interpretacji zapisów umowy.
Spółka może też próbować podważać umowę, bo podpisana została z pominięciem prawa, czyli obowiązujących wówczas regulacji CoCom. TP podkreśla także, że niejasny jest zapis, dzięki któremu Elektrim działa jako pełnomocnik PPTT, choć pod umową podpisany jest też bezpośrednio przedstawiciel PPTT. Treść pełnomocnictwa jest jednak nieznana.
Według Wojciecha Kozłowskiego teoretycznie wciąż możliwe jest każde rozwiązanie, łącznie z ugodą. – Nie sądzę, by strona duńska się teraz wycofała. Należy spodziewać się bardzo ostrego sporu w Polsce o odmowę wykonalności. Aby uzyskać odmowę, trzeba jednak wykazać bardzo konkretne przesłanki – dodaje.
Kolejny niekorzystny dla TP SA wyrok sądu arbitrażowego jest całkiem realny
Paweł Puchalski
analityk banku BZ WBK
Jeżeli sąd ponownie przyzna rację stronie duńskiej, będzie to oznaczało że rezerwy TP mogą być w sumie za niskie o co najmniej 1 mld zł w stosunku do potencjalnych roszczeń zasądzonych przez wiedeński arbitraż na rzecz DPTG. Jeżeli spółka zawiąże rezerwy na kolejną sprawę sądową, jej strata wyłącznie w trzecim kwartale może wzrosnąć nawet do 0,6 mld zł.
Ale najgorszy jest tak naprawdę prawdopodobny odpływ gotówki w wysokości 2,1 mld zł. Taka kwota oznacza, że na jedną akcję TP przypada 1,6 zł. Jeśli dotychczas rynek wyceniał podstawową działalność TP SA na 17,1 zł za akcję, obydwa wyroki powinny istotnie skorygować tę wycenę.
Kalendarium sporu o światłowód / DGP