Deficyt budżetowy będzie mniejszy od prognozowanego o 5 mld zł. Ale rząd jest zbyt zachowawczy w poszukiwaniu oszczędności. Ryzyko przekroczenia 55-procentowego progu ostrożnościowego w 2011 r. jest bardzo duże.

1,8 mld zł ma zarobić w tym roku bank centralny – dowiedział się „DGP”. To oznacza, że budżet może dostać nieco ponad 1,7 mld zł.

– Tegoroczny plan finansowy Narodowego Banku Polskiego zakłada ukształtowanie się wyniku finansowego NBP na poziomie 1,807 mld zł – potwierdził nam Zdzisław Sokal, członek zarządu banku centralnego. Zastrzegł przy tym, że „nie jest możliwe uzyskanie pewności, że wymienione kwoty ukształtują się na zaplanowanym poziomie”. Jeżeli pod koniec roku złoty się umocni, zysku może nie być wcale, bo zjedzą go różnice kursowe.

W przypadku zysku NBP każdy scenariusz jest jeszcze możliwy. – Zarówno znacząca zwyżka, jak i zjazd do zera. Te 1,8 mld zł to może być jedna z zakładanych przez bank prognoz – spekuluje Maciej Reluga z BZ WBK.

Stanisław Gomułka twierdzi, że ostrożna prognoza zysku NBP może oznaczać sowity zastrzyk gotówki do budżetu. Zgodnie z prawem 95 proc. planowanej kwoty powinno trafić do budżetu. Dla państwowej kasy 1,7 mld zł to spora suma.

Poprzedni plan finansowy, za 2009 r., opracowany jeszcze pod kierownictwem poprzedniego prezesa NBP, tragicznie zmarłego Sławomira Skrzypka, mówił o zerowym zysku. Ostatecznie do kasy państwa wpłynęły ponad 4 mld zł. – Ten zastrzyk będzie możliwy pod dwoma warunkami: osłabienia złotego pod koniec roku i wzrostu rentowności papierów skarbowych na rynkach głównych, czyli w Stanach Zjednoczonych i Niemczech – mówi nam Stanisław Gomułka.

To właśnie na tych rynkach NBP lokuje większość swoich rezerw. Tyle że do wzrostu rentowności potrzeba choćby zapowiedzi podwyżek stóp w USA i strefie euro, a na razie nikt wzrostu oprocentowania w bankach centralnych się nie spodziewa.

Nasi rozmówcy podkreślają, że jak najszybciej należałoby zmienić sposób wypłacania do budżetu zysku banku centralnego. Powinna to być średnia z ostatnich trzech lat, tak jak to jest w wielu krajach Unii Europejskiej. – Pozwoliłoby to ministrowi finansów pracować w bardziej przejrzystych warunkach – zauważa Krzysztof Rybiński, profesor SGH i były wiceprezes NBP.



Dziś rząd zdecyduje, jak ostatecznie będzie wyglądał projekt budżetu na przyszły rok. Ale już wczoraj poznaliśmy jego najważniejsze założenia: 40,2 mld zł deficytu budżetowego, 15 mld zł przychodów z prywatyzacji, wzrost PKB na poziomie 3,5 proc. oraz średnioroczna inflacja na poziomie 2,3 proc.
Nie zaskoczyły one ekonomistów, były dobrze znane od czasu przyjęcia przez gabinet Donalda Tuska wieloletniego planu finansowego. Jednak w ocenie budżetu eksperci są podzieleni.
– Liczby wyglądają dobrze. Założono przyzwoity wzrost gospodarczy, widać wysiłki na rzecz ograniczania deficytu – ocenia prof. Witold Orłowski, ekonomista firmy doradczej PricewaterhouseCoopers.
Jego zdaniem ten projekt budżetu to znak, że rząd zdaje sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest wzrost długu publicznego, i chce temu przeciwdziałać. Deficyt budżetowy jest mniejszy o prawie 5 mld zł od prognozowanego pierwotnie.
Profesorowi Krzysztofowi Rybińskiemu, byłemu wiceprezesowi NBP, nie podoba się przede wszystkim zbytnia zachowawczość rządu Donalda Tuska w poszukiwaniu oszczędności, choćby rezygnacja z ambitnego projektu reformy rolniczych ubezpieczeń. – To budżet poniżej planu minimum. Działania rządu nie gwarantują zahamowania wzrostu długu publicznego – twierdzi prof. Rybiński.

Wsparcie NBP

Te obawy częściowo podziela wiceminister finansów Hanna Majszczyk, która przyznała wczoraj, że ryzyko przekroczenia przez dług publiczny w 2011 r. 55-procentowego progu ostrożnościowego jest bardzo duże. Mimo to w budżecie na 2011 r. zostaną utrzymane wydatki na obronność kraju w wysokości 1,95 proc. PKB – zapewniła Majszczyk.
W projekcie budżetu zapisano także 1,7 mld zł, jakie do kasy państwa może wpłynąć z zysku Narodowego Banku Polskiego. – Tak zakłada plan finansowy, jednak ze względu na dużą wrażliwość omawianej wielkości na czynniki zewnętrzne nie można być pewnym, że wymienione kwoty ukształtują się na zaplanowanym poziomie – mówi „DGP” Zdzisław Sokal, wiceprezes NBP.

Miliardy z prywatyzacji

Zdaniem ekspertów nie ma też gwarancji, że Ministerstwo Skarbu zrealizuje wszystkie prywatyzacyjne plany. Przychody ze sprzedaży państwowego majątku w 2011 r. zaplanowano na poziomie 15 mld zł wobec 25 mld zł planowanych w tym roku. – Co z tego, że rząd zaplanował miliardowe wpływy. To, ile uda się uzyskać ze sprzedaży państwowych firm, będzie jasne dopiero wtedy, gdy znajdą się na nie chętni – mówi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. Ekonomista Hubert Janiszewski uważa, że przeszacowano nie tylko skalę prywatyzacji, ale też większość pozycji po stronie wpływów do państwowej kasy. Ale to akurat cechuje każdy przedwyborczy budżet.



Zmarnowana szansa

prof. Dariusz Rosati, ekonomista, były szef MSZ

Poznaliśmy główne założenia przyszłorocznego budżetu. Czy uda się je zrealizować?
Deficyt budżetowy na poziomie 40,2 mld zł to realne założenie. Ale poziom inflacji uważam za niedoszacowany. Jeśli prognozuje się 3,5 proc. wzrost gospodarczy i ożywienie gospodarcze, to inflacja powinna wynieść minimum 2,5 – 2,8 proc. Problemem może być też osiągnięcie zakładanego wzrostu gospodarczego, jeżeli RPP zacznie podnosić stopy procentowe.
Założenia budżetowe są zbyt optymistyczne?
To jest budżet bardzo krótkookresowy. Zmarnowano kolejny rok, nie usuwając systemowych przyczyn wzrostu wydatków publicznych. Ale czego oczekiwać po premierze, który przeciwstawia ekonomistów narodowi, mówiąc, że nie należy słuchać szalonych radykałów?
Jakich działań oczekiwałby pan od ministra Rostowskiego?
Największym marnotrawstwem jest niski wiek emerytalny. Dlatego jedno z najważniejszych źródeł oszczędności dla budżetu to wydłużenie wieku emerytalnego kobiet do 65 lat. Już w pierwszym roku po wprowadzeniu reformy dałoby to 1,5 mld zł oszczędności. Wyłączenie z KRUS ok. 700 tys. gospodarstw powyżej 10 ha i deklarujących wysoką dochodowość przyniosłoby kolejne 3,5 mld zł.