Na gospodarcze efekty przyjdzie nam czekać, ale polityczne zwycięstwo rząd ma już w kieszeni. Stąd pewnie nutka pychy i arogancji premiera w czasie wczorajszej debaty w Sejmie. Opozycja rozbita na PiS rozpamiętujące katastrofę smoleńską i SLD poszukujące swojej politycznej tożsamości nie jest w stanie przedstawić spójnej kontrpropozycji ratowania budżetu. Pojedyncze hasła, jakimi szermowano wczoraj w Sejmie, w tym stworzenie podatku bankowego, trudno traktować jako alternatywę dla 50-stronicowego programu rządu. Fakt, że dokument, i to przed kolejnymi korektami, zdobyły tylko redakcje, ale na swoje konto rząd może też wziąć optymistyczne reakcje rynków. Spadła rentowność polskich papierów skarbowych, co oznacza, że rząd mniej musi płacić za każdą pożyczoną złotówkę. To samonakręcająca się machina. Najpierw mieliśmy pozytywną opinię agencji Standard and Poor’s, że działania rządu wzmacniają nasz rating. – Polski rząd deklaruje znaczną redukcję deficytu w nadchodzących latach. Jeśli uda mu się osiągnąć fiskalną konsolidację, będzie ona poparta dobrymi ratingami – mówi Trevor Cullinan z S&P.
Ważniejsze jednak od światowych ekspertów będą odczucia społeczne. Zapewnienia rządu, że podwyżka podatków w minimalnym stopniu dotknie najbiedniejszych, potwierdzają również wyliczenia ekonomistów i ekspertów „DGP”. Więcej, średnie ceny żywności według Ministerstwa Finansów mogą nawet spaść o 0,9 proc.
Nie przypadkiem Donald Tusk powtarzał wczoraj: „Kilkanaście groszy, nie więcej niż kilkanaście groszy”. Jeżeli premierowi uda się przekonać opinię publiczną, że te kilkanaście groszy będzie jedyną ceną za równowagę finansową państwa, to i ten etap swoich rządów przejdzie suchą nogą. – Tusk jest dzieckiem szczęścia polityki, uda mu się, jeśli zmiany przedstawi jako realizację blokowanych dotąd reform, inaczej dobra passa rządu może się skończyć – mówi politolog prof. Wawrzyniec Konarski.
Premier pokazywał się jako polityk środka nieulegający nierealnym postulatom opozycji, ale niesłuchający też recept ekspertów ekonomicznych chcących szybszych i radykalniejszych zmian. Ale nawet tę najbardziej liberalną część swojego elektoratu premier zostawił z nutką nadziei na kilkanaście nowych ustaw regulujących rynek, usprawniających i redukujących administrację i funkcjonowanie państwa i dalszej prywatyzacji.
Ich cenę na początku przyszłego roku, czyli w momencie wprowadzenia nowych stawek podatku VAT, oszacowaliśmy na podstawie trendów rynkowych oraz prognozy producentów i hurtowników. Co prawda, ze względu na fatalną pogodę należy oczekiwać, że część produktów spożywczych zdrożeje jeszcze w tym roku, ale zmiany stawek VAT nie powinny być dodatkowym impulsem do wzrostu cen.
Jest o tym przekonany Mariusz Goszczyński, właściciel sieci warszawskich piekarni. Jego zdaniem, na ceny pieczywa może wpłynąć tylko wzrost surowców. Nowe stawki VAT będą miały marginalne znaczenie.
– Dzięki zmianom VAT ceny żywności w 2011 roku średnio mogą spaść o 0,9 pkt proc. – zapewnia Ludwik Kotecki, wiceminister finansów. Resort opiera wyliczenia na prostej symulacji: prawie połowa wydatków na żywność dotyczy tych produktów, na które stawka zostanie obniżona z 7 do 5 proc.
W przypadku części produktów można spodziewać się spadku cen. Pod warunkiem że producenci i właściciele sklepów nie zatrzymają w swoich kieszeniach wpływów z niższej stawki VAT. Może to dotyczyć takich towarów jak chleb, kiełbasa, wędliny, nabiał.
Nie będzie to proste, bo jednocześnie rośnie podstawowa stawka tego podatku, która spowoduje wzrost cen paliwa, energii elektrycznej oraz usług. To może skłonić niektórych właścicieli sklepów do wykorzystania zmian w VAT, by zwiększyć swoje prowizje. – I dlatego obniżka stawki podatku na produkty przetworzone może nie przełożyć się na spadek cen – ocenia Michał Jerzak, ekspert Warszawskiej Giełdy Towarowej.
Jeśli żywność nie zdrożeje po podwyżce VAT, rząd rzeczywiście kupi sobie nieco czasu. Ryzyko wybuchu niezadowolenia społecznego będzie wówczas znikome. I Ministerstwo Finansów będzie mogłoskupić się na składaniu budżetu..
Już wiadomo, że nie zamierza wrócić do waloryzacji progu dochodów w podatku PIT. To może mu dać kilkaset milionów złotych rocznie. Praktycznie przesądzony jest też wzrost akcyzy na wyroby tytoniowe o 4 proc. To zapewni 220 mln zł. Ministerstwo Finansów chce też nałożyć kaganiec na elastyczne wydatki budżetu. Efekt? Około 2,8 mld zł w przyszłym roku. Największe wpływy ma jednak przynieść planowana podwyżka VAT – około 5 – 6 mld zł.
Dzięki tym zabiegom jest szansa, że przyszłoroczne dochody wyniosą około 268 mld zł, tak jak zakłada rząd. Wtedy, przy zastosowaniu reguły wydatkowej, deficyt może wynieść około 45 mld zł.
Rynek już to kupił. Rentowności obligacji wczoraj spadły – średnio o 3 – 4 pkt bazowe. Resort finansów bez problemu przeprowadził wczoraj jeden z największych w historii przetargów obligacji. Czy rynki nadal będą dobrze oceniac rząd zalezy od tego na ile w ryzach będzie trzymany deficyt i dług. Minister finansów zapewnia,że nie będzie żadnej kreatywnej ksiegowości