We wtorek ok. godz. 17 rynek wyceniał franka szwajcarskiego na 3,14 zł, dolara na 3,41 zł, a euro na 4,15 zł. Najdroższy od ponad roku frank szwajcarski oznacza wyższe raty od kredytów hipotecznych denominowanych w tej walucie. W najgorszej sytuacji są ci, którzy zaciągali pożyczki we frankach w połowie 2008 r., gdy złoty był rekordowo mocny - oceniają analitycy.

Analityk z Open Finance Marcin Krasoń, pytany o komentarz przez PAP, zwrócił uwagę, że frank szwajcarski jest najdroższy od 10 marca 2009 roku. Oznacza to, że raty kredytów hipotecznych w tej walucie w ciągu miesiąca wzrosły o ponad 8 procent.

"Od kilku dni frank szwajcarski umacnia się wobec euro, a jednocześnie słabnie złoty - te dwa czynniki sprawiają, że w polskich bankach frank jest coraz droższy, co bezpośrednio przekłada się na portfele osób posiadających kredyty hipoteczne w tej walucie" - poinformował Krasoń. Według szacunków Open Finance, w takiej sytuacji jest ok. 600 tys. polskich rodzin.

Najwięcej traci ten, kto wziął kredyt we frankach latem 2008 r.

Krasoń zwrócił uwagę, że wzrost wartości szwajcarskiej waluty najbardziej odczuwają osoby, które kredyt zaciągały latem 2008 roku. Złoty był wówczas najmocniejszy, średni kurs franka według NBP 14 razy spadł nawet poniżej 2 zł, a najniżej znalazł się 31 lipca. Trwał wówczas boom hipoteczny, marże kredytowe były niskie i nie brakuje osób, które otrzymały kredyt z marżą równą 1 pkt proc. lub nawet niższą, przy średniej rynkowej na poziomie 1,3 pkt proc.

"Pierwsza rata kredytu na 300 tys. zł zaciągniętego na przełomie lipca i sierpnia 2008 roku wynosiła 1547 zł. Do dziś frank podrożał o około 60 proc. Gdyby nie spadki stóp procentowych w Szwajcarii, miesięcznie trzeba by płacić prawie 2,5 tys. złotych" - zwrócił uwagę Krasoń.

Dodał, że Szwajcarski Bank Narodowy (SNB) kilkakrotnie obniżał stopy, dzięki temu 3-miesięczny LIBOR (London Interbank Offer Rate, czyli stopa procentowa kredytów oferowanych na rynku międzybankowym w Londynie - PAP) spadł w tym czasie z 2,79 pkt. proc. do 0,11 pkt proc. W efekcie obecna rata (wg fixingu NBP z 29 czerwca br.) takiego kredytu to 1747 zł, czyli o 13 proc. więcej od początkowej.

Zdaniem Krasonia najwięcej powodów do zmartwień mają ci kredytobiorcy, którzy chcą zmienić mieszkanie, na które zaciągnęli kredyt we frankach. "Jeśli na przełomie lipca i sierpnia 2008 roku pożyczyliśmy od banku 400 tys. zł to - zakładając spread w wysokości 6,6 proc. oraz spłatę kapitału przez te dwa lata - dziś jesteśmy bankowi winni prawie 600 tys. złotych" - informuje.

Trzeba będzie zwrócić 50 proc. więcej

Chcąc wcześniej spłacić kredyt i kupić nowe mieszkanie, trzeba by zatem oddać to, co pożyczyliśmy, plus połowę tej kwoty. Dla zdecydowanej większości klientów jest to nierealne tym bardziej, że ceny nieruchomości w większości lokalizacji spadły, więc tym bardziej pieniądze ze sprzedaży mieszkania nie wystarczą na spłacenie kredytu" - wyjaśnił.

Analityk z Domu Maklerskiego X-Trade Brokers Marcin Kiepas wskazał w swoim komentarzu, że frank umacnia się nie tylko wobec złotego, ale także wobec innych walut naszego regionu. Wobec korony czeskiej jest najwyżej od lutego 2009 r., a wobec węgierskiego forinta pobił historyczny rekord.

"Umocnienie franka w relacji do złotego, korony i forinta to efekt siły szwajcarskiej waluty, budowanej na przeświadczeniu, że to dobra inwestycja na obecne niespokojne czasy. Szczególnie, że sytuacja finansowa Szwajcarii jest diametralnie różna niż strefy euro i większości europejskich gospodarek" - ocenia Kiepas.

Analityk dodał, że umocnienie franka wyraźnie przyśpieszyło, gdy władze szwajcarskiego banku centralnego zrezygnowały z walki o jego osłabienie. Według niego na wzrost wartości franka wobec złotego, korony i forinta ma także wzrost awersji do ryzyka, będący pochodną powrotu obaw o przyszłość strefy euro oraz zawirowań wokół cięć budżetowych forsowanych przez rumuński rząd.

"O ile nie ma pewności, czy strach o sytuację w krajach peryferyjnych strefy euro szybko zniknie, to sytuacja Rumunii ma szanse stosunkowo szybko się wyjaśnić. A to ograniczy presję m.in. na wyprzedaż złotego" - wskazał.



Wczoraj też frank drożał

Ponad 3,10 zł – tyle była wczoraj warta szwajcarska waluta. Wobec euro była najmocniejsza w historii, a bank centralny Helwetów najwyraźniej zrezygnował z jej osłabiania.

Wskazują na to wczorajsze wypowiedzi Jeana-Pierre Danthine’a, który dał do zrozumienia, że interwencje nie są konieczne, bo gospodarce Szwajcarii nie grozi deflacja, a i eksportowi siła narodowej waluty wydaje się nie szkodzić.
W efekcie złoty był najsłabszy do franka od 15 miesięcy. A to przekłada się na wysokość rat kredytów w walucie, które klienci często płacą w ostatnich dniach miesiąca. Jak podkreśla Halina Kochalska z Gold Finance, kredytobiorców nie ratuje nawet rekordowo niski (0,1 proc.) LIBOR3M, od którego zależy oprocentowanie kredytów we frankach.
Ale nie tylko wobec franka złoty traci na wartości. Euro kosztowało wczoraj 4,15 zł, dolar ponad 3,36 zł. – W regionie dominowały obawy o Rumunię, inwestorzy boją się, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy może opóźnić wypłatę kolejnej transzy pomocy dla tego kraju – tłumaczy Marek Rogalski, analityk DM BOŚ.
Słaby dzień zaliczyło także euro, które straciło do dolara – na koniec dnia za europejski pieniądz płacono 1,23 dol.
Zdaniem analityków polska waluta pozostanie w słabej kondycji, choć euro nie powinno podrożeć powyżej 4,17 zł. O tym, że polskiej walucie nie grozi gwałtowne osłabienie, świadczyć mogą relatywnie niskie obroty podczas poniedziałkowej sesji. Nastroje na rynku determinowane będą głównie tym, co dzieje się w gospodarce światowej. Z wydarzeń krajowych w centrum uwagi będzie posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej, po raz pierwszy pod przewodnictwem nowego prezesa – Marka Belki.
qk