Rada Europejska odrzuca proponowany przez Polskę mechanizm pomocy w razie kryzysu gazowego. Z projektu unijnego rozporządzenia w tej sprawie zniknęły zapisy, które pozwalały nam liczyć na solidarność energetyczną w razie wstrzymania dostaw.
W przyszłym tygodniu mają zostać sfinalizowane prace nad ostatecznym kształtem rozporządzenia gazowego, które ma wzmocnić bezpieczeństwo energetyczne Unii. Wszystko wskazuje na to, że negocjacje między Komisją, Radą i Parlamentem Europejskim w sprawie przyszłych uregulowań zakończą się kompromisem niekorzystnym dla Polski.
Nowe przepisy mają zapobiegać skutkom kryzysu gazowego, m.in. takiego, z jakim mieliśmy do czynienia w styczniu 2009 r.
Początkowo wydawało się, że KE przyjmie takie mechanizmy reakcji UE na wypadek zakłóceń w dostawach, o jakie występowała polska strona. Chodziło m.in. o wzmocnienie kompetencji KE, która miałaby być ciałem nie tylko koordynującym mechanizmy pomocowe, ale zarządzającym wszystkimi działaniami antykryzysowymi, czy też o taką definicję odbiorców chronionych, która obejmowałaby np. tylko przedszkola i żłobki, a nie – jak chcą Niemcy – największe zakłady przemysłowe.
Polskie postulaty, które wcześniej niemal w całości przyjęła komisja ds. przemysłu PE (ITRE), odrzuciła rada. – Okazały się one zbyt ambitne – przyznaje eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski.
Zastrzega, że nie są to definitywne rozstrzygnięcia.
Jak się dowiedzieliśmy, RE nie zgadza się, by do procesu reagowania na kryzys włączać komisarza ds. polityki zagranicznej Catherine Ashton oraz by KE miała możliwość ingerowania w plany prewencyjne państw członkowskich. Z projektu wypadł również jeden z kluczowych zapisów, który gwarantował poszczególnym krajom, że mechanizmy solidarności energetycznej zostaną uruchomione automatycznie, gdy dostawy w regionie spadną o 10 proc., a w skali całej UE o 20 proc. W takiej sytuacji moglibyśmy liczyć w razie kryzysu np. na dodatkowe dostawy gazu z Niemiec. RE wprowadziła jednak inne rozwiązanie. Zakłada ono, że o ogłoszenie stanu alarmowego w regionie może wystąpić nawet jeden kraj. W takiej sytuacji mechanizmy pomocowe nie są jednak uruchamiane z automatu, lecz decyzja należy do KE.
Polska nie ma sprzymierzeńców po stronie tych państw członkowskich, które mają zdywersyfikowane źródła dostaw, m.in. Niemiec czy Wielkiej Brytanii. – W UE jest faktyczny konflikt między krajami bardziej bezpiecznymi a tymi uzależnionymi od dostaw z jednego kierunku – mówi nam przedstawiciel MSZ.
Ernest Wyciszkiewicz z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych uważa, że problem rozbija się o pieniądze. – Gazem dysponują nie państwa, ale konkretne firmy. W projekcie rozporządzenia nie ma natomiast odpowiedzi na pytanie, jak zostanie wyceniona solidarność energetyczna – tłumaczy.
Według wstępnych założeń UE miała stworzyć budżet, z którego byłyby pokrywane opłaty za gaz sprowadzany do państw ogarniętych kryzysem. Na razie jednak nie wiadomo, kto i jakie miałby płacić składki do wspólnej kasy.