Między Niemcami a Komisją Europejską zaiskrzyło. Berlin chce uzdrawiać euro dynamicznie, po swojemu, Bruksela woli reformować ostrożnie, po europejsku. To nie tylko spór o ratowanie wspólnej waluty, ale o kształt UE. Racja stanu każe nam poprzeć Brukselę.
W Unii są wielcy (Niemcy, Francja, Wielka Brytania) oraz cała reszta. Traktaty i obyczaj tworzą subtelny balans między pierwszymi a drugimi. To dla Polski korzystny układ, możemy bowiem zawierać w UE koalicje celowe, do rozwiązywania konkretnych spraw.
Instytucje unijne zaś kontrowały ambicje wielkich, biorąc w obronę interesy tych mniejszych. Kryzys pogłębił jednak renacjonalizację europejskiej polityki. To nie instytucje, ale duzi chłopcy Europy uzgodnili plany naprawcze bez oglądania się na kolegów. Im silniejsza pozycja wielkich, tym słabsza Polski.
To niebezpieczny trend, którego sami nie powstrzymamy. Może to jednak zrobić KE. Inna sprawa, że Grecy muszą zapłacić za niefrasobliwość. Lepiej jednak, by to Bruksela, a nie Berlin, znalazła sposób, by ich – oraz innych malkontentów – skutecznie zniechęcić do psucia wspólnej waluty.