Oczywiście chodzi o pieniądze. Ale nie budżetu, bo ten raczej je straci, gdy upadną sklepy zielarskie. Chodzi o pieniądze branży farmaceutycznej. Chyba tylko jej lobbingiem można tłumaczyć, że resort zdrowia zajmuje się sprawami zaskakująco nieważnymi. Dlaczego witaminą C czy maścią borowinową, a nie pełną dostępnością tabletek przeciwbólowych w supermarketach czy stacjach benzynowych? Kto na istnieniu sklepów zielarskich traci, a na różnych pana-ibu-nuro-tabletkach zarabia? Wiadomo. Tyle że takich, którzy uzależnili się od tych ostatnich, w Polsce jest coraz więcej. A jakoś nie słychać było o ofiarach przedawkowania wapnia.