Resort finansów upomina się w NBP o przedłużenie elastycznej linii kredytowej (FCL). Linia ma pomóc ustabilizować kurs złotego.
– Jak spekulanci wiedzą, że mamy dodatkowe 20 mld dolarów, to jest mniejsze prawdopodobieństwo, że będą uciekać od złotego – tłumaczył minister finansów Jacek Rostowski. Od ubiegłego tygodnia złoty wciąż traci na wartości. Gwałtowne osłabienie polskiej waluty to wynik kryzysu greckiego i obaw inwestorów, że pogrąży on kolejne unijne kraje.
W zeszłym tygodniu resort finansów ponownie wysłał do Narodowego Banku Polskiego list z prośbą o poparcie wniosku o przedłużenie linii. Minister Rostowski ma wsparcie Rady Polityki Pieniężnej, która przyjęła uchwałę w tej sprawie przy sprzeciwie tzw. prezydenckich członków rady. Jednak do tej pory zarząd odmawiał poparcia tego wniosku. Uważa bowiem, że obecne rezerwy walutowe NBP wynoszące ponad 85 mld dol. są wystarczające.
Linia kredytowa w Międzynarodowym Funduszu Walutowym umożliwia skorzystanie z 20,5 mld dol. kredytu. Roczna opłata za możliwość skorzystania z niej wynosi 50 mln dol. W całości pokrywał ją dotąd Narodowy Bank Polski. W zeszłym tygodniu zarząd banku nie wykluczył zgody. Ale pod warunkiem, że resort finansów uzasadni wniosek „wystąpieniem czynników fiskalnych mogących mieć wpływ na bilans płatniczy kraju”.
Zarząd banku centralnego prawdopodobnie ponownie zajmie się sprawą w tym tygodniu. Wiceprezes Witold Koziński podkreślał w czwartek, że zarząd jest otwarty, ale decyzja nie wymaga pośpiechu. – Powoli zmierzamy do pozytywnego rozwiązania – zapewniał wiceszef banku centralnego. Nie wiadomo jednak, czy pozytywne wyjście oznacza zgodę na przedłużenie linii na dotychczasowych warunkach, czy sugestię, by Ministerstwo Finansów samo wystąpiło o taką linię i poniosło koszty jej funkcjonowania.
Teoretycznie dotychczasowa linia wygasała 5 maja. Jednak jak wynika z nieoficjalnych informacji, minister finansów otrzymał zapewnienie z MFW, że nie będzie problemu z jej przedłużeniem.