Celem wprowadzenia tzw. rekomendacji T jest m.in. ograniczenie liczby udzielanych kredytów, które mogłyby stać się złymi kredytami - poinformował w środę w Sejmie przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Stanisław Kluza.

Rekomendację T Komisja wydała w lutym tego roku. Składa się na nią 25 zaleceń dla banków, które obejmują zarządzanie, ryzyko, zabezpieczenia, raportowanie, relacje z klientami oraz kontrolę wewnętrzną.

Kredyt do połowy dochodów

Zgodnie z rekomendacją bank oceniając zdolność kredytową klienta, powinien przyjąć bezpieczny poziom jego zadłużenia. Chodzi o to, by zobowiązania z tytułu spłaty rat zaciągniętych kredytów czy pożyczek nie przekraczały - w przypadku osób o przeciętnych zarobkach (według publikowanych cyklicznie danych GUS o przeciętnym wynagrodzeniu w gospodarce) 50 proc. ich dochodów oraz 65 proc. dochodów w przypadku klientów o zarobkach wyższych.

Rekomendacja nakłada na banki m.in. obowiązek informowania klienta o ryzyku i wszystkich kosztach związanych z umową kredytową przed jej zawarciem.

Według Komisji, potrzeba wydania Rekomendacji T wynika zarówno z pogarszania się portfela kredytowego, jak i zjawiska "przekredytowania". Zdaniem KNF, Rekomendacja T wyznaczy m.in. standardy rzetelnej oceny zdolności kredytowej.

Rośnie liczba zagrożonych kredytobiorców

Kluza wyjaśnił podczas posiedzenia sejmowej Komisji Finansów publicznych, że "przekredytowanie" jest coraz bardziej widocznym problemem, wzrasta liczba osób, które mają zbyt wiele kredytów lub kredyty na zbyt duże kwoty. "To zarówno problem społeczny jak problem i dla banków" - zwrócił uwagę przewodniczący KNF.

Według KNF o "przekredytowaniu" można mówić wtedy, gdy miesięczne raty z tytułu zobowiązań kredytowych przewyższają miesięczne dochody. Kredytobiorcy "przekredytowani" nie zaprzestali spłaty swoich długów, ale istnieje wysokie ryzyko, że utracą zdolność do obsługiwania zobowiązań. Dochody takich osób są zwykle niższe niż w przypadku pozostałych kredytobiorców - poniżej przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Jak powiedział Kluza, KNF chce, by klienci banków mogli z regularnych dochodów spłacać regularnie raty kredytów.

Rekomendacja T sprawi, że 15 procent klientów banków odejdzie z kwitkiem

Prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz powiedział, że bankom zależy, by rekomendacja zadziałała jak najlepiej. "Nadmierne jej zadziałanie mogłoby zbyt mocno ograniczyć dopływ kredytów do gospodarki w momencie wychodzenia z kryzysu" - zauważył prezes ZBP. Zaznaczył, że związek nie chce, aby w wyniku realizacji zaleceń KNF z rynku zniknęły całe segmenty usług, np. sprzedaży ratalnej. Dodał, że z wyliczeń związku wynika, iż w wyniku rekomendacji ok. 15 proc. starających się o kredyt nie otrzyma go. Będzie to dotyczyło nie tylko osób najmniej zarabiających, ale także zamożnych.



Według posła Stanisława Steca z Lewicy zastosowanie rekomendacji T, w przypadku kredytów hipotecznych, nastąpiło zbyt wcześnie. Według niego odsetek należności spłacanych nieregularnie w tym segmencie jest bardzo niski. Z danych KNF wynika, że wynosi 2,43 proc. "Przejście na konserwatyzm kredytowy odbije się na polskiej gospodarce, odbije się na dostępności do kredytów hipotecznych" - powiedział. Ostrzegł, że ograniczenie dla banków mogą wykorzystać niepodlegające nadzorowi KNF parabanki, które działają bardzo agresywnie w oparciu o kodeks cywilny. Stec wyraził nadzieję, że zostaną one objęte nadzorem.

Natomiast poseł Jarosław Stawiarski z PiS wyraził opinię, że ograniczenie akcji kredytowej może ograniczyć konsumpcję, a Krystyna Skowrońska z PO zwróciła uwagę, że zgodnie z rekomendacją T, młody człowiek będzie mógł pozwolić sobie na zakup na kredyt mieszkania w Warszawie o powierzchni 20 mkw. KNF szacuje bowiem, że średnio zarabiająca osoba ma zdolność do zaciągnięcia kredytu w wysokości ok. 150 tys. zł.

Szef pionu nadzoru bankowego w KNF Andrzej Stopczyński wyjaśnił, że KNF nie miała na celu ograniczenia akcji kredytowej. "Chcemy, by akcja kredytowa była prowadzona z realizmem. (...) Chcemy by kredyty były udzielane i tworzone na miarę" - powiedział. Dodał, że nie ma obaw, iż banki przestaną udzielać kredyt, gdyż jest to dla nich najlepsza inwestycja pieniędzy. Przyznał, że KNF nie nadzoruje instytucji parabankowych, ale wyjaśnił jednocześnie, że firmy te nie udzielają kredytów z depozytów, więc powinny podlegać nadzorowi konsumenckiemu, a nie KNF. Według regulatora rekomendację wprowadzono w optymalnym momencie, "z punktu widzenia cyklu koniunkturalnego".

Z dokumentu przekazanego posłom przez KNF wynika, że osoby "przekredytowane" stanowią nie więcej niż 5 proc. wszystkich kredytobiorców. "Można założyć, że ilość klientów +przekredytowanych+, już posiadających problemy ze spłatą (kredytów - PAP) wynosi ok. 150 tys." - napisała KNF. Według regulatora, znacznie trudniejsze jest określenie w jakim tempie będzie przybywać osób "przekredytowanych", które mają problemy ze spłatą kredytów. "Z dużym konserwatyzmem można przyjąć, że będzie to dotyczyć nie więcej niż kolejnych 150 tys. klientów o zadłużeniu ok. 10 mld zł" - informuje KNF.