Rząd ma problem. Przedwojenne firmy, o których dawno zapomniano, reaktywują się i żądają od Skarbu Państwa zwrotu ich mienia. W grę wchodzą na przykład atrakcyjne nieruchomości. Sprawę pilnie bada ABW. Niewykluczone, że w ten sposób oszuści chcą wyłudzić gigantyczne odszkodowania.
Zaledwie trzy lata temu nazwę „Giesche SA” kojarzyli tylko ci Ślązacy, którzy interesowali się historią regionu. Nawet prezydent Katowic Piotr Uszok przyznaje, że i jemu niewiele ona mówiła.
– Podczas imprezy podszedł do mnie mężczyzna, który powiedział, że jest z Giesche. Pytał, kiedy porozmawiamy na temat zwrotu nieruchomości w zabytkowym Nikiszowcu. Sprawa jakich wiele, ale coś mnie tknęło. Poleciłem urzędnikom ją prześwietlić – opowiada Uszok. Gdy przeczytał, jaki majątek przed wojną należał do Giesche SA, poinformował o problemie wszystkich: od mediów i wojewody po prokuraturę i ABW. – Finansowe i społeczne skutki zwrotu ich majątku byłyby niewyobrażalne – przyznaje prezydent Katowic.

Celem jest precedens

Właściciele nowego Giesche SA zaczęli domagać się przed sądami zwrotu kilkunastu nieruchomości. Zasypali magistrat wnioskami o negocjacje dotyczące np. budowy dróg, które zaplanowano na terenach należących przed wojną należały do korporacji. – Zwracają się o niewiele warte nieruchomości pewnie dlatego, że za każdym razem trzeba w sądzie wnosić wadium. Podejrzewamy, że chcą doprowadzić do choć jednej precedensowej decyzji. Później będą mogli to wykorzystywać w kolejnych sprawach – opowiada nam ważny urzędnik z Katowic.
Ale ważniejszy proces właściciele Giesche SA rozpoczęli w Ministerstwie Gospodarki. – Od 2007 r. prowadzimy postępowanie dotyczące unieważnienia decyzji nacjonalizacyjnej przedwojennego majątku Giesche SA. Wciąż badamy zasadność ich wniosku – powiedziała nam Monika Studzińska, dyrektor biura oceny legalności decyzji nacjonalizacyjnych w ministerstwie.
Sprawdziliśmy, w jaki sposób kilku trójmiejskich biznesmenów z prawnikiem Markiem Niegrzybowskim na czele doprowadziło do wznowienia po 70 latach działalności Giesche SA. Z lektury akt rejestrowych wynika, że w 2006 r. sędzia zdecydował o jej odrodzeniu w ekspresowym tempie. A za podstawę decyzji wystarczyło mu oświadczenie notariuszy z różnych miast w Polsce, że są u nich zdeponowane przedwojenne akcje spółki, stanowiące 99,9 proc. wyemitowanych akcji. – To w tych kolorowych, pięknych papierach kryje się cała tajemnica. W śledztwie dowodzimy, że to wyrafinowany szwindel – mówi DGP wysoki rangą oficer ABW.

Akcje to nie tytuł własności

Jak się dowiedzieliśmy, służby chcą udowodnić, że samo posiadanie papierowych akcji nie oznacza, iż biznesmeni mają prawo do nazwy i majątku Giesche SA sprzed wojny. Wyjaśnia to mec. Roman Nowosielski, ekspert w sprawach reprywatyzacji: – Papiery kupowane w celach kolekcjonerskich, np. na Allegro, nie mogą posłużyć do reaktywacji spółki. Należy wykazać się odpowiednimi dokumentami, np. umową kupna takich akcji w celach inwestycyjnych. Albo udowodnić, że jest się spadkobiercą udziałów danej spółki i zgromadzić 10 proc. wszystkich akcji spółki, które przenoszą tzw. prawa akcyjne.
Czytaj więcej na dzienniku.pl.
Nikiszowiec, dzielnica Katowic, dawniej osiedle robotnicze zbudowane przez ród Giesche na początku XX w. Jest jedną z dzielnic, o zwrot których dopomina się firma Giesche SA z Gdyni. Spółka domaga się 50 hektarów ziemi i licznych nieruchomości. Fot. Andrzej Grygiel/PAP / DGP