Prezydent Lech Kaczyński ocenił we wtorek, że polski rząd i NBP, w porozumieniu z Unią Europejską, powinny podjąć interwencję, tak by zminimalizować skutki amerykańskiego kryzysu finansowego dla polskiej gospodarki.

Lech Kaczyński, który przebywa we wtorek w Elblągu, odnosząc się do kryzysu w Stanach Zjednoczonych ocenił, że "z dnia na dzień jest gorzej", a odrzucenie w poniedziałek planu pomocy instytucjom finansowym jest sygnałem niedobrym.

"Wierzę w to, że Stany Zjednoczone (...) podejmą jednak działania, które są potrzebne by przynajmniej ograniczyć skutki tego kryzysu" - podkreślił prezydent. Dodał, że kryzys amerykański, a przynajmniej jego skala, jest zaskoczeniem.

L.Kaczyński ocenił, że nie można przewidzieć, "w którym momencie ten kryzys sięgnie naszego kraju". Ale, według niego, sięgnie.

"Dzisiaj, kiedy jesteśmy zagrożeni tym kryzysem, kiedy jesteśmy częścią mocno zintegrowanej w sensie gospodarczym Europy i coraz bardziej globalizującego się świata, musimy podjąć działania we współpracy z innymi, w szczególności z Unią Europejską, naciskając na to, by nie bać się interwencji" - powiedział Lech Kaczyński.

"Ale pozostaje pytanie, czy rzeczą gorszą jest wzmocnienie państw, nawet wbrew pewnej ideologii, czy rzeczą gorszą jest kryzys"

"Musimy podjąć tego rodzaju interwencję, w porozumieniu z Komisją Europejską, ale działając odważnie, poprzez Narodowy Bank Polski, poprzez rząd Rzeczpospolitej, tak by - jeśli skutki tego kryzysu sięgną naszego kraju - były one jak najmniejsze" - tłumaczył prezydent.

L.Kaczyński przyznał, że "jako państwo polskie nie jesteśmy wszechwładni", ale "trzeba zrobić wszystko co można, nawet łamiąc pewne dogmaty". Podkreślił, że on sam nie wierzy w dogmaty w ekonomii.

"I tym się może różnię od wielu tych, którzy dziś sprawują bezpośrednio władzę ekonomiczną i ja tego nie kwestionuję, bo w tym zakresie najważniejszy był, jest i będzie rząd" - powiedział Lech Kaczyński.

Prezydent przekonywał, że na całym świecie "istnieje tylko jeden rodzaj podmiotów, który jest w stanie temu (kryzysowi) zapobiec, albo przynajmniej ograniczyć skutki". Jak wyjaśnił, jest to państwo.

Jednak, według prezydenta, "w ostatnich dziesięcioleciach (...) państwo jako instytucja przestało być modne". W jego opinii, odrzucony w USA plan oznaczał "wzmocnienie państwa, jego roli", dlatego też - zdaniem prezydenta - przeciwnicy wzmocnienia państwa mogli opowiedzieć się przeciwko niemu.

"Ale pozostaje pytanie, czy rzeczą gorszą jest wzmocnienie państw, nawet wbrew pewnej ideologii, czy rzeczą gorszą jest kryzys, który spowoduje skutki, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć" - powiedział Lech Kaczyński.

"Czyli zarobią (...) rekiny, finansjera, ci którym i tak jest dobrze a do tego postępowali w sposób nieprzemyślany"

W poniedziałek amerykańska Izba Reprezentantów odrzuciła projekt planu pomocy instytucjom finansowym przedstawiony przez ministra skarbu Henry'ego Paulsona.

Plan miał pomóc w przełamaniu blokady bankowego rynku kredytowego i oddalić widmo ogólnego załamania gospodarki USA. Przewidywał on wykup "toksycznych aktywów" kosztem 700 mld dolarów.

Plan został odrzucony pomimo poparcia prezydenta George'a W. Busha i działaczy obu partii. Przeciwko wprowadzeniu go w życie głosowali w poniedziałek w Izbie Reprezentantów głównie Republikanie, ale także ponad 90 Demokratów, chociaż kierownictwo tej partii wzywało do poparcia planu administracji.

Według polskiego prezydenta, do odrzucenia planu mógł się także przyczynić fakt, że 700 mld dolarów przeznaczonych na jego realizację pochodzić miało z kieszeni podatników a trafić do systemy finansowego. "Czyli zarobią (...) rekiny, finansjera, ci którym i tak jest dobrze a do tego postępowali w sposób nieprzemyślany" - stwierdził prezydent.