Największe koncerny świata zapowiedziały przeznaczenie setek milionów dolarów na rozwój fabryk, które będą produkować elektryczne samochody.
Jako pierwsze zielone światło nowemu trendowi dały amerykańskie koncerny, którym jeszcze niedawno groziło bankructwo. Proekologiczna rewolucja ma być sposobem na wyjście z kłopotów finansowych.
W drugim dniu szczytu klimatycznego ONZ w Kopenhadze Ford Motor Co. poinformował, że wykłada pół miliarda dolarów na fabrykę w Michigan, która będzie produkować elektryczne auta nowej generacji. Ford planuje, że już w przyszłym roku z taśm tego zakładu zjedzie elektryczny rodzinny van, a za dwa lata kompaktowy model Focus.
Z kolei GM poinformował, że znacznie zwiększa nakłady na zakłady produkujące samochody elektryczne: zamiast 336 mln dol. będzie to 700 mln dol. Dzięki temu już w przyszłym roku Amerykanie będą mogli jeździć eleganckim modelem Volt, który rozpędza się do 190 km/h.
Podobną politykę zamierzają również prowadzić europejskie koncerny. PSA Peugeot Citroen jest na dobrej drodze, by podpisać strategiczne porozumienie z Mitsubishi. Japończycy mają ogromne doświadczenie w projektowaniu „zielonych” aut. W przyszłym roku PSA planuje wypuścić na rynek miejskie elektryczne auto na bazie modelu i-MiEV. W 2012 roku chce sprzedawać nawet 15 tys. pojazdów. To całkiem dużo, jeśli weźmie się pod uwagę, że w Europie nie ma zbyt wielu stacji tankowania.
Dlatego właśnie Renault wspólnie z Nissanem podpisały z rządem Portugalii umowę na budowę aż 1300 „stacji paliw” dla elektrycznych pojazdów. To oznacza, że już za dwa lata po tym niewielkim iberyjskim kraju będzie można jeździć samochodami na prąd, nie obawiając się wyczerpania baterii. Na tym nie koniec: francusko-japońska spółka wybuduje w Portugalii fabrykę baterii i zaprojektuje aż siedem modeli elektrycznych samochodów.
Po raz pierwszy koncerny motoryzacyjne tak mocno angażują się w zielone technologie. Takie działanie wymuszają na nich normy dotyczące emisji gazów cieplarnianych – transport jest jednym z największych trucicieli. Eksperci podkreślają, że za dekadę samochody na prąd czy wodór będą codziennością na drogach. I na dodatek będą na każdą kieszeń. Już teraz wiadomo, że Chevrolet Volt w roku premiery ma kosztować 40 tys. dol., o ponad połowę mniej niż Tesla Roadster.