Kandydat na członka Rada Polityki Pieniężnej (RPP) z nadania sejmowego Andrzej Bratkowski zadeklarował się jako zdecydowany zwolennik wejścia do strefy euro. Spodziewa się on, że na 90% wejdziemy tam w czasie trwania kadencji powoływanej właśnie Rady. W jego ocenie, nastąpi to 2014 r., choć w przypadku kłopotów z deficytem budżetowym może się przesunąć o rok.

"Jestem zdecydowanym zwolennikiem wejścia do strefy euro i spodziewam się, że na 90% wejdziemy w czasie trwania kadencji Rady, do której ja kandyduję. Wydaje mi się, że będzie to w latach 2014-15 z większym prawdopodobieństwem wcześniejszej akcesji" - powiedział Bratkowski w wywiadzie dla agencji ISB.

Kandydat na członka RPP zaznaczył jednak, że na drodze do euro jest kilka istotnych problemów do rozwiązania. Trzeba bowiem pamiętać, że obecny prezes banku centralnego Sławomir Skrzypek jest eurosceptykiem.

"Należy jednak pamiętać, że politykę kursową prowadzi rząd, a obecny prezes NBP odejdzie na początku 2013 r." - podkreślił Bratkowski.

Problemem mogą być też kryteria z Maastricht, szczególnie kwestia deficytu sektora rządowego i samorządowego (tzw. general government deficit). W opinii byłego wiceprezesa NBP, ważne w tym kontekście będzie to, na ile mocną pozycję zachowa minister finansów po wyborach prezydenckich i prawdopodobnej zmianie na stanowisku premiera oraz to, jaka zwycięży koncepcja przez wyborami w samej Platformie Obywatelskiej (PO) - czy pokazać determinację i wprowadzać reformy, czy też nie drażnić nikogo i spokojnie dotrwać do 2012 r.

"Uważam, że do 2012 r. wyjaśni się, czy to kryterium spełnimy i czy poziom deficytu spadnie wyraźnie poniżej oczekiwanego w tym roku 6% PKB - bo z takim poziomem, oczywiście, nie ma sensu wchodzić nawet do ERM2. Wiadomo też już będzie, jak ukształtuje się sytuacja polityczna po wyborach i wtedy odpowiedzialnie będzie można podjąć decyzję o wstąpieniu do strefy euro" - podsumował Bratkowski.

Według jego szacunków, na dziś optymalnym kursem jest poziom 4 zł za euro, ale z zastrzeżeniem, że najbliższe kilka lat np. w wyniku trwałego umocnienia złotego, te wyliczenia trzeba będzie zweryfikować.

Bratkowski: NBP powinien przekazywać zysk budżetowi państwa

Budżet państwa powinien otrzymywać wypłatę z zysku Narodowego Banku Polskiego (NBP), wynika z wypowiedzi Bratkowskiego.

"Chciałbym przyjrzeć się problemowi zysku NBP, bo wydaje mi się, że bank centralny trochę przesadził. Bo jakieś pieniądze rządowi się należą i nie ma powodu, by zysk gdzieś chować" - powiedział Bratkowski.

Były wiceprezes NBP przypomniał jednak, że sytuacja na rynku jest dynamiczna, mamy płynny kurs i na problem zysku oraz rezerw należy patrzeć także pod kątem polityki kursowej, szczególnie że jest to okres dochodzenia do euro.

"I dopiero wtedy można odpowiadać na pytanie, ile NBP może bezpiecznie z tego zysku wypłacić. Niemniej opcja, że nie należy płacić w ogóle, jest nieuzasadniona merytorycznie" - podkreślił Bratkowski, zaznaczając jednocześnie, że rząd nie może na tych pieniądzach opierać stabilności finansowej budżetu.

Bratkowski przeciwny publikowaniu projekcji ścieżki stóp procentowych

Przygotowywanie projekcji przyszłych stóp procentowych nie jest celowe, ponieważ prognozowanie ścieżki przyszłej polityki pieniężnej jest obarczone zbyt dużą niepewnością i może wprowadzać zamieszanie na rynku, uważa Bratkowski.

"Nie jestem zwolennikiem projekcji przyszłych stóp procentowych, którą chce wprowadzić prezes Sławomir Skrzypek. Nie można bowiem tak łatwo powielić modelu z czytelnej i bardziej przewidywalnej, bo wachlarzowo prezentowanej, projekcji inflacji. Tymczasem to, jak na wydarzenia w gospodarce będzie się reagowało w polityce pieniężnej, zależy od wielu dodatkowych czynników. Dlatego projekcja stóp jeszcze bardzie niepewna niż zwykła projekcja inflacji, która także czasem jest błędna" - powiedział Bratkowski.

W jego ocenie, jest to więc jest to próba "sprzedania iluzji". Tradycyjnie bowiem uważa się, że pokazywanie prognoz inflacji i innych wskaźników służy umacnianiu niskich oczekiwań inflacyjnych i zmniejsza tym samym późniejsze koszty obniżania inflacji. Natomiast projekcje stóp są sensowne tylko wówczas, gdy są trafne.

"Ale gdy wiemy, że jest ogromna niepewność co do przyszłości, to informowanie o tym, co nam się wydaje, będzie lekko naiwne. Można nawet zadać pytanie, po co Rada się w takim razie co miesiąc się spotykać, skoro już wiemy, co zrobimy np. za dwa lata" - podsumował Bratkowski.



Bratkowski liczy na merytoryczną współpracę w RPP, a nie na walki polityczne

Andrzej Bratkowski ma nadzieję, że specyfika funkcji i długość kadencji Rady daje szansę, by odejść od politycznego sposobu patrzenia na politykę pieniężną. Po analizie nazwisk kandydatów, którzy mogą otrzymać nominacje od prezydenta, możliwe jest - w jego ocenie - odejście od atmosfery wojny znanej z parlamentu.

"Do tej pory było tak, że w Radzie były dwie na tyle silne grupy, by od czasu do czasu mieć racje i przegłosowywać swoje decyzje, przekonując do tego tzw. obrotowych członków. Ale, niestety, w takiej atmosferze absolutnie nie było merytorycznego porozumienia między tymi dwoma grupami i ale mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej" - powiedział Bratkowski.

Byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP) najbardziej ciekawią poglądy, które będzie reprezentowała "strona prezydencka", czyli z jakimi zadaniami do Rady przyjdą zapowiadani (przez media) Zyta Gilowska czy Andrzej Glapiński, oraz to, jaką politykę w odniesieniu do NBP chce prowadzić prezydent.

"Dla mnie nie jest to jasne, bo nie zakładam w żadnym przypadku, że jego celem jest szkodzić rządowi, bo na poziomie takiej instytucji, jak RPP nie powinno mieć to miejsca. Natomiast patrząc na poglądy ekonomiczne, można się spodziewać, że strona prezydencka będzie raczej 'gołębia'. A ta 'gołębiość', przynajmniej tak długo, jak rządzi Platforma Obywatelska (PO), byłaby dostarczaniem krótkodystansowej amunicji dla rządu, który w krótkim czasie mógłby poprawić notowania i to w czasie kolejnych wyborów. I - paradoksalnie - może okazać się, że przez fakt, iż są to krzyżowe motywacje merytoryczne oraz polityczne, to te różnice zdań w Radzie nie będą tak wielkie" - analizuje Bartkowski.

Kandydat do RPP także nie odżegnuje się od swoich poglądów i zadań, które otrzymał od nominującej go partii - PO.

"Dla normalnego rządu naturalne zadanie w RPP to utrzymywanie niskiej inflacji w możliwie zręczny sposób czyli z małymi błędami, które powodują procykliczność. I jeżeli takie samo zadanie mają ludzie nominowani przez prezydenta, to być może będzie się można dogadać" - powiedział kandydat do Rady.

"Mam nadzieję, że specyfika funkcji i długość kadencji daje szansę by odejść od politycznego sposobu parzenia na swoje decyzje i odejście od atmosfery wojny znanej z parlamentu" - podsumował Bratkowski.

Bratkowski: Jestem zwolennikiem restrykcyjnej polityki pieniężnej

Andrzej Bratkowski uważa, że poprzednia Rada miała zbyt "gołębie" nastawienie, on sam zaś uważa siebie raczej za "jastrzębia". W jego ocenie, ustępująca władza pieniężna popełniała błędy, ale na szczęście akurat w najtrudniejszym okresie globalnego kryzysu uniknęła większych wpadek.

"Poprzednia Rada miała nastawienie zbyt gołębie, które spowodowało, że zaraz na początku trochę rzeczywistość ich zaskoczyła. Wynikało to z faktu, że po okresie, gdy stara - czyli pierwsza - RPP odchodząc nie chciała podejmować decyzji, nowa, zanim zdążyła zapoznać się z dokumentami, została zaskoczona skokiem inflacji do ponad 4-proc. poziomu" - powiedział Bratkowski.

Kandydat na członka nowej RPP dodał także, że okresie bardzo dobrej koniunktury ustępująca Rada nieco "zaspała".

"Na ich plus należy uznać, że wykazali zimną krew, gdy rozpoczął się właściwy kryzys, że zdecydowali się na poluzowanie polityki mimo, że inflacja była wysoka. W tym akurat momencie ich 'gołębie' podejście zdało egzamin, bo to rzeczywiście był taki czas, kiedy tego rodzaju stanowisko było właściwe" - podkreślił Bratkowski.

Bratkowski swoje miejsce widzi raczej w "jastrzębim" skrzydle RPP

Kandydat Sejmu do Rady znalazł jednak kilka błędów lub niedopatrzeń NBP. Zaznaczył, że o ile nie wprowadziła on\a przesadnie dużo nowych instrumentów na czas kryzysu i nie reagowała na naciski ze strony instytucji komercyjnych, to jednak jego działania były często spóźnione.

"Wydaje mi się, że nie było gotowości, nie było nawet instrumentów, które w sytuacji naprawdę groźnej mogłyby zostać użyte. To było działanie na minimum i tu polityka NBP była bardzo zachowawcza. Bardzo długo też trwało, zanim zdecydowano się dostarczyć na rynek swapów. Bank był troszeczkę niemrawy, ale na szczęście okazało się, że burza przeszła bokiem i nie miało to dramatycznych konsekwencji" - powiedział Bratkowski.

Bratkowski deklaruje, że jest zwolennikiem prowadzenia restrykcyjnej polityki pieniężnej i swoje miejsce widzi raczej w "jastrzębim" skrzydle RPP.

"Jestem 'jastrzębiem' w tym sensie, że nie boję się bardzo, że inflacja spadnie poniżej celu. A na pewno nie bardziej niż tego, że będzie powyżej celu. Uważam również, że to, co się ostatnio stało, pokazało, że polityka pieniężna - poza podstawową strategią celu inflacyjnego - musi również zawierać elementy stabilności finansowej i w takiej sytuacji czasem trzeba też w drugą stronę zaryzykować" - powiedział były wiceprezes NBP.

W jego ocenie, polityka pierwszej Rady na pewno była zbyt restrykcyjna, ale łatwiej było to stwierdzić dopiero po fakcie niż w trakcie jej funkcjonowania. Niemniej jednym z efektów tego było, że firmy przyciśnięte taką polityką mocno się zrestrukturyzowały i przyzwyczaiły się do działania w takiej sytuacji.



Kandydat na członka RPP nie deklaruje terminu pierwszej podwyżki stóp procentowych z obecnego 3,5-proc. poziomu

"I później, gdy czasy zrobiły się lżejsze, ładnie 'wystrzeliły'. Natomiast zbyt luźna polityka monetarna jest demoralizująca i zaciemniająca obraz, więc w tym sensie jestem 'jastrzębiem'" - podsumował Bratkowski.

Zadeklarował również, że jest zwolennikiem stosowania - w miarę możliwości - "małych kroków" w polityce pieniężnej.

"Mocniejsze uderzenia są bowiem dowodem na to, że się spóźniliśmy i nadganiamy. Ale czasem zdarzy się coś gwałtownego i trzeba gwałtownie reagować. Jednak ze względu na niepewność, gdzie jest docelowy poziom stóp, to lepiej i bezpieczniej robić mniejsze ruchy. Wtedy też lepiej są w stanie dostosować się do tego rynki i wszystko jest bardziej przewidywalne" - uważa Bratkowski.

Kandydat na członka RPP nie deklaruje natomiast terminu pierwszej podwyżki stóp procentowych z obecnego 3,5-proc. poziomu.

"W gruncie rzeczy w największym stopniu zależy to od koniunktury zewnętrznej, bo dopóki perspektywy wzrostu eksportu nie są wielkie, a zatrudnienie pozostanie stabilne, to i pensje nie będą rosły i polityka monetarna pozostanie neutralna" - uważa ekonomista.

Zaznacza jednak, że jeśli koniunktura się poprawi, to skokowo wzrośnie produkcja przemysłowa i za tym pójdą płace, to reagować trzeba będzie szybciej. "Jeśli więc eksport wzrośnie zgodnie z ostatnimi prognozami Komisji Europejskiej, czyli o 14% w 2010 r., to trzeba będzie reagować już w połowie roku, ale gdyby to było np. 30%, to nawet w I kwartale trzeba będzie podnieść stopy" - powiedział Bratkowski.

Bratkowski: Polska gospodarka może rozwijać się w tempie ok. 3% w 2010 r.

Polska może odnotować ok. 3% wzrostu gospodarczego w 2010 r., wynika wypowiedzi Bratkowskiego. W jego ocenie decydująca dla ostatecznego wyniku będzie sytuacja globalna, która jednak nie wygląda różowo.

"W najbliższych latach, jeśli nie będziemy popełniać dużych błędów, powinniśmy mieć około 3% wzrostu gospodarczego, może trochę więcej. Raczej nie możemy liczyć na powrót wzrostu w wysokości 5%-6%" - powiedział Bratkowski w wywiadzie dla ISB.

Wzrost będzie, oczywiście, zależał także od polityki pieniężnej tzn. czy będzie przeszkadzała, czy raczej będzie antycykliczna. Mimo wszystko jednak najważniejsze, zdaniem byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego (NBP), będzie to, na ile Polsce uda się wprowadzać systematycznie takie zmiany w sektorze finansów publicznych, by perspektywa zmniejszana długu do PKB się ziściła.

"Druga sprawa, to obszar ogólnej sprawności zarządzania państwem. I nawet nie mówię o wielkich reformach, wielkich koncepcjach. Chodzi o to, by wszystkie instytucje lepiej pracowały oraz - co dla przedsiębiorców bardzo ważne - wypracować wreszcie stabilność przepisów" - podkreślił Bratkowski.

Kandydat do RPP jest jednak znacznie mniejszym optymistą, jeśli chodzi o ocenę perspektyw globalnej gospodarki. Według niego, ostatnie doświadczenia pozwolą już uniknąć wielkich krachów na rynkach finansowych. Jednak przypadek Dubaju pokazuje, że wciąż mogą pojawiać się negatywne zaskoczenia.

"Dodatkowo, perspektywy wzrostu gospodarczego są mizerne, a to ze względu na globalna nierównowagę ekonomiczną. Bardzo trudno jest bowiem konkurować z Chinami ze względu na ich politykę kursową, a nawet gdyby nawet ją zmienili, to skoro się pojawili w Azji nowi gracze, to stary świat musi się głęboko restrukturyzować. Tymczasem cała polityka, od Greenspana począwszy, była raczej nastawiona, by łagodzić problemy i zniechęcać firmy do głębszych i bolesnych ruchów" - uważa Bratkowski.

Dodaje, że w sytuacji, gdy wzrost jest taki rachityczny, to każdy pojawiający się problem jest trudniejszy do rozwiązania. "I w sytuacji, gdy ryzyka w dalszym ciągu istnieją, a problemy w okresie niższego wzrostu gospodarczy są w dalszym ciągu absolutnie pewne to istnieje obawa, że odbudowa globalnej gospodarki może potrwać kilka, a nawet kilkanaście lat" - konkluduje Bratkowski