Wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha Andrzej Sadowski uważa, że zarówno prognoza rządu, jak i szacunki NBP dotyczące długu publicznego w najbliższych latach są równie prawdopodobne. Jego zdaniem mogą też być błędne.

Rząd przyjął we wtorek "Strategię zarządzania długiem sektora finansów publicznych w latach 2010-2012", zakładającą, że w latach 2010-2012 relacja długu publicznego do PKB będzie utrzymywać się blisko progu 55 proc., ale nie powinna go przekroczyć. Tymczasem NBP opublikował raport, w którym szacuje, że dług publiczny w 2010 r. przekroczy poziom 55 proc., zbliżając się do konstytucyjnego progu 60 proc. PKB.

W opinii Sadowskiego te dwie rozbieżne opinie wynikają z braku głębokiej reformy finansów publicznych. Jego zdaniem ani szef resortu finansów, ani prezes NBP nie ma pełnej wiedzy na temat faktycznych wydatków państwa, dlatego ich szacunki zawsze będą obarczone błędem.

"W krajach, w których przeprowadzono taką reformę, minister finansów dosłownie po naciśnięciu jednego klawisza otrzymuje precyzyjną wiedzę o wszystkich przychodach i wydatkach budżetu państwa. Natomiast w Polsce często okazuje się, że na przykład służba zdrowia albo ZUS mają o wiele większe wydatki niż założono" - powiedział PAP.

Według eksperta prace nad reformą finansów publicznych należało podjąć po ujawnieniu tzw. "dziury Bauca", kiedy w trakcie realizacji budżetu na 2001 r. okazało się, że w kasie państwa brakuje ok. 90 mld zł. "Od tego czasu, niestety, kolejne rządy tylko składają deklaracje, a konkretnych działań nie ma. Dzisiejszy deficyt przekraczający 52 mld zł jest tylko konsekwencją zaniechania reform" - dodał.