"Dzisiaj Minister Skarbu Państwa otrzymał od Zarządcy Kompensacji, firmy Bud-Bank Leasing Sp. z o.o., informację, że do godziny 24.00 17 sierpnia br. nie wpłynęły kwoty za wylicytowane przez inwestora prywatnego, Stichting Particulier Fonds Greenrights, składniki majątku Stoczni Gdynia S.A. i Stoczni Szczecińska Nowa Sp z o.o." - napisano w komunikacie MSP.
MSP podało też, że wspólnie z Agencją Rozwoju Przemysłu i Zarządcą Kompensacji przygotowali plan postępowania w tej sytuacji.
Rzecznik MSP Maciej Wewiór powiedział, że informacja o tym, iż inwestor nie wpłacił pieniędzy to nie powód do paniki. "Nie może być mowy o żadnej panice. Będziemy dalej pracować nad tym, żeby rozwiązać kwestię sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie" - zaznaczył. Dodał, że o dalszych krokach jakie podejmie resort w sprawie stoczni MSP poinformuje jeszcze dzisiaj.
"Będziemy szukali innych rozwiązań"
Szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak zapowiedział dziś jeszcze przed komunikatem MSP, że jeśli okaże się, iż katarski inwestor nie przelał pieniędzy za majątek stoczni Gdynia i Szczecin, wówczas rząd zwróci się do Komisji Europejskiej o dodatkowy czas na sprzedaż obu zakładów. "Podejrzewam, że Komisja będzie w tej kwestii elastyczna, bo Komisji też zależy na uratowaniu miejsc pracy" - przekonywał w TVP Nowak.
"Jeżeli ten inwestor wycofał się z inwestycji, będziemy szukali innych rozwiązań - takich, aby produkcja stoczniowa w Szczecinie w Gdyni mogła być kontynuowana" - dodał.
Gwarantem transakcji zakupu stoczni przez inwestora miały być katarskie banki
Początkowo pieniądze miały wpłynąć do 21 lipca, ale firma poprosiła resort skarbu o przesunięcie tego terminu do 17 sierpnia. Powodem miał być list Szczecińskiego Stowarzyszenia Obrony Stoczni, w którym napisano m.in., że stocznia w Szczecinie mogła być "pralnią brudnych pieniędzy". Fundusz zapewnił wtedy jednak, że nie zamierza wycofać się z transakcji zakupu majątku obu stoczni.
Fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights w maju zdecydował się na zakup kluczowych aktywów stoczni Gdynia i Szczecin, a 17 czerwca otrzymał gwarancje arabskiego banku Qatar Islamic Bank. Zgodnie z ustaleniami, miał zapłacić za majątek stoczni ok. 400 mln zł: 287 mln zł za zakład w Gdyni i ponad 94 mln zł za zakład w Szczecinie.
Inwestor wpłacił wadium w wysokości 8 mln euro, a potem rozpoczął procedurę rejestracji w Polsce spółki, która miałaby zarządzać majątkiem obu stoczni. Spółka Polskie Stocznie została zarejestrowana przez warszawski sąd 21 lipca. Jej kapitał zakładowy wynosi 100 tys. zł, a jedynym udziałowcem jest Stichting Particulier Fonds Greenrights.
Gwarantem transakcji zakupu stoczni przez inwestora miały być katarskie banki: inwestycyjny QInvest oraz Qatar Islamic Bank.
Minister skarbu Aleksander Grad pożegna się ze swoim stanowiskiem?
W lipcu premier Donald Tusk zapowiedział, że jeśli do końca sierpnia nie uda się dokończyć z sukcesem sprzedaży stoczni inwestorowi, minister skarbu Aleksander Grad pożegna się ze swoim stanowiskiem. Mówił wówczas, że nie będzie tragedii, jeśli inwestor wycofa się z transakcji i jeśli tak się stanie, to rząd na nowo rozpocznie proces sprzedaży.
W sierpniu Tusk powiedział, że jest "bliski pewności", iż 17 sierpnia inwestor zdecyduje się na zakup stoczni. "Jeżeli nie wpłacą pieniędzy do 17 sierpnia, zabierzemy wadium (...) To wadium, które wpłacili inwestorzy, przepadnie i będziemy w trybie upadłościowym sprzedawali majątek stoczniowy, tak jak to wynika z przepisów polskiego prawa" - powiedział premier. Wadium wynosi 8 mln euro.
Komentarze (38)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeTyle że ta sytuacja trwała aż 20 lat i stocznia nie przypomina już nowoczesnej stoczni tylko skansen komunizmu z elementami ruchu Solidarność. Poza tym nam zależy by inwestor dał kasę na modernizację, dał kontrakty, a my statki będziemy budować i rządzic sie tak jak dotychczas - co jest czystą mrzonką.
Kilka kolejnych rządów solidnie pracowało na ich upadek - wspólnie zresztą ze związkowcami ale oczywiście przywalić należy temu który dostał to zgniłe jajo w beznadziejnej już sytuacji i próbował cokolwiek uratować...
Stocznie nie były zwykłymi firmami nastawionymi na zysk – ale siedliskiem rozpolitykowanych związkowców – co musi zawsze rozwalić każdą firmę. Do tego kryminalne wręcz kontrakty, które korzystne były wyłącznie dla odbiorców statków a dla stoczni oznaczały milionowe straty. Szczególny wysyp takich kontraktów miał miejsce po „renacjonalizacji” stoczni za rządów SLD . Warto by pamiętali o tym piewcy państwowej własności.
Sam mam wiele zastrzeżeń do PO - przede wszystkim o to, że mimo liberalnych haseł w rzeczywistości są niemal tak samo socjalistyczni (czy jak to mówią PISbolszewicy "solidarystyczni") jak PIS SLD PSL i cała reszta - ale jednak choć czasem robią coś rozsądnie i z głową - w przeciwieństwie do PISu którego przedstawiciele całe lata walczyli z komuną tylko po to by natychmiast po przejęciu władzy - bronić jak źrenicy oka wszelkich " zdobyczy socjalizmu" ...
A jak wychodziliśmy na budowie statków ostatnio - ano niestety mimo najszczerszych chęci dokładaliśmy do interesu. Bo polski stoczniowiec nie chce pracować 12 godzin za 5$ jak chińczyk. Mamy tez drogą stal i prąd.
Takie same statki chińczycy zbudują za pół ceny. A że nie będą tak solidne jak nasze to wiemy niestety tylko my bo nabywca głównie kieruje się ceną, a nie tym że my chcemy i możemy budować statki i że nasza duma narodowa nie pozwala nam na likwidację przemysłu stoczniowego.
Nikt w ten przemysł nie zainwestuje grosza gdy do interesu trzeba będzie tylko dokładać jak było dotyczczas.
Oni dawno zapomnieli na czym polega praca.
Ćwiczyli to od 70r.