Drogowcom wkrótce zabraknie środków, by płacić firmom budowlanym. Rząd uspokaja, że budowy nie staną, i obiecuje deszcz pieniędzy w ostatnim kwartale 2009 r. Aby tak się stało, musi sprzedać obligacje za 7 mld zł i pożyczyć w bankach kolejne 5 mld zł.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad do końca czerwca wydała 7,06 mld zł, czyli zaledwie jedną trzecią środków zapisanych w rządowym programie budowy dróg krajowych i autostrad. Jednak mimo to już w tym miesiącu może jej zabraknąć pieniędzy na bieżące regulowanie faktur spływających z kilkudziesięciu budów z całego kraju. Dlaczego? Ponieważ jedynymi pewnymi pieniędzmi na finansowanie tegorocznych inwestycji są jak na razie środki z budżetu, a tych po cięciach wydatków i nowelizacji ustawy budżetowej zostało jedynie 7,8 mld zł. Najpóźniej we wrześniu pieniądze się skończą.
– Kłopoty z przekazywaniem pieniędzy z budżetu były już od początku roku. Za kilka tygodni może zabraknąć ich w ogóle – mówi GP jeden z urzędników GDDKiA.
Oficjalnie drogowcy nie chcą się przyznać do finansowych kłopotów, które wkrótce mogą ich dopaść.
– Nie ma najmniejszej możliwości zatrzymania jakichkolwiek rozpoczętych inwestycji drogowych. Nie ma również żadnej możliwości rezygnacji z ogłaszania przetargów zaplanowanych w tym roku – zapewnia Marcin Hadaj z biura prasowego Generalnej Dyrekcji.
Że kłopoty z pieniędzmi są, przyznaje jednak w rozmowie z GP wiceminister infrastruktury Radosław Stępień, odpowiedzialny w resorcie za drogi.
– Pieniądze budżetowe na drogi właśnie wykorzystujemy, ale rusza nowy model finansowania dróg – mówi Radosław Stępień.
Pod koniec lipca Bank Gospodarstwa Krajowego uruchomił pierwszą transzę specjalnych obligacji infrastrukturalnych za 600 mln zł. Rząd odtrąbił w mediach sukces, ale nie dodał, że ta emisja była zaplanowana już w ubiegłym roku i nie za wiele ma wspólnego ze zmianą sposobu finansowania budowy dróg.
Od przyszłego roku cały ciężar finansowania budów spocznie na KFD, z budżetu będą finansowane jedynie remonty i bieżące utrzymanie dróg. 2010 rok to jednak na razie melodia przyszłości. Aby uratować tegoroczne inwestycje, KFD musi zdobyć 7,25 mld zł z emisji obligacji.
– Trwa przygotowanie następnych transz. Wypuszczenie większości obligacji w ostatnim kwartale nie zatrzyma inwestycji drogowych, bo każdego roku właśnie w tym okresie GDDKiA płaci większość faktur za wykonane prace – zapewnia Radosław Stępień.
Czy tak olbrzymia emisja powiedzie się? Pytań wciąż jest jednak więcej niż odpowiedzi. Na przykład, jaki będzie koszt pieniądza pozyskiwanego z rynku, kto zajmie się emisjami, jakiej wielkości będą transze, i wreszcie, w jaki sposób będą one gwarantowane.
– Chcemy jak najszybszego rozstrzygnięcia, bo to pozwoli ustalić szczegóły emisji. Dobrze by było, aby forma i wysokość gwarancji znana była do końca sierpnia – mówi Radosław Stępień.



Jak dowiaduje się GP, wkrótce poznamy także limity gwarancji na przyszły rok. O jaką kwotę chodzi?
– Mogę tylko powiedzieć, że będzie to kwota znacząco wyższa od tegorocznego budżetu. Ostateczna kwota zostanie podana w ciągu najbliższych dni – mówi wiceminister infrastruktury.
Do zmiany sposobu finansowania dróg sceptycznie podchodzą eksperci. Adrian Furgalski, analityk zajmujący się infrastrukturą, przypomina o kosztach obligacji, które trzeba będzie zapłacić za trzy lata, gdy rząd będzie musiał je wykupić.
– Poprzedni rząd nie wykorzystał koniunktury, a obecny podrzuca następnemu kukułcze jajo – komentuje Adrian Furgalski.
Ekspert powątpiewa także w sukces emisji ogromnej ilości obligacji w tak krótkim czasie i uważa, że na część z nich może zabraknąć chętnych.
Bardziej optymistyczny jest Maciej Reluga, główny ekonomista BZ WBK.
– Obligacje będą gwarantowane przez Skarb Państwa, a to oznacza, że na obecnym rynku znalezienie nabywcy jest niemal pewne. Popyt na obligacje rządowe jest spory. Na sprzedaż obligacji infrastrukturalnych korzystnie może wpłynąć fakt, że do IV kwartału deficyt budżetowy powinien być już zasypany sprzedażą papierów skarbowych. Nie będą więc ze sobą konkurowały – mówi Maciej Reluga.
Ekonomista przypomina, że bardzo wiele zależy od poziomu rentowności obligacji, ale ta nie jest jeszcze znana.
Co będzie, jeśli sprzedaż obligacji nie pójdzie tak gładko jak zakłada rząd?
– Nie przecinamy pępowiny z budżetem. Na czarną godzinę zachowaliśmy instrument pożyczki lub dotacji budżetowej. W zależności od sytuacji nie wykluczamy, że gdyby w jakiejś sytuacji potrzebne były pieniądze, bo np. te z rynków finansowych będą droższe, to poprosimy o nie budżet – zapowiada Radosław Stępień.