Ustalanie taryf dla ciepła za pomocą tzw. metody kosztowej sprawia, że firmom ciepłowniczym nie opłaca się inwestować w zmniejszanie kosztów wytwarzania ciepła, podnoszenie jakości usług i we własny rozwój. Jest natomiast powodem postępującej dekapitalizacji ciepłownictwa.
● Ceny za ciepło rosną, a przedstawiciele branży ciepłowniczej podkreślają, że to nie koniec podwyżek. Jakie są tego powody?
– Wzrost cen za ciepło systemowe, pochodzące z sieci ciepłowniczych nie jest pochodną arbitralnej decyzji przedsiębiorstw ciepłowniczych. Z danych GUS wynika, że od początku bieżącej dekady do roku 2007 cena gazu wzrosła prawie o 200 proc., a cena opału stałego o 150 proc. Trzeba przy tym pamiętać, że tylko w 2008 roku opał stały zdrożał prawie o 50 proc. Skoro podstawowym nośnikiem do wytwarzania ciepła jest w Polsce węgiel, a jego cena rośnie, to nie ma możliwości, by cena ciepła pozostawała na niezmienionym poziomie.
● Czy rosnące ceny ciepła to wyłącznie skutek wzrostu cen węgla, gazu, oleju opałowego?
– Wzrost cen za ciepło jest też skutkiem wprowadzania w życie nowych przepisów prawnych, które stawiają przed branżą ciepłowniczą coraz większe wymagania ekologiczne. Ciepłownictwo funkcjonuje obecnie w okresie obowiązywania drugiego Krajowego Planu Rozdziału Uprawnień (II KPRU) do emisji CO2, który był przygotowany na podstawie danych historycznych. Polska wnioskowała w Brukseli o przyznanie nam do roku 2013 limitu emisji CO2 w wysokości 284 mln ton rocznie. Przyznano nam limit wynoszący jedynie 209 mln ton rocznie. Wszystkie polskie branże należące do europejskiego systemu handlu emisjami – EU ETS (Emission Trading System), w tym ciepłownie i elektrociepłownie, dostały roczny limit mniejszy o 73 mln ton emisji CO2. Oznacza to, że w przypadku emisji większej niż limit firmy te muszą dokupić uprawnienia do emisji na wolnym rynku. W efekcie podnoszą się koszty działania źródeł ciepła, co prowadzi do podwyższenia cen ciepła. Wprawdzie uprawnienia do emisji CO2 zostały w Europie udostępnione już w 2008 roku, ale krajowy plan ich rozdziału (II KPRU) został przygotowany dopiero w marcu 2009 r. Opóźnienie to dla firm wymierne straty, które również nie są obojętne dla kosztów wytwarzania ciepła i w konsekwencji dla ceny ciepła dostarczanego odbiorcom.
● Ale przecież firmy uczestniczące w europejskim systemie handlu emisjami CO2 (EU ETS) korzystają z limitów przyznanych im emisji w sposób dynamiczny, tzn. mogą korzystać nie tylko z uprawnień przysługujących im w danym roku, ale i w latach następnych.
– Zgodnie z przepisami prawa w pięcioletnim okresie II KPRU (2008–2012) istnieje możliwość korzystania z przyznanych limitów emisji na lata przyszłe. W 2008 roku ze względu na kryzys na rynku węgla, gdzie brakowało węgla zarówno pod względem zamawianych ilości, jak i parametrów jakościowych, firmy ciepłownicze spalały węgiel gorszej jakości. Z tego powodu emitowały więcej CO2. Zaczęło im brakować uprawnień, więc – zgodnie z prawem – sięgały po uprawnienia na rok 2009, licząc, że w 2009 roku kupią lepszy węgiel i limity emisji w obu tych latach łącznie się zbilansują. Jeśli jednak limity zostaną przekroczone, bo i obecny rok nie jest łatwy, ciepłownicy będą zmuszeni dokupić brakujące im uprawnienia na wolnym rynku, co podwyższy koszty ich działania i może odbić się na cenach ciepła.
● Wskazuje pan na wzrost kosztów w firmach ciepłowniczych, ale czy to ma proste przełożenie na cenę ciepła, skoro o cenach ciepła systemowego decyduje Urząd Regulacji Energetyki (URE)?
– Urząd Regulacji Energetyki wciąż nie wypracował reguł, zgodnie z którymi firmy ciepłownicze mogłyby traktować wydatki na zakup uprawnień do emisji CO2 jako koszt mający bezpośredni wpływ na cenę ciepła. Już od dziesięciu lat funkcjonuje niekorzystny dla polskiego ciepłownictwa tzw. model kosztowy określania przez URE taryf za ciepło. Jest on usankcjonowany przepisami prawa energetycznego. Zasady tworzenia taryfy określa rozporządzenie ministra gospodarki w sprawie kształtowania i kalkulacji taryf oraz rozliczeń w obrocie ciepłem. Poszczególne przedsiębiorstwa ciepłownicze indywidualnie ustalają z URE projekt taryf za ciepło. Podstawą uzgodnienia taryfy cen jest dyskusja o tzw. kosztach uzasadnionych wytwarzania i przesyłania ciepła. Nie ma jednakowego dla wszystkich podejścia URE do oceny wysokości kosztów uzasadnionych, np. nie wiadomo, czy można zaliczyć do nich zakup brakujących uprawnień do emisji CO2.
● W jaki więc sposób ustalane są ceny ciepła dla odbiorców końcowych?
– Proces zatwierdzania taryfy w URE trwa średnio w naszym kraju 90 dni, chociaż zgodnie z przepisami kodeksu postępowania administracyjnego powinien zamknąć się w okresie 30 dni, a w uzasadnionych przypadkach w okresie 60 dni. Przy czym znane są przypadki, w których proces zatwierdzania taryfy trwa nawet pół roku. Oznacza to, że przedsiębiorstwa muszą przez ten czas funkcjonować, mimo że cena ciepła nie pokrywa kosztów jego wytwarzania i dostarczania. W efekcie postępuje dekapitalizacja majątku koncesjonowanych firm branży ciepłowniczej.
● Czy oznacza to, że wynikający z obowiązujących przepisów mechanizm ustalania cen za ciepło działa na niekorzyść branży?
– Z danych URE wynika, że w 2002 roku wskaźnik dekapitalizacji podmiotów w branży ciepłowniczej wynosił średnio 54 proc. i w następnych latach rósł, by w 2007 roku osiągnąć wartość 60 proc. Oznacza to, że postępuje dekapitalizacja polskiego ciepłownictwa. Głównym powodem występowania tej tendencji jest funkcjonowanie modelu kosztowego, który sprawia, że firmom ciepłowniczym nie opłaca się inwestować w zmniejszanie kosztów wytwarzania ciepła. Zysk osiągnięty w ten sposób natychmiast jest przez URE redukowany w czasie kolejnego ustalania taryfy. Nowe ceny ustalane przez URE uwzględniają niższe koszty. W konsekwencji firma ciepłownicza nie ma szansy osiągnąć zysku i zainwestować go w dokapitalizowanie przedsiębiorstwa, czy we własny rozwój. W związku z tym słabnie motywacja, by dalej obniżać koszty, poprawiać rentowność, czy zaoferować klientom lepszą jakość. Przygotowywana obecnie nowelizacja prawa energetycznego nic nie zmienia w tym zakresie, a tym samym konserwuje niekorzystny model.
● Jacek Szymczak
prezes zarządu Izby Gospodarczej Ciepłownictwo Polskie