Mimo oporu Wielkiej Brytanii, a także Niemiec, Komisja Europejska zaproponowała w środę ustanowienie europejskiego systemu nadzoru finansowego, który ma ustrzec przed powtórką kryzysu.

Przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Stanisław Kluza jest jednak zdania, że niektóre inicjatywy KE są zagrożeniem dla bezpieczeństwa lokalnych rynków finansowych.

Przewodniczący KE Jose Barroso apelował w środę, by uczyć się na błędach i budować unijne struktury nadzoru i oceny ryzyka. "Teraz albo nigdy - powtarzał na konferencji. - Musimy zbudować porozumienie polityczne wokół wzmocnienia nadzoru".

"Nasze plany są ambitne, ale realistyczne" - zapewniał. Unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Joaquin Almunia wyraził przekonanie, że projekt zyska poparcie mimo wyrażanych głośno zastrzeżeń. Wielka Brytania boi się, że w wyniku reformy zapewniające ogromne dochody do budżetu londyńskie City straci rangę światowego ośrodka finansowego. Londyn wyklucza oddanie jakichkolwiek kompetencji nadzorczych organowi unijnemu.

"Jesteśmy świadomi obaw Wielkiej Brytanii, ale także Niemiec" - powiedział Almunia. Ubolewał zwłaszcza nad niemieckim oporem, wskazując, że Berlin w innych sprawach jest orędownikiem zacieśniania europejskiej integracji. "Niemcy mają jasne pomysły, jeśli chodzi o kierunek, w którym ma iść Europa. Mam nadzieję, że tak będzie i tym razem" - powiedział.

Co do londyńskiego City - dodał - to "powinno ono obawiać się raczej kryzysu niż propozycji KE".

Są one oparte na opublikowanym w lutym raporcie grupy ekspertów pod przewodnictwem byłego szefa MFW Jacquesa de Larosiere'a, z udziałem prof. Leszka Balcerowicza. W ślad za raportem, KE proponuje wzmocnienie nadzoru zarówno na poziomie makro, jak i mikro.

W ramach europejskiego systemu nadzoru finansowego KE proponuje stworzenie na bazie istniejących już komitetów niskiej rangi trzech nowych instytucji nadzorczych (ds. banków, papierów wartościowych i ubezpieczeń), złożonych z najwyższego szczebla przedstawicieli nadzorów narodowych. Ich radom przewodniczyć miałyby cieszące się najwyższym autorytetem osoby, niezależne od krajowych nadzorów. Koordynacją tych trzech instytucji, nazwanych wstępnie "władzami", zajmowałby się "komitet sterujący".

Rola nowych instytucji miałaby polegać na harmonizacji zasad, koordynacji decyzji nadzorów krajowych, ale też mediacji w przypadku konfliktu między krajowymi organami nadzorczymi, przy czym mediacja ta miałaby mieć charakter "wiążący". To właśnie oddanie ostatecznej decyzji w ręce unijnej instytucji najbardziej nie podoba się Brytyjczykom, a także Niemcom - zwłaszcza że ciężar odpowiedzialności za ratowanie banków w sytuacji kryzysowej nadal spoczywałby na rządach krajowych.

Na tzw. poziomie "makroostrożnościowym" KE proponuje nową Europejską Radę Oceny Ryzyka Systemowego (European Systemic Risk Council - ESRC), w której mieliby zasiąść prezesi narodowych banków centralnych z 27 państw UE, szefowie krajowych i trzech unijnych instytucji nadzorczych UE oraz przedstawiciele KE. ESRC miałaby poważnie brać pod uwagę i analizować wczesne ostrzeżenia i wszelkie informacje kluczowe dla stabilności finansowej i skutecznie reagować, wydając krajom zalecenia za pośrednictwem unijnej rady ministrów finansów Ecofin albo instytucji nadzoru unijnego.

Formalnie zalecenia nie miałyby mocy wiążącej prawnie, jednak z uwagi na rangę tego gremium, trudno byłoby je ignorować. Propozycja przewiduje, że gdyby kraje nie chciały się podporządkować zaleceniom, musiałyby to odpowiednio wyjaśnić.

Na czele ESRC miały stać szef Europejskiego Banku Centralnego. To także nie podoba się przywiązanym do niezależności funta Brytyjczykom, którzy nie chcą oddać decydującego głosu w sprawach finansowych krajom Eurogrupy.

"Myśleliśmy, że kryzys stanie się zaczynem zmian, ale większość krajów wciąż myśli jeszcze przede wszystkim o własnym interesie" - ubolewał komisarz ds. rynku wewnętrznego Charlie McCreevy. Wskazał, że wielokrotnie krajowe organy nadzorcze "nie mają instynktu" informowania o zagrożeniach partnerów z UE, choć kryzys unaocznił potrzebę lepszego nadzoru ponadgranicznych instytucji finansowych, których w UE działa ok. 40-50. A także potrzebę rozwiązywania konfliktów o nadzór nad dużymi grupami między władzami krajów firm-matek a krajami takimi, jak Polska, które nie są potęgami finansowymi.

Obecne rozwiązania faworyzują kontrolę nad międzynarodowymi grupami przez nadzory tych krajów, gdzie mają one swoją główną siedzibę, minimalizując rolę instytucji nadzorczych (w Polsce Komisji Nadzoru Finansowego) krajów, gdzie działają filie. Dlatego Polska popiera ideę wiążącego arbitrażu.

Na nieformalnym spotkaniu ministrów finansów w Pradze na początku kwietnia Polska deklarowała się jako gorący orędownik zintegrowanego nadzoru finansowego w UE. "Więcej Europy to (...) obrona narodowego interesu Polski" - powiedział wówczas PAP minister finansów Jacek Rostowski. Tłumaczył, że Polska, jako kraj goszczący zagraniczne instytucje finansowe, popiera przekazywanie kompetencji nadzorczych do struktur europejskich. Uznał, że zalecenia de Larosiere'a idą w dobrym kierunku, "a ich jedyny mankament jest taki, że są nie dość daleko idące".

KE chce wdrożyć nowy system już pod koniec przyszłego roku, a więc dwa lata wcześniej, niż proponował de Larosiere. Liczy, że przedstawione w środę propozycje zatwierdzą na szczycie 18-19 czerwca szefowie państw i rządów "27" w Brukseli. Na tej podstawie jesienią KE zapowiada przedstawienie konkretnych propozycji legislacyjnych, nad którymi będą pracować Parlament Europejski i rządy.

Reforma nadzoru finansowego ma sprawić, że rynki i instytucje finansowe będą bezpieczniejsze dla inwestorów. Almunia jest zdania, że gdyby nastąpiła wcześniej, byłaby szansa na uniknięcie obecnego światowego kryzysu finansowego i gospodarczego.

Przewodniczący KNF Stanisław Kluza ostrzegł jednak, że inicjatywy zmierzające w kierunku odebrania lokalnym władzom kompetencji do określania i egzekwowania wymogów kapitałowych dla instytucji finansowych działających w ramach grupy, są zagrożeniem dla bezpieczeństwa lokalnych rynków finansowych.

"Wartością jest rentowność kapitału grupy jako całości, ale wartością jest też rola, jaką kapitał odgrywa na rynku lokalnym. Wprowadzenie zintegrowanego zarządzania kapitałem na poziomie grupy oznaczałaby, że priorytetem stanie się rentowność osiągana kosztem rynków lokalnych" - uważa Kluza.

Jego zdaniem kompetencje decyzyjne znalazłyby się na poziomie europejskim, a odpowiedzialność pozostałaby krajowa, to polski klient i podatnik mógłby ponosić konsekwencje błędów popełnionych poza granicami naszego kraju. "Na takie ryzyko nie można się zgodzić" - podkreślił.