Polski nie stać na działania (lub zaniechania), których efektem będzie zakwalifikowanie do rynków wysokiego ryzyka.
W obecnej sytuacji makroekonomicznej nasuwają się pytania: czy głębokie spadki PKB w wielu krajach naszego regionu i zachwiana stabilność finansowa niektórych z nich wskazują, że dotychczasowy model rozwoju wyczerpał się? Czy napływający do regionu zagraniczny kapitał nie doszacował ryzyka lub przeszacował możliwości drzemiące w tych gospodarkach? Uważam, że nie.
Szybki wzrost krajów regionu przed i po wejściu do UE miał dwie główne przyczyny: przewagę konkurencyjną wynikającą ze stosunkowo taniej, a zarazem wykwalifikowanej siły roboczej, i zmianę oceny ryzyka regionu przez kapitał zagraniczny, związaną właśnie z członkostwem w UE. Szczęśliwie dla Europy Środkowej czas szybkiego jej rozwoju przed i po akcesji do Unii przypadł na okres sprzyjających warunków zewnętrznych - taniego kapitału i generalnie dużej tolerancji ryzyka, postępujących procesów globalizacji i liberalizacji przepływu kapitału.
Ekonomiści i politycy są zgodni, że krajobraz gospodarczy nie będzie już taki sam po kryzysie. Dostępność kapitału i postrzeganie ryzyka nie wrócą do poprzedniego stanu. Nie oznacza to jednak, że zniknęły fundamentalne przewagi Europy Środkowej, przede wszystkim wyższa produktywność w relacji do kosztu pracy. Musimy zatem zadbać o obniżenie postrzegania ryzyka związanego z inwestowaniem w Polsce i regionie.
Niedawno wystarczyło członkostwo w UE, by Polska była postrzegana jako kraj bezpieczny dla inwestycji. Teraz trzeba czegoś więcej - przede wszystkim możliwie szybkiego wprowadzenia euro. Wbrew powtarzanym zastrzeżeniom, trzeba zgodzić się z troską ministra finansów o stan finansów publicznych. Nie stać nas na istotne rozluźnienie polityki fiskalnej, by szybko, ale na krótką metę, pobudzić gospodarkę. Ceną byłoby pogorszenie postrzegania Polski w dłuższym okresie, czyli pogorszenie perspektyw napływu kapitału zewnętrznego, którego potrzebujemy jak powietrza.
Polska ma znaczny potencjał dynamicznego rozwoju, a jego pełne wykorzystanie możliwe jest dzięki importowi kapitału. Złe postrzeganie kosztuje nas więcej niż kraje bardziej zaawansowane gospodarczo, które mogą obejść się bez dużych inwestycji zagranicznych. Choć skala problemów gospodarczych jest mniejsza niż w innych krajach regionu, nie stać nas na działania (lub zaniechania), których efektem będzie zakwalifikowanie Polski do rynków wysokiego ryzyka.