Gdy w 2001 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski, używając podpisu elektronicznego, zaaprobował ustawę o podpisie elektronicznym, nikt nie myślał, że na długie lata zablokuje ona informatyzację kraju. Z perspektywy ostatnich dziewięciu lat trzeba powiedzieć, że ustawa kompletnie się nie sprawdziła.
Miała umożliwić przeniesienie części życia gospodarczego oraz kontaktów na linii obywatel-urząd do internetu. Tak się nie stało. Wszystko przez wymóg stosowania kwalifikowanego podpisu elektronicznego, za wydanie którego trzeba płacić. To, w połączeniu z małą liczbą urzędowych e-usług, powodowało, że nie opłacało się go używać. Gdyby nie wymóg stosowania tego podpisu przy kontaktach z ZUS, liczba jego użytkowników byłaby minimalna. Dlatego zakończenie przez resort gospodarki prac nad nową ustawą, która ma rozluźnić gorset przepisów, należy przyjąć z radością. Pozostaje mieć nadzieję, że resort wyciągnął wnioski z błędów poprzedniej ustawy i nowy akt już nie sparaliżuje budowy społeczeństwa informacyjnego w Polsce.