Najniższe są płace w krajach afrykańskich, od 1 do 10 dol. miesięcznie, ale ryzyko inwestycji jest duże. W Chinach w ostatnim roku płace wzrosły o 10 proc. W Polsce pozapłacowe koszty płacy sięgają nawet 80 proc. zarobków.
Od wielu lat zwykło się mówić, że najniższe koszty pracy są w Chinach. To był magnes przyciągający inwestorów, w tym także firmy z innych krajów. Prognozy mówią, że już w przyszłym roku Chiny wyprzedzą Stany Zjednoczone pod względem produkcji przemysłowej. W 2009 roku aż 17 proc. światowej produkcji ma być wytwarzane w Państwie Środka. Ten niebywały skok gospodarczy musiał jednak zaowocować także poprawą zarobków w chińskich zakładach. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
- Nawet chińskie firmy zaczynają przenosić produkcję do innych azjatyckich krajów i do Afryki - mówi Łukasz Hardt z Instytutu Sobieskiego.
- Takie kraje jak Bangladesz, Nepal, Bhutan i niemal cała Afryka Środkowa mają niższe koszty pracy niż w Chinach - uważa Andrzej Polaczkiewicz z Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Chiny jednak nie są na straconej pozycji, bo mają coraz lepszą organizację pracy, lepiej potrafią kontrolować jakość produkcji i mają możliwości zwiększenia produkcji na niespotykaną skalę. Właśnie dlatego polskie firmy odzieżowe zlecające produkcję poza naszymi granicami nadal najczęściej wybierają Chiny. Bardzo często kraje o tańszej sile roboczej nie są w stanie zaproponować nic innego poza tanim pracownikiem.

Gdzie płace są najniższe

Mapa najtańszych miejsc do produkcji na świecie nie zmienia się szybko. Najniższe zarobki są oczywiście w krajach afrykańskich - szczególnie w Afryce Środkowej. Mimo że w takich krajach jak Angola, Mozambik, Sudan, a szczególnie Zimbabwe robotnik zadowoli się nawet 1 dolarem miesięcznie, to zagranicznych inwestycji jest tam bardzo mało.
- Mechanizmy rynkowe w ogóle tam nie działają, więc mimo że koszty pracy są najniższe na świecie, to inwestorzy unikają tego regionu - mówi Richard Mbewe, ekonomista pochodzący z Zairu.
Decydują inne czynniki. Informacja o nacjonalizacji firm czy całych branż gospodarki działa na inwestorów jak kubeł zimnej wody. Nawet jeśli ktoś zamierzał inwestować w Afryce, to taka sytuacja skutecznie odstrasza prezesów firm nawet skłonnych do ryzyka. Odstrasza też inflacja, która w rządzonym przez Roberta Mugabe Zimbabwe przekracza wszelkie wyobrażalne poziomy. Jeszcze niedawno dolar amerykański kosztował 510 mld dol. Zimbabwe - dzisiaj trudno powiedzieć.
Niskie płace w Afryce nie są więc wystarczającym magnesem dla biznesu. Podobne problemy są też w najbiedniejszych krajach azjatyckich: Bangladeszu, Bhutanie i Nepalu.
- Zarobki w tych krajach wynoszą od 20 do 50 dol. miesięcznie i nie ma tam żadnych zabezpieczeń socjalnych - mówi Andrzej Polaczkiewicz.
Potwierdza to Jacek Zieliński z firmy Promoman, który sprowadza do Polski pracowników z Bangladeszu.
- W Bangladeszu szyją wszystkie największe firmy świata, a szwaczka zarabia tam 25 dol. miesięcznie i nie ma żadnych zabezpieczeń socjalnych poza prawem do jednego dnia wolnego w miesiącu - mówi Jacek Zieliński.
Nie ma tam jednak także żadnych państwowych gwarancji dla inwestycji zagranicznych. Można więc inwestować, korzystać z niewyobrażalnie taniej siły roboczej, ale trzeba się też liczyć z ryzykiem konieczności opłacania skorumpowanych urzędników i problemami z dostawcami i całym procesem produkcyjnym. W porównaniu z tymi państwami robotnik w Chinach zarabia znacznie więcej.
- Na prowincji, w małych miejscowościach, gdzie siły roboczej nie brakuje, płace miesięczne wynoszą od 100 do 120 dolarów miesięcznie - twierdzi Andrzej Polaczkiewicz.
W większych miastach, powyżej miliona mieszkańców, zarobki są wyższe i oscylują wokół 200 dolarów. W największych miastach, gdzie brakuje pracowników (szacuje się, że w Hongkongu brakuje ok. 2 mln osób), robotnik może zarobić od 400 do 600 dolarów miesięcznie.

Koszty pracy to nie wszystko

Liczą się też stabilność systemu prawnego, gwarancje państwa dla inwestycji zagranicznych, dobrze zorganizowany proces produkcji i gwarancje dobrej jakości produkcji. Z tym w najtańszych krajach bywają problemy. Bardzo często dział kontroli jakości jest najważniejszym działem w firmie i czasem koszty kontroli stanowią nawet 50 proc. całych kosztów produkcji. Polski producent odzieży LPP stale zatrudnia na przykład kilkadziesiąt osób w swoim przedstawicielstwie w Chinach.
Ci pracownicy zajmują się wyłącznie kontrolą jakości produkcji w fabrykach produkujących na potrzeby LPP. Czasem zachodni inwestorzy rezygnują z inwestycji, gdy okazuje się, że zachowanie wysokiej jakości produkcji w najbiedniejszych krajach, jest droższe niż produkcja w Europie. Dobrym przykładem jest tu Polska. Obecnie przedsiębiorcy i ekonomiści narzekają, że płace w Polsce rosną szybciej niż wydajność pracy, jednak w dłuższym okresie sytuacja wygląda inaczej.
- W Polsce od 2000 do 2007 roku płace wzrosły o 37 proc., a w tym czasie wydajność pracy zwiększyła się o 52 proc. - wylicza Andrzej Polaczkiewicz.
Rosnące koszty pracy nie są więc barierą w przyciąganiu inwestycji zagranicznych, pod warunkiem że wydajność pracownika zwiększa się równie szybko.

Koszt to nie tylko płaca

- Nie ma jednak odpowiedzi na pytanie, gdzie koszty pracy są najniższe, bo trzeba patrzeć nie tylko na nominalne koszty pracy, ale też na koszty pozapłacowe - twierdzi Kamil Kajetanowicz z Centrum im. Adama Smitha. Ważna jest wspomniana wydajność pracy, a ta wydajność zależy od wykształcenia pracownika, od organizacji pracy i całego oprzyrządowania maszynowo-informatycznego towarzyszącego produkcji.
- Może się okazać, że lepiej opłacany pracownik w USA, przy tamtejszej infrastrukturze, jest tańszy niż pracownik w Polsce - mówi Kajetanowicz.
Dodatkowym czynnikiem powodującym wzrost kosztów jest biurokracja.
- W Szwajcarii i Wielkiej Brytanii koszty pracy są wysokie, ale przepisy prawne są jasne i precyzyjne, co zdecydowanie obniża koszty inwestycji - mówi Kamil Kajetanowicz.

Firmy szukają pracowników

Po igrzyskach olimpijskich wolne moce produkcyjne na pewno będą miały chińskie firmy budowlane. Możemy wykorzystać ten potencjał przy naszych przygotowaniach do Euro 2012. Można jednak szukać jeszcze tańszych pracowników. Firma Promoman ma wyłączność na sprowadzanie do Polski pracowników z Bangladeszu.
- Na razie jest u nas dwóch inżynierów, a niebawem przyjedzie do nich po 30 pracowników. Te brygady będą pracowały w jednej z firm budowlanych - mówi Michał Zieliński, prezes firmy Promoman. Każdy robotnik będzie zarabiał ok. 1,2-1,3 tys. zł miesięcznie przy średniej dla naszego budownictwa wynoszącej około 3,3 tys. zł. Robotnicy z Bangladeszu powinni być jednak zadowoleni, bo w ich 140-mln kraju bez pracy jest ok. 30 mln ludzi.
- Zainteresowanie ze strony polskich firm jest duże - mówi prezes Zieliński.
Niewykluczone, że niebawem pojawią się w Polsce pielęgniarki z Bangladeszu oraz pracownicy stoczni i hoteli.
SZERSZA PERSPEKTYWA - ŚWIAT
W 2006 roku szwedzki urząd skarbowy zamówił serię telewizyjnych reklam, które namawiały szwedzkich podatników do terminowego regulowania zobowiązań podatkowych. Zamówienie dostała firma estońska. Okazało się bowiem, że koszt produkcji w Szwecji byłby o 50 do 100 proc. wyższy, głównie wskutek wysokich podatków. Z tych samych przyczyn drukowanie broszur podatkowych zlecono firmie z Finlandii.
Źródło: CAS
Siła robocza w Chinach nie jest już najtańsza na świecie. Polskie firmy mogą szukać miejsc do produkcji swoich towarów w Bangladeszu, Bhutanie, Nepalu czy Wietnamie, gdzie obowiązują dużo niższe zarobki. Miesięczne płace wynoszą tam od 20 do 50 dolarów. / ST