Polska Grupa Energetyczna może zadebiutować na giełdzie wcześniej niż Enea. Wpływy z publicznych emisji akcji nie będą decydujące dla inwestycji w energetyce. Głównym źródłem finansowania rozwoju elektrowni będzie wzrost cen prądu.
Jak dowiedziała się Gazeta Prawna, może dojść do zmiany harmonogramu debiutów spółek energetycznych kontrolowanych przez Skarb Państwa. Według naszych informacji doradca prywatyzacyjny Polskiej Grupy Energetycznej rekomenduje Ministerstwu Skarbu zmianę kolejności wprowadzania spółek na giełdę - najpierw miałaby zadebiutować Polska Grupa Energetyczna (PGE), a dopiero później Enea.

Porażka Enei

- Przygotowania do oferty PGE idą zgodnie z pierwotnym harmonogramem. Decyzja należy jednak do właściciela. Będzie musiał uwzględnić m.in. sytuację na rynku, stan przygotowań obu transakcji i terminy innych planowanych ofert prywatyzacyjnych. Rozmawialiśmy o tym z przedstawicielami resortu skarbu - przyznaje Karol Półtorak, dyrektor w firmie UniCredit CAIB, która jest doradcą prywatyzacyjnym PGE.
Według deklaracji składanych przez zarząd Enei i przedstawicieli Ministerstwa Skarbu Państwa spółka miała wejść na giełdę najpierw w I kwartale 2008 r., potem w maju, później w lipcu, a teraz mówi się o debiucie w październiku. To opóźnienie powoduje, że przygotowania Enei do debiutu giełdowego już są oceniane jako porażka i zaczynają się nakładać z planowanym terminem debiutu PGE.
- To miał być pilotażowy, wzorcowy projekt prywatyzacji w energetyce, ale się nie udał, bo był robiony na tempo. To jest porażka firmy i Ministerstwa Skarbu - mówi proszący o zachowanie anonimowości menedżer jednej z firm doradczych.
W opinii naszych rozmówców ostatnie przesunięcie terminu debiutu wcale nie wynikało z dekoniunktury na giełdzie, lecz było podyktowane problemami z wyceną Enei i akceptacją tej wyceny przez zarząd. Grupa, której udział w rynku produkcji energii szacowany jest na około 8-10 proc., a w rynku sprzedaży na około 14 proc., była ostatnio - według naszych źródeł - wyceniana aż dwa razy. Raz przez Credit Suisse na potrzeby publicznej emisji akcji, której wartość jest oceniania na 2-3 mld zł, a drugi raz przez Ernst & Young na potrzeby wyceny akcji w związku z planowanym częściowym ich umorzeniem w celu wypłaty ekwiwalentu pracownikom elektrowni Kozienice, którą kontroluje Enea.

PGE przygotuje grunt

Zadaniem pierwszeństwa debiutowi PGE, który może nastąpić w połowie listopada, przemawia choćby to, że jako spółka o dużym udziale w rynku produkcji energii może się sprzedać korzystniej niż Enea i stać się dobrym punktem odniesienia dla publicznej sprzedaży akcji innych firm energetycznych. Jednak dla Enei dalsze odkładanie debiutu jest ryzykowne.
- Nie ma sensu odkładanie debiutu Enei. Im szybciej wejdzie na giełdę, tym szybciej będzie mogła pozyskać pieniądze na inwestycje w wytwarzanie energii - mówi nasz rozmówca z firmy doradczej.
Paradoksalnie, w kontekście pozyskiwania środków na inwestycje dla PGE debiut nie ma aż takiego znaczenia, jak dla Enei, która potrzebuje środków na realizację inwestycji. Odłożony debiut lub jego niepowodzenie oznacza mniejsze możliwości sfinansowania planowanej budowy nowego bloku za około 1,5 mld euro. Opóźnienie debiutu może przesunąć rozpoczęcie inwestycji, której zakończenie planowano na 2015 rok.
Jest też problem szerszy niż sama prywatyzacja Enei, która według pierwotnych planów już od około czterech lat powinna być prywatną spółką publiczną. Od Ministerstwa Skarbu należy oczekiwać zdecydowania w prywatyzacji energetyki niezależnie od koniunktury giełdowej. Nie sposób przesądzić, jak długo potrwa bessa, a w publicznych emisjach nie chodzi wyłącznie o pieniądze. Idzie też o zmianę struktury własnościowej energetyki i poprawę konkurencyjności w branży.

Rachunki za prąd na inwestycje

Teraz ciągle ponad 75 proc. rynku produkcji kontrolują polskie firmy państwowe, co zupełnie nie sprzyja konkurencji.
- Każde opóźnienie w prywatyzacji energetyki ma negatywny wpływ na rynek. Te prywatyzacje powinny być dokonane kilka lata temu. Rząd ma pecha, że cała prywatyzacja czekała aż do dzisiaj. Co stało na przeszkodzie, żeby to zrobić trzy lata temu, gdy koniunktura była świetna? - ocenia Wojciech Hann, partner w firmie doradczej Deloitte.
Giełda i prywatyzacja zwiększa wiarygodność spółek energetycznych, a przez to możliwości finansowania się środkami zewnętrznymi. Z własnych środków firmy niewiele mogą zrobić. W I kwartale 2008 r., według Agencji Rynku Energii, sektor energetyczny, ale bez przesyłu, zarobił na działalności energetycznej około 1,845 mld zł - o 6 proc. więcej niż w 2007 roku, ale netto tylko około 1 mld zł. To mało. Zdaniem Samera Masri, analityka Aegon PTE, powinno to być nawet ok. 8 mld zł rocznie na samo wytwarzanie energii. Ale zarazem analitycy uważają, że tak naprawdę firmy energetyczne będą szukać finansowania inwestycji przede wszystkim w naszych kieszeniach.
- Tych 8 mld zł to jest około dwa razy więcej niż elektrownie zainwestowały w 2007 roku. Nie ma możliwości, żeby inwestycje osiągnęły oczekiwany poziom bez dalszych podwyżek cen energii - mówi Samer Masri.
OPINIA
MIROSŁAW BIELIŃSKI
prezes zarządu Energi
Przyglądamy się uważnie przygotowaniom Enei do debiutu giełdowego i wydaje się, że jej debiut może mieć wpływ na kolejne debiuty firm z branży energetycznej. Nawet wtedy, gdy będzie duża przerwa między publicznymi emisjami akcji poszczególnych firm. Chodzi o to, że wycena Enei nie będzie jedynym, ale ważnym czynnikiem rzutującym na wycenę innych grup energetycznych. Czy będzie to czynnik determinujący te wyceny - nie wiem, ale zależy nam na tym, żeby Enea wystartowała jak najlepiej. Natomiast jestem przekonany, że w przypadku Enei, jak też w przypadku Energi, środki, które można pozyskać z giełdy, są zdecydowanie mniejsze od potrzeb zdefiniowanych planami inwestycyjnymi. Dla energetyki zaczął się czas inwestowania dużych pieniędzy i środki, które można uzyskać z giełdy, są tu tylko dodatkiem.
Polski rynek energetyczny po I kwartale / DGP