Umieszczenie produktów leczniczych z importu równoległego na listach leków refundowanych potwierdziło zainteresowanie państwa możliwością oferowania pacjentom leków po niższych cenach.
Na listach leków refundowanych pojawiło się siedem produktów leczniczych z importu równoległego. Trzy z nich są dostępne dla pacjenta za odpłatnością ryczałtową 3,20 zł. Na każdym sprzedanym opakowaniu takiego leku Narodowy Fundusz Zdrowia oszczędza do 34 zł. Pozostałe cztery leki pacjenci będą mogli taniej kupić w aptekach oszczędzając średnio 20 proc. Decyzje dotyczące refundacji są oczywiście domeną państwa i od polityki danego kraju zależy, w jaki sposób traktowane są leki z importu równoległego. To jednak jedyna teza z artykułu Łukasza Sławatyńca Lekarstwa z importu równoległego nie zawsze są tańsze dla budżetu (GP Biznes, 01.07.2008), z którą można się zgodzić.
Leki z importu równoległego trafiły na listy refundacyjne z niższą cena i własnym limitem refundacji. Ponieważ Ministerstwo Zdrowia odnosi ceny importerów równoległych do najtańszych odpowiedników w grupie, ich leki w każdym przypadku mają najniższą cenę, a więc pacjentom i budżetowi państwa przynoszą największe oszczędności. Ceny importerów równoległych są do 20 proc. niższe od cen leku referencyjnego.
Niejasne są motywy, dla których firma farmaceutyczna miałaby decydować się w trakcie obowiązywania danej listy leków refundowanych na obniżenie cen swoich produktów, skoro przy jej tworzeniu zabiegała o cenę o znacznie wyższą, chyba że jest to próba uzyskania większej refundacji. Trzeba też zaznaczyć, że aby lek był w takiej sytuacji tańszy dla pacjenta, musiałoby zaistnieć równocześnie kilka mało prawdopodobnych warunków. Producent musiałby o około 20 proc. obniżyć cenę leku na cały okres obowiązywania danej listy refundacyjnej, a apteki i hurtownie zastosować analogiczne jak dla ceny przed obniżką marże. W przypadku krótkotrwałych promocji bilans kwartalny pokazuje zdecydowaną przewagę importu równoległego, jeśli chodzi o oszczędności. Należy też pamiętać, że importerzy równolegli nie działają w próżni i mogą elastycznie reagować na zmiany cen producenta.
Zamiast więc przekonywać pacjentów o tym, że szczęśliwy zbieg okoliczności może się zdarzyć, zdecydowanie korzystniej dla nich byłoby, gdyby producent już przy wnioskowaniu o wpis na listę leków refundowanych zaproponował niższą cenę leku. Biorąc pod uwagę, że jedynie kilkanaście procent budżetów firm farmaceutycznych przeznacza się na badania i rozwój, a ponaddwukrotnie więcej na reklamę i sprzedaż, z pewnością nie zagroziłoby to pracom nad nowymi lekami. Tym bardziej że jedynie 22 proc. nowych leków wprowadzonych do obrotu w ciągu ostatnich 20 lat przyniosło również istotny postęp terapeutyczny. Większość z nich to tzw. produkty me-too, czyli modyfikacje już istniejących leków. Z pewnością więc to nie import równoległy ogranicza badania i rozwój, a co za tym idzie dostęp do nowych leków.
Zdaniem Adwokata Generalnego przy Europejskim Trybunale Sprawiedliwości, który na początku kwietnia wydał opinię w sprawie ograniczania dostaw przez firmę Glaxo w Grecji, mimo iż państwa członkowskie jako najwięksi odbiorcy produktów leczniczych regulują ceny leków, wytwórcy mają możliwość negocjacji cen swoich produktów i ceny te nie są im narzucane. Nie ma także związku przyczynowego pomiędzy utratą części korzyści przez firmy z tytułu importu równoległego a redukcją wydatków na badania nad nowymi lekami.
Jeśli rozmawiamy dziś o cenach leków i o tym, że firmy farmaceutyczne mogą je obniżyć czyniąc import równoległy nieopłacalnym, to wyłączna zasługa funkcjonowania w Polsce tego zjawiska. Do tej pory apele Ministerstwa Zdrowia do zagranicznych producentów o obniżenie cen leków pozostawały bez odzewu.
ikona lupy />
Import równoległy / DGP