Rynek gier planszowych to w Polsce nisza, ale miłośników takiej rozrywki stale przybywa. Chcąc wejść w ten biznes, trzeba znać się na grach. Działalność zacząć można od sprzedaży przez internet, a potem myśleć o lokalu.
Robert Jaskuła z Krakowa, jak sam mówi, kontakt z grami planszowymi ma od kilku lat. Jako gracz wie o nich prawie wszystko. Dziewięć miesięcy temu pojawiła się okazja, żeby dowiedzieć się czegoś, czego do tej pory nie wiedział - jak na grach planszowych zarobić.
- Pojawiła się okazja, by odkupić sklep od znajomego. Stwierdziliśmy z żoną, że warto spróbować. Od tamtej pory wiem o tym biznesie coraz więcej, za to coraz mniej gram - przyznaje Robert Jaskuła.
Sklep nazywa się Dragonus (www.dragonus.pl). Początkowo Robert Jaskuła łączył sklep z pracą na etacie w innej firmie, ale dziś poświęca się już tylko pracy na swoim.
- Na razie interes idzie dobrze. Nie widać oznak kryzysu. Ale trzeba jeszcze poczekać, żeby stwierdzić, jak przełoży się on na sprzedaż gier. Na pewno w ostatnim czasie zaczyna przybywać sklepów. Konkurencja rośnie i zaczyna mnie to trochę niepokoić - dodaje.

Polacy grają więcej

- Sklepów z grami planszowymi przybywa, choć wciąż jest ich niewiele. Gra coraz więcej osób, a sprzedaż rośnie. W ubiegłym roku było to tempo dwucyfrowe - mówi Dariusz Waszkiewicz, prezes firmy Galanta.
To największy wydawca gier na polskim rynku, który sprowadził do polski m.in. taki światowy hit, jak Osadnicy z Katanu.
Ilu Polaków dokładnie gra w planszówki, nie wie nikt.
- Kilkanaście tysięcy osób gra regularnie. Gry planszowe w Polsce to wciąż nisza, wciąż kojarzą się z zabawą dla dzieci. Ale to się zmienia - mówi Piotr Kątnik, prezes Rebel.pl, największego sklepu z grami planszowymi w Polsce.
Działa w internecie, ale także posiada sklep w Trójmieście.
Gracze dzielą się na dwie grupy: tzw. geeków, czyli fanów gier, którzy wiedzą o nich wszystko, i graczy okazjonalnych. Znajomość upodobań jednych i drugich jest bardzo ważna.
Żeby otworzyć własny sklep, na początek trzeba sporo wiedzieć o samych grach. A jeśli się nie wie nic lub niewiele - trzeba szybko to nadrobić. Inaczej łatwo się skompromitować. Jeśli trafi się na klienta, który sam sporo o grach wie - szybko zorientuje się, że jesteśmy niekompetentni. A jeśli powie o tym znajomym, stopnieje nam liczba klientów. Podobnie będzie w przypadku klientów, którzy nie wiedzą o grach nic lub niewiele i oczekują rekomendacji - oni też szybko zorientują się, że sprzedawca jest nieprofesjonalny.
Żeby być na bieżąco z tym, o czym dyskutuje światek graczy, można śledzić dyskusje w internecie, np. w takich miejscach jak portal miłośników gier www.gry-planszowe.pl.
- Warto wiedzieć, co tam się dzieje, ale takie miejsca nie powinny być wyrocznią, jeśli chodzi o dobór oferty. Odwiedzają je w większości gracze zaawansowani, których jest mniejszość i których oczekiwania niekoniecznie muszą pokrywać się z oczekiwaniami większości graczy - podkreśla Piotr Kątnik.

Skąd brać gry

W gry można zaopatrywać się u wydawców i w hurtowniach.
- Pierwszy sposób jest dobry przy dużych zamówieniach. Mniejsze partie lepiej kupować w hurtowniach. Przy częstych zamówieniach można liczyć na wyższe rabaty i wyższą marżę - dodaje Robert Jaskuła.
Marże na grach wahają się między 10 a 50 proc.
Na start, jeśli rozpoczyna się działalność tylko w internecie i odpadają koszty związane z dzierżawą lokalu, opłatami za media i prąd, trzeba więc mieć od 30 do 50 tys. zł. W kilku tysiącach złotych możemy zmieścić się z przygotowaniem strony internetowej. Resztę wydamy na zakup towaru do sklepu.
- Gdy zaczynaliśmy pięć lat temu, pierwszy towar kupiliśmy za tylko 5 tys. zł - wspomina Piotr Kątnik.
Dodaje, że warto zastanowić się nad otwarciem normalnego sklepu.
- To uwiarygodnia, daje szanse, by zagospodarować rynek lokalny. Gracze lubią przyjść do sklepu, porozmawiać, zagrać. A do stworzenia takiego miejsca wcale nie trzeba ogromnych pieniędzy - twierdzi Piotr Kątnik.
4,1 mld zł
wydali Polacy w 2008 roku na rozrywkę, czyli telewizję, internet, gry i kino