Na szczęście Polska nie należy do najbogatszych krajów i dzięki temu może rozwijać się szybciej niż ustabilizowane gospodarki Zachodu. Zwykle jednak szybsze tempo rozwoju gospodarczego wiąże się z ryzykiem głębszego i bardziej drastycznego hamowania. Tak jak to ma właśnie miejsce w krajach nadbałtyckich, gdzie wraz z drastycznym spowolnieniem wzrostu gospodarczego do blisko zera, roczna dynamika inflacji znacznie przekroczyła poziom 10 procent.
Tak ostre hamowanie, jakie miało miejsce krajach nadbałtyckie, ale również i w USA, wynika zwykle z pęknięcia bąbla spekulacyjnego. W Stanach ostatnio mieliśmy do czynienia z pęknięciem bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości, podobnie zresztą jak w krajach bałtyckich. Do tego dochodzi kolejne ryzyko, jakim jest globalny wzrost kosztów energii, w tym przede wszystkim ropy. Rzeczywiście dalszy znaczący wzrost cen energii i surowców poprzez wzrost kosztów produkcji doprowadzi do spowolnienia wzrostu gospodarczego przy rosnącej inflacji.
Zawsze jednak przy kreśleniu takich scenariuszy należy zadać sobie pytanie o skalę zjawiska, jak również o prawdopodobieństwo takiego scenariusza. Co do skali, nie sposób nie zauważyć, że wzrost cen energii uderza w różne kraje z różną siłą. W Polsce wzrost cen energii jak dotychczas był znacznie słabszy niż w innych krajach, przede wszystkim ze względu na znaczne umocnienie złotego względem dolara. Po drugie, nasza gospodarka jest w około 50 proc. uzależniona od węgla, który w relacji do ropy staje się relatywnie tańszym źródłem energii. Czynnikiem, który może być problemem kosztowym dla Polski, są o 30 proc. za niskie w stosunku do naszych potrzeb limity CO2. Drugi ważny argument zmniejszający ryzyko stagflacji w Polsce jest właśnie nasze zapóźnienie. W kraju takim jak Polska, gdzie skala nieefektywności gospodarki jest bardzo wysoka, wciąż istnieją olbrzymie możliwości szybkiego wzrostu wydajności pracy, które mogą zneutralizować wzrost kosztów energii. Podobnie jak w przypadku szybkiego umacniania się kursu złotego, przedsiębiorstwa poprzez ciągłą restrukturyzację były w stanie dostosować się do nowych warunków, tak teraz poprzez wykorzystanie bardzie energooszczędnych technik będą mogły zniwelować negatywne efekty wzrostu kosztów energii. Nie chciałbym w żadnym wypadku, aby powstało wrażenie, że Polska jest zupełnie odporna na czarny scenariusz rosnących cen surowców. Nie jest odporna, ale wyższe koszty dotkną Polskę w sposób mniej bolesny niż kraje, w których możliwości dostosowań są znacznie mniejsze. Dlatego też nie sądzę, aby w czarnym scenariuszu groziła Polsce stagflacja. Raczej należałoby się spodziewać wyższej inflacji przy niższej dynamice wciąż przyzwoitego wzrostu. Tak długo bowiem, jak polska gospodarka będzie utrzymywała wysoką dynamikę wzrostu wydajności, będą napływały środki na infrastrukturę z UE oraz utrzymywał się napływ inwestycji zagranicznych, czarny scenariusz stagflacji nam nie grozi. A na koniec, uważam, że czarny scenariusz stagflacyjny dla gospodarki globalnej należy traktować jako wariant ryzyka z nie najwyższym prawdopodobieństwem.