Banki inwestycyjne doradzające stronom sporu o PZU mają trzy miesiące na wypracowanie kompromisu. Wcześniej powinna powstać czarna księga prywatyzacji stoczni. Zanim się ukaże, stocznie mogą już mieć nowych właścicieli.
• Jak pan ocenia szanse realizacji programów prywatyzacji i restrukturyzacji stoczni?
- Myślę, że wspólny program dla stoczni Gdynia i Gdańsk jest bardzo rzetelny i realny. Pokazuje, że te stocznie będą w stanie funkcjonować w przyszłości i być trwale rentowne. Wydaje się, że ukraińska firma ISD poważnie podeszła do sprawy. Program dla stoczni szczecińskiej jest jeszcze dopracowywany przez samego inwestora wraz z partnerami branżowymi, zajmującymi się produkcją statków. Liczę na pozytywną odpowiedź Komisji Europejskiej.
PROGRAMY DLA STOCZNI
26 czerwca minister skarbu przesłał Komisji Europejskiej programy restrukturyzacji i sprzedaży stoczni w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie. Potencjalnym inwestorem Gdyni jest ukraińska firma ISD, właściciel Stoczni Gdańsk. Stocznię w Szczecinie przejąć ma Mostostal Chojnice wraz z norweskim partnerem Ulstein Werft. Komisja chce, aby umowy prywatyzacyjne stoczni Gdynia i Szczecin były podpisane do 15 lipca. Jeżeli Polska nie wypełni tego zobowiązania, KE ma wydać decyzję o zwrocie pomocy publicznej, szacowanej na ok. 5 mld zł. Konieczność zwrotu wsparcia przyznanego przez rząd od 2004 roku polskim zakładom może oznaczać ich upadłość. Z ustaleń GP wynika, że Komisja Europejska zaakceptowała wstępnie programy dla stoczni gdańskiej i gdyńskiej. Rozstrzygają się losy szczecińskiej stoczni. Oficjalne decyzje mają zapaść w najbliższych dniach.
• Czy to oznacza, że większe szanse ma projekt stoczni gdyńskiej i gdańskiej?
- Nie chciałbym przesądzać, czy któryś z projektów restrukturyzacyjnych ma większe szanse realizacji. Uważam, że każdy z nich powinien dostać szansę na ewentualne doprecyzowanie i przygotowanie umów, które zwieńczyłyby prywatyzację.
• Czy te programy przewidują np. gwarancje dla inwestorów?
- Są o tyle ciekawe, że zawierają, poza produkcją stoczniową na maksymalnym dopuszczonym przez Komisję Europejską poziomie, rozbudowane plany rozwoju innego rodzaju działalności, np. produkcji dużych elementów konstrukcyjnych, wież, mostów itp. Dywersyfikacja działalności jest siłą tych projektów. Ponadto w programach restrukturyzacji dla stoczni zakładane są pewne wskaźniki, które mają być osiągane w poszczególnych latach. Są to m.in. zwrot na kapitale, rentowność, zysk. Jeśli okaże się, że po prywatyzacji założony poziom wskaźników będzie przekroczony, to inwestor podzieli się sukcesem, licząc proporcjonalnie do zaangażowanych środków w trakcie restrukturyzacji. Trzeba jednak mieć świadomość, że prywatyzacja stoczni to nie poszukiwanie inwestora, który zapłaci najwięcej, tylko takiego, którego pozyskanie będzie najmniej kosztować.
• Czy są jakieś alternatywne wyjścia, gdyby KE nie zaakceptowała planów restrukturyzacji i prywatyzacji stoczni?
- Mam wątpliwości, czy należy uruchamiać jakieś inne procedury wynikające z traktatu wspólnotowego i np. odwoływać się do Rady Europejskiej. Gdyby KE podjęła negatywną decyzję, to będziemy kontynuować prywatyzację, ale, niestety, już poprzez upadłość. Niektórzy nawet twierdzą, że to może być tańsze dla budżetu. Jednak koszty upadłości i ich konsekwencje są też ogromne. Myślę jednak, że do tego nie dojdzie.
• Jak długo może trwać weryfikacja programów przez KE?
- Nie wiem. Mam nadzieję, że będziemy mieli większą jasność po moim spotkaniu z panią komisarz. Chciałbym jednak podkreślić, że wszystko musieliśmy robić na ostatnią chwilę z uwagi na zaniedbania poprzednich rządów. Dzisiaj ze strony byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego padają słowa krytyki. Dlatego przygotuję czarną księgę prywatyzacji stoczni, która pokaże, kto, kiedy, za co był odpowiedzialny, i kto czego nie zrobił w przewidzianych terminach. Chciałbym, aby ta czarna księga była gotowa jeszcze w lipcu. Były premier Kaczyński i niektórzy jego ministrowie będą negatywnymi bohaterami tej księgi.
• Debiut Azotów Tarnów nie był udany. Czy taka wysoka cena emisyjna akcji tej spółki to efekt obaw o oskarżenia, że sprzedano spółkę za tanio?
- Warto pamiętać o poprzedniej próbie prywatyzacji, którą poprzedni rząd unieważnił. Wtedy wartość akcji po przeliczeniu wynosiła 19,2 zł. Po dwóch latach i po przeprowadzeniu restrukturyzacji jej wycena wyniosła 19,5 zł za akcję.
Widoczne parcie poprzedniego zarządu, żeby udowodnić słuszność tezy ówczesnego wiceministra skarbu państwa, że da się spółkę sprzedać wielokrotnie drożej, nic nie dało. Na szczęście nowy zarząd poszedł po rozum do głowy i sprowadził cenę do bardziej realnego poziomu. Choć jak widać, w obecnych warunkach giełdowych i tak okazała się ona za wysoka.
ODRZUCONA OFERTA NIEMCÓW
W 2006 roku 80 proc. akcji Zakładów Azotowych w Tarnowie i Kędzierzynie miała kupić niemiecka spółka Petro Carbo Chem. Za pakiet udziałów w Kędzierzynie Niemcy chcieli zapłacić 100 mln zł. Zobowiązali się także zainwestować w ciągu pięciu lat blisko 360 mln zł. Za 80 proc. akcji Tarnowa PCC miało zapłacić 366 mln zł. Pracownicy obu firm wynegocjowali również pakiety socjalne, w tym pięcioletnie gwarancje zatrudnienia oraz premie prywatyzacyjne 10 tys. zł na każdego pracownika Tarnowa i po 6 tys. zł dla załogi Kędzierzyna. W październiku 2006 r. rząd PiS przerwał proces sprzedaży, tłumacząc to zbyt niską ceną. Wiceminister skarbu Paweł Szałamacha zapowiadał wtedy, że obie spółki trafią wkrótce na giełdę, a kapitalizacja Tarnowa nie będzie niższa niż 600 mln zł. W momencie debiutu na giełdzie kapitalizacja firmy sięgała 468 mln zł. Obecnie wynosi ok. 370 mln zł.
• Czy jednak wobec bessy na giełdzie nie należałoby odsunąć największych prywatyzacji?
- Gdybym przyjął założenia, że należy wstrzymać prywatyzację z powodu bessy na giełdzie, oczekując na powrót indeksów do poziomów sprzed kilku lat, to zrobiłbym krzywdę spółkom. Oczywiście trzeba się zastanawiać nad cenami i wielkościami sprzedawanych pakietów. Ze względu na płytkość rynku krajowego trzeba będzie bardziej wychodzić z ofertą do inwestorów zagranicznych. Harmonogram prywatyzacji będzie korygowany, jeśli chodzi o instytucje finansowe, ale np. w przypadku energetyki wszystko powinno pójść zgodnie z planem. Po wakacjach będzie debiut Enei. Tu zainteresowanie inwestorów jest dużo większe.
• Widzi pan jakieś zagrożenie dla debiutu Enei?
- Zarząd i doradcy prywatyzacyjni słusznie uznali, że okres wakacyjny nie jest dobry na debiut. Moim zdaniem należy też lepiej wypromować tę ofertę u inwestorów finansowych za granicą. Dlatego też na podstawie wyników za I półrocze spółka zadebiutuje po wakacjach.
• Kolejnym debiutantem będą Zakłady Azotowe Kędzierzyn?
- Spółka właśnie wybrała doradcę. Biorąc pod uwagę stan przygotowań, zarząd ocenia, że na przygotowanie się do debiutu wystarczy im sześć miesięcy. Z chwilą debiutu Kędzierzyna jednoznacznie określimy, jakiego typu inwestora widzielibyśmy dla Kędzierzyna i Tarnowa.
• Czy będzie to znów prywatyzacja poprzez firmy z dominująca rolą Skarbu Państwa jak w przypadku Tarnowa, gdzie znaczne pakiety akcji nabyły Ciech i PGNiG?
- Jeżeli spółka widzi korzyści w kapitałowym angażowaniu się w Zakłady Azotowe Tarnów, Kędzierzyn czy Puławy, to patrząc z punktu widzenia interesu Skarbu Państwa i przyszłej prywatyzacji Ciechu, nie jest to złe rozwiązanie. Dzięki temu uzyskamy więcej z prywatyzacji tej spółki. W 2009 roku Kędzierzyn i Tarnów będą do końca sprywatyzowane i zyskają inwestora strategicznego - branżowego. Bez względu na to, kto nim będzie w momencie pełnej prywatyzacji PGNiG, Nafta Polska i Ciech będą mogły razem sprzedać mu swoje pakiety w ZAT, zyskując premię za objęcie kontroli nad spółką.
• Czego dotyczyły główne rozbieżności między resortem skarbu a Eureko, które nie pozwoliły na porozumienie?
- Nie chciałbym publicznie oceniać negocjacji z Eureko, tym bardziej że nie rozstaliśmy się w nerwowej atmosferze. Uznaliśmy po prostu, że skończył się czas, który przeznaczyliśmy na uzyskanie porozumienia, a nasze stanowiska są rozbieżne. Poprzestanę na komentarzu, że mieliśmy zasadniczą rozbieżność co do sposobu rozwiązania sporu. Natomiast nie trzasnęliśmy drzwiami. Teraz mogą rozmawiać banki inwestycyjne doradzające obu stronom i poszukiwać sposobu rozwiązania sporu od strony biznesowej. Jeżeli przygotują coś, co będzie interesujące dla obu stron, to jesteśmy gotowi powrócić do rozmów. Niezależnie od tego trwa proces arbitrażowy, w którym nadrobiliśmy zaległości w przygotowaniu się do dobrego jego przebiegu. Mamy teraz silniejszą pozycję.
SPÓR O PZU
W lutym resort skarbu zawarł z Eureko porozumienie w sprawie ugody dotyczącej PZU. Przewidywało ono, że do końca czerwca tego roku wynegocjowana zostanie ugoda. Konflikt w sprawie PZU zaczął się wkrótce po sprzedaży 30-proc. pakietu akcji PZU w listopadzie 1999 r., gdy polski rząd zdecydował, że utrzyma kontrolę nad PZU. Postępowanie polskiego rządu Eureko zaskarżyło do Trybunału Arbitrażowego w Londynie. W sierpniu 2005 r. Trybunał uznał, że Polska naruszyła polsko-holenderską umowę o wzajemnej ochronie inwestycji. Następną częścią arbitrażu jest kwestia odszkodowania dla Eureko, które domaga się 35,6 mld zł oraz odsetek. Łączna kwota może więc przekroczyć 40 mld zł. Do Skarbu Państwa należy 55,09 proc. akcji PZU, a do Eureko - 33 proc. minus jedna akcja. Pozostali akcjonariusze mają 12,8 proc. akcji PZU.
• Czy rozważany jest scenariusz wejścia innego inwestora za Eureko?
- Banki inwestycyjne mają swobodę w konstruowaniu rozwiązań. Nie ma scenariuszy, które można wykluczyć.
• Wyznaczono jakiś termin zakończenia prac tych banków?
- Ustaliliśmy, że mają na to trzy miesiące.
• Podtrzymują państwo plany nowej emisji akcji PKO BP?
- Na razie czekamy na przygotowanie przez zarząd strategii rozwoju banku, która pozwoli na uzyskanie zgody rady ministrów na nową emisję i zejście Skarbu Państwa poniżej 50 proc. Wychodzenie na giełdę po pieniądze, bez jasnej wizji, jakie miejsce ma ten bank zająć w tej części Europy i w Polsce, byłoby nieodpowiedzialnością. Jest kierunkowa zgoda rady ministrów na to przy zachowaniu narodowego charakteru tego banku.
• Czy jest tu wyznaczony jakiś termin?
- Chciałbym, aby jesienią tego roku plany PKO BP były wypracowane. Emisja mogłaby nastąpić w przyszłym roku.
• Czy w zamian za przychylność dla prywatyzacji górnicy otrzymają gwarancje zatrudnienia?
- Nie zamierzam podpisywać żadnych takich umów. Szczególnie jeśli spółka ma iść na giełdę. Dzisiaj nie ma partnera, który mógłby zawierać tego typu pakiety socjalne. Mówiliśmy wyraźnie, że będziemy prywatyzować kopalnie, jeśli będzie zgoda samych zainteresowanych. Bogdanka idzie ku takiej prywatyzacji, już realizuje scenariusz giełdowy. Katowicki Holding Węglowy miał referendum, jest zgoda, więc wszystko rusza. Zostaje Jastrzębska Spółka Węglowa. Dzisiaj uwarunkowywanie prywatyzacji w ten sposób może skutecznie odstraszyć inwestorów. Jeśli załogi kopalń widzą dziś szansę w ich prywatyzacji i chcą, żeby kończyły się one sukcesem, to powinny odstąpić od tego typu pomysłów.
• Czy plany uzyskania 25-30 mld zł z prywatyzacji są nadal aktualne, czy też nastąpi tu jakaś korekta?
- Tu nie ma zagrożenia, myślę, że takie przychody uzyskamy w ciągu czterech lat. Może nawet uda się je przekroczyć. Największy problem może być w tym roku, z uwagi na to, że zaplanowane przychody miały pochodzić ze sprzedaży resztówek, w tym wartościowych pakietów banków. A sytuacja na giełdzie nie zachęca do sprzedaży tych aktywów.