W ciągu roku z giełd w Szanghaju i Shenzhen wyparowały prawie 2 biliony dolarów, czyli połowa ich wartości. To tak jakby raptem zniknęło pod ziemię sześć kolejnych PKB wypracowanych przez Polskę.

W poniedziałek chińskie akcje spadły znowu o kolejne 2,1 proc. Traciły głównie firmy finansowe na fali spekulacji, że zyski spółek będą rosły znacznie wolniej, jeśli centralny bank Chin przystąpi do zaostrzania walki z inflacją. Zhou Xiaochuan, gubernator banku raz jeszcze potwierdził w zeszły piątek w Nowym Jorku, że rząd tu nie popuści. Tego samego dnia. rząd chiński o 17-18 proc podniósł ceny benzyny i oleju napędowego, zapominając o swej walce z inflacją, która poskoczyła w maju do 8,1 proc. wobec 4,8 proc. na koniec 2007 roku.

Tylko w tym roku indeks CSI 300 monitorujący zachowania trzystu największych chińskich spółek na obu giełdach, spadł o 48 proc. Do prawdziwego wstrząsu doszło w drugim tygodniu czerwca, kiedy indeks w Szanghaju stracił 13,8 proc., czyli najwięcej od grudnia 1996 roku. Straty całego rynku już są gigantyczne – wartość rynkowa chińskich firm spadła, bagatela, o 1,74 biliony dolarów!

Zniknęło po kilka-kilkanaście tysięcy dolarów

Dla milionów indywidualnych inwestorów za Wielkim Murem kwoty te mają bardzo realny wymiar. Oszczędności, często całego życia, zainwestowane w akcjach stopniały wielokrotnie. W relacjach z Chin wielu drobnych graczy przyznaje się otwarcie (choc anonimowo) do start rzędu kilku- kilkunastu tysięcy dolarów. Z reguły wielkości te trzeba pomnożyć o kilkadziesiąt milionów, aby uzyskać obraz sytuacji na całym rynku. Według doniesień „Financial Times” do końca maja tego roku w Chinach otwarto bowiem 120,9 milionów rachunków upoważniających do lokat na giełdach w Szanghaju i Shenzhen, ( chociaż – jak dodaje gazeta - 59 proc. tych rachunków było pustych, a na 46 proc. nie przeprowadzono w zeszłym roku żadnej transakcji).

Zdaniem analityków chiński rynek traci głownie z powodu mało przejrzystej polityki regulacyjnej oraz nie do końca jasnego klimatu społecznego wokół zarabiania na giełdzie. To fakt, ze tendencje spadkowe podtrzymują teraz rządowe plany walki z inflacją oraz niemożność zwiększenia płynności rynku, który nie jest w stanie wchłonąć więcej nowych akcji. Kto wie, czy kwestia płynności nie jest najważniejsza.

Światowy rekord kapitalizacji rynkowej

Pierwszy większy spadek chińskiego indeksu w tym roku – o 5,14 proc. – miał przecież miejsce 21 stycznia, gdy chiński ubezpieczyciel, koncern Ping An Insurance ogłosił plan emisji nowych akcji na monstrualną kwotę 22 miliardów dolarów. Ale odwrót od historycznego rekordu na giełdzie w Szanghaju z 16 października ubiegłego roku (6.124,044 pkt ) zainicjowało równie historyczna emisja pierwotna IPO naftowego potentata PetroChina. Podczas pierwszego dnia sprzedaży akcji koncern ten podwoił swoją wartość do 1 biliona dolarów, ustanawiając zarazem światowy rekord kapitalizacji rynkowej.

Potem było coraz gorzej. W kwietniu, aby ratować rynek przed spadkami rząd chiński postanowił obniżyć podatek od zysków kapitałowych z 0,3 proc. do 0,1 proc. Podatek podniesiono w zeszłym roku, kiedy indeks szybował w stronę październikowego rekordu. W maju tragiczne trzęsienie ziemi w Syczuanie odebrało giełdom w Szanghaju i Shenzhen kolejne kilkadziesiąt miliardów dolarów. Następny cios 10 czerwca wymierzył sam bank centralny zapowiadając ostrą walkę z inflacją. Indeks w ciągu jednego dnia stracił 7,73 proc., najwięcej czerwca 2007 roku. W dwa dni później indeks zszedł poniżej poziomu 3000 punktów, z którego już nie ma siły się dźwignąć w górę.

Większy nadzór, kary i w zanadrzu specjalny fundusz

Chińskie władze są pod coraz większą presją, aby coś robić w celu wyhamowania spadków i ogromnych start milionów indywidualnych inwestorów. W zeszłym tygodniu w trakcie rozmów chińsko-amerykańskich Pekin zgodził się na to, aby menedżerowie zagranicznych funduszy mogli szybciej przekazywać za granice swoje kapitały i zyski, co może zwiększyć atrakcyjność chińskich akcji dla zagranicznych inwestorów. W ostatnich dniach chińska komisja ds. regulacji rynku CSRC obiecała zwiększenie kontroli nad emisją nowych akcji oraz generalne zaostrzenie nadzoru na rynkiem. Równocześnie CSRC zapowiedziała, że będzie karać każdego, kto rozprzestrzenia plotki przyczyniające się do „niestabilności rynku”.

Część uczestników rynku twierdzi, ze chińskie władze rozważają także jeszcze jedną opcję: utworzenie specjalnego „funduszu stabilizacji rynku”, który miałby skupować akcje. Ale do takiej akcji, jak dowiedział się „FT”, doszłoby po spadku indeksu poniżej 2000 punktów.