Na rynku jest coraz więcej wytrawnych graczy, którzy oprócz euforii liczenia zysków w czasie hossy, potrafią w odpowiednim momencie wdrożyć bezpieczniejszą strategię
Gdy spadki stają się coraz bardziej dotkliwe, a akceptacja kolejnych strat przychodzi inwestorom z coraz większym trudem, zaczyna się festiwal zaklęć i znaków, które mogłyby obwieszczać bliskość twardego dna. Nie inaczej rzecz się miała w ubiegłym tygodniu podczas rozmów na dorocznym, największym spotkaniu inwestorów w Zakopanem - konferencji WallStreet. W gronie blisko 600 uczestników zakopiańskiej konferencji teorii i ocen dotyczących fazy rynku, w jakiej się znajdujemy, było bez liku. Sporo inwestorów twierdziło, że lepszego czasu do zakupów już nie będzie. Sceptycy, którzy zalecali ciągły odpoczynek od akcji i giełdy, również stanowili bardzo liczną grupę.
Podczas jednej z dyskusji znany analityk nieznacznie zmienił znane powiedzenie rynkowe, mówiące o tym, kiedy najczęściej kończy się bessa. Uznał, że jeśli na konferencję do Zakopanego przyjedzie w kolejnym roku znacząco mniej inwestorów niż rok wcześniej, będzie to najlepszy sygnał do przystąpienia do zakupów. Tym samym dał do zrozumienia, że skoro w tegorocznym spotkaniu wzięła udział rekordowa liczba inwestorów, to obecnie jest zdecydowanie za wcześnie, by kupować akcje.
Historia cyklów giełdowych i tej teorii daje duże szanse, by się sprawdziła. Są jednak powody, dla których może być inaczej. Pierwszy z nich to większa dojrzałość inwestorów indywidualnych, choć nie dotyczy to wszystkich, którzy postanowili inwestować na giełdzie samodzielnie. Przy końcu każdej hossy na rynek muszą trafić niedoświadczeni inwestorzy, dla których przygoda z rynkiem kapitałowym będzie bolesna i nie ustrzegą się znaczących strat, a w wielu przypadkach zupełnej plajty. Ale na rynku jest coraz więcej wytrawnych graczy, którzy oprócz euforii liczenia zysków w czasie hossy, potrafią w odpowiednim momencie wdrożyć bezpieczniejszą strategię, która pozwala im przetrwać nieuniknioną bessę. Świadomość inwestorów jest o wiele większa, aniżeli może się wydawać. Wielu z uczestników mówiło, że przyjechało do Zakopanego po to, by nauczyć się czegoś nowego, wymienić opinie, gdyż mają wewnętrzne przeświadczenie, że ich działania w ostatnich kilku miesiącach obfitowały w wiele błędów. Te same osoby jeszcze kilka lat temu swoje giełdowe niepowodzenia tłumaczyły pechem i całym szeregiem czynników zewnętrznych. W związku z powyższym możemy założyć, że nawet przy złej koniunkturze będzie rosła liczba osób, które spadki na giełdzie potraktują jako dobry czas na przygotowanie się do kolejnej hossy.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama