Prawo wciąż utrudnia życie klientom ubezpieczycieli direct: policji nie podobają się komputerowe wydruki polis, nie wiadomo, czy nagranie rozmowy jest dowodem zawarcia umowy i jej rozwiązania. Jednak ministerstwo finansów, po ponad dwóch latach składania obietnic, wreszcie zabrało się za poprawianie przepisów.

Polski rynek ubezpieczeń rozwija się szybciej niż prawo i jego interpretacje. Nowoczesny direct, który nie potrzebuje agentów, to już około 2,5 procent całego rynku ubezpieczeń majątkowych i ok. 400 tys. klientów. Zaś według prognoz ubezpieczycieli do 2015-2020 r. udział direct w rynku może sięgnąć nawet 20 proc. Do obecnej jedenastki firm proponujących klientom formułę direct dołączają kolejni, w tym PZU. A to oznacza, że przyjmowana niechętnie przez agentów sprzedaż przez telefon i Internet stała się rynkowym standardem w Polsce i trzeba się z nią liczyć, także w przepisach prawa.

Nadal płaci, ale nie ma polisy

Przestarzałe prawo nie tylko utrudnia życie firmom, ale – przede wszystkim – przeszkadza klientom. Już na przełomie 2005 i 2006 r. burzę wzbudziły wyniki korespondencji przedstawicieli policji z ministerstwem finansów. Policjanci nie chcieli akceptować komputerowych wydruków polis, na których zamiast odręcznego podpisu przedstawiciela zakładu ubezpieczeń widniało faksymile tegoż podpisu. Tymczasem wydruk komputerowy to standardowy dokument ubezpieczycieli direct. Problemowi uznawania polis towarzyszył kłopot z honorowaniem dowodu opłacenia składki, jeśli została ona opłacona przez Internet. Zwracał na to uwagę w czerwcu ubiegłego roku Rzecznik Ubezpieczonych, podkreślając, że przepisy prawa bankowego potwierdzają ważność dokumentu generowanego elektronicznie, zatem bez pieczęci i podpisów. Po awanturze sprzed dwóch lat trochę się uspokoiło, mówią ubezpieczyciele. Ale to nadal tylko grzecznościowe uspokojenie, wynikające ze zdrowego rozsądku.

Wydruk ma być potwierdzeniem zawarcia umowy

Nareszcie, jak dowiaduje się portal finansowy GazetaPrawna.pl, Rada Rozwoju Rynku Finansowego działająca przy Ministerstwie Finansów, kończy prace nad uporządkowaniem kwestii dokumentu potwierdzającego zawarcie umowy i ważności dokumentu wygenerowanego elektronicznie. Po wielu miesiącach namysłów uznano, że po prostu trzeba zmienić przepisy, a nie interpretować stare. Tym bardziej, że stara interpretacja działa na niekorzyść klientów. Jak się dowiadujemy, zmieniony zostanie zapis, który mówi o konieczności przedstawienia dokumentu, jako potwierdzenia umowy. Tym dokumentem, będzie wydruk komputerowy, potwierdzający umowę.

„W zakresie przedstawionych przez członków grupy roboczej koncepcji i rekomendacji, grupa rozpatrywała dwa warianty w zakresie modus operandi w stosunku do tego zagadnienia tj. możliwość przyjęcia interpretacji przepisów w tym względzie albo w razie konieczności – ich zmianę. Ostatecznie w toku jej prac została wskazana i zaakceptowana konieczność zmiany przepisów. Rekomendacja grupy roboczej jest taka, iż w tym przypadku zmianie powinny ulec regulacje ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych, ustawy – Prawo o ruchu drogowym oraz rozporządzenia Ministra Finansów w sprawie rodzaju i zakresu dokumentu potwierdzającego spełnienie obowiązku zawarcia umowy ubezpieczenia obowiązkowego” – mówi portalowi finansowemu GazetaPrawna.pl Jakub Lutyk, rzecznik prasowy ministerstwa finansów. Koniec prac planowany jest „wstępnie” na koniec pierwszego półrocza tego roku, czyli – właściwie – na dniach. Ironią sytuacji jest to, że w przepisach wystarczy m.in. zmienić słowo „dokument” ubezpieczenia komunikacyjnego OC (który musi mieć kierowca) na „potwierdzenie”. Drobiazg, ale bardzo utrudniający życie.

Kiedy umowa jest, a kiedy jej nie ma

Nie do końca też wiadomo, co jest momentem zawarcia umowy ubezpieczenia, a to wyjątkowo ważne, bo Polacy mają skłonność do zawierania umowy komunikacyjnego OC w ostatniej chwili, zatem „na styk” i pewnie dlatego zresztą polskie ubezpieczenia przez telefon rozwijają się tak dynamicznie. Przepisy sprawiają kłopot przede wszystkim szybko działającym „directowcom”, ale problem dotyczy całego rynku. Czy np. zgodnie z Kodeksem cywilnym można przyjąć odpowiedzialność za ewentualne zdarzenia przed zawarciem umowy w chwili, gdy nikt nie wiedział, że doszło do wypadku ? Prawo daje taką możliwość. „Dlatego np. w Axa przyjmujemy, że zawarto umowę wówczas, kiedy klient zapłacił składkę, co oznacza, że świadomie chciał i zawarł umowę ubezpieczenia. Nie ma problemu, jeśli klient płaci np. przelewem internetowym” – mówi Magdalena Barcicka, dyrektor departamentu ubezpieczeń w Axa Ubezpieczenia. Problem natomiast może pojawić się, gdy - jak często się to zdarza – klient płaci dopiero w momencie odbioru polisy u listonosza. Opóźnienia z wpłynięciem pieniędzy mogą się pojawić, chociażby wtedy, gdy Poczta ma kłopoty ze sprawną działalnością.

Są jednak na rynku firmy, które za moment zawarcia umowy przyjmują chwilę złożenia oświadczenia przez klienta. Na przykład Liberty Direct uważa, że do zawarcia umowy doszło w chwili gdy ubezpieczyciel zaakceptuje wniosek klienta. „Przy czym wniosek ten może zostać złożony przez Internet lub ustnie - przez telefon, na co dowodem jest nagranie rozmowy telefonicznej. Nie ma przeszkód prawnych w stosowaniu takiego rozwiązania” – mówi Michał Kwieciński, dyrektor generalny Liberty Direct.

To problem wskazywany również przez Rzecznika Ubezpieczonych. Chodzi bowiem o to, że jeśli odwoływać się do przepisów ubezpieczeniowych, to za moment zawarcia umowy należałoby uznać chwilę dostarczenia dokumentów klientowi. Rzecznik stał na stanowisku, że należałoby uznać, iż umowę zawarto w chwili rozmowy i odpowiednio znowelizować prawo. To samo, zdaniem rzecznika, należałoby stosować do ustnego wypowiedzenia umowy.

Jeden samochód, trzy polisy

Moment rozwiązania umowy jest ważny z jeszcze innego powodu, bardzo kosztownego w konsekwencji, a ciągnącego się od trzech prawie lat. Chodzi o to, że klient nadal musi wypowiadać umowę komunikacyjnego OC zawartą przez poprzedniego właściciela używanego samochodu w ciągu 30 dni od kupna. Jeśli więc jest trzecim właścicielem w ciągu roku i zapomni o wypowiedzeniu umowy lub nawet umów, to może mu grozić konieczność zapłacenia i potrójnej składki, o ile nie dopełnił pisemnych formalności.

W dodatku jest problem, kiedy to wypowiedzenie umowy jest skuteczne. „Klienci uważają, że liczy się data stempla pocztowego i takie określenie momentu oświadczenia woli ministerstwo finansów jest skłonne uznać. Chodzi jednak o to, by taki zapis był w ustawie” – mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor biura w urzędzie Rzecznika Ubezpieczonych. Ten problem zresztą jest podtrzymywany przez niektórych ubezpieczycieli, którzy twierdzą, że na kontynuację polis tworzą odpowiednie rezerwy i trudno im je korygować. Dyrektor Krawczyk zwraca uwagę, że data stempla pocztowego jest o tyle istotna, że ze względu na powtarzające się strajki na poczcie klienci nie mają wpływu na terminowe dostarczenie pisma wypowiadającego umowę. „Podkreślamy też, że przyjęcie takiej korzystnej dla klientów interpretacji jest korzystne też dla samych ubezpieczycieli. Trudno się bowiem spodziewać, by klient w przyszłości chciał korzystać z usług zakładu, który potraktował go w nieprzyjazny sposób” – dodaje.

Zwykły rok jest w ubezpieczeniach o dzień dłuższy

Kwestia uznawania dokumentów to jednak nie wszystko, co utrudnia życie nie tylko ubezpieczycielom, także klientom. I to nie tylko ubezpieczycieli direct. Na przykład w ubezpieczeniach komunikacyjnych zwykły rok ma 366 dni a nie 365.

„Według interpretacji Komisji Nadzoru Finansowego zwykły rok trwa o jeden dzień dłużej, co oznacza dla ubezpieczycieli wydłużenie ochrony poza okres, który opłacił klient” – mówi Zdzisława Cwalińska-Weychert, wiceprezes Link 4. Problem wziął się stąd, że niektóre firmy ubezpieczeniowe przyjmują życzenie klientów, by ochrona obowiązywała „od teraz”, czyli na przykład od godziny 14 dnia, w którym zawarto umowę. KNF uznał więc, że jeśli ochrona ubezpieczeniowa kończy się, zgodnie z kalendarzem, rok później, to taka firma „kradnie” klientowi czternaście godzin z opłaconej składki. I jest problem, bo właściwie klient powinien zapłacić za przedłużoną ochronę.

Ministerstwo finansów dojrzało do zmiany przepisów, co należy pochwalić. Jak widać, zajmuje to sporo czasu. Ciekawe, jakie nowe problemy się nagromadzą w nadchodzących miesiącach i czego w prawie nie uda się zmienić z odpowiednim wyprzedzeniem.