Polska ma półtora roku na wypełnienie luki w bilansie zaopatrzenia w gaz. To mało czasu na podjęcie rozmów i rozpoczęcie budowy połączeń z systemem gazociągów europejskich - ostrzegają eksperci.
Z końcem 2009 r. traci ważność kontrakt Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa z RosUkrEnergo na dostawy blisko 1/5 zużywanego w Polsce gazu ziemnego. Podpisana w listopadzie 2006 r. przez zarząd Krzysztofa Głogowskiego umowa zakłada możliwość przedłużenia o kolejne dwa lata, jednak muszą się na to zgodzić obie strony.
Ostatnie negocjacje z RUE, w sprawie obecnego kontraktu, zakończyły się 10-proc. podwyżką ceny zakupu blisko połowy zużywanego w Polsce gazu kupowanego od Gazpromu (rosyjski gigant ma połowę udziałów w RosUkrEnergo i praktycznie kontroluje spółkę). Zdaniem ekspertów, aby sytuacja nie powtórzyła się za półtora roku, trzeba szybko budować podłączenia do sieci gazociągów Unii Europejskiej.
- W zasadzie nie mamy już czasu. Przed końcem 2009 r. nie uda się już raczej zbudować nowej infrastruktury łączącej polskie gazociągi z europejskimi. Pozostają nam rozsądne negocjacje ze stroną rosyjską - mówi Bogdan Pilch, szef przedstawicielstwa Gaz de France w Polsce.
Niewykluczone, że warunki przedłużenia krótkoterminowego kontraktu na dostawę 2,3 mld m sześc. gazu z Azji Środkowej PGNiG będzie prowadziło bezpośrednio z Gazpromem, a nie przez RUE. Ukraińskie władze chcą pozbyć się pośredników w handlu gazem, w tym szczególnie mającego wyłączność na import gazu na Ukrainę RUE. Gdyby to się udało, spółka straciłaby główne źródło dochodów.
- Jeśli choć rozpoczniemy budowę połączenia i będziemy je konsekwentnie realizować, to będzie to poważny argument w negocjacjach - mówi Marek Kossowski, były prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Eksperci powtarzają, że Polska jak najszybciej powinna powrócić do zarzuconych przed dwu laty projektów połączenia z systemem gazociągów europejskich. Budowa połączeń międzysystemowych (tzw. interkonektorów) znacznie zwiększyłaby bezpieczeństwo zaopatrzenia w gaz, przy relatywnie niskich kosztach i w krótkim czasie. Obecnie bowiem gaz do Polski można importować niemal wyłącznie ze Wschodu. Ponad 60 proc. rocznego zużycia gazu trafia do Polski przez tzw. punkty zdawczo-odbiorcze na granicy z Białorusią (Pietierowka, Kondratki, Wysokoje) i Ukrainą (Drozdowicze). Z Zachodu możemy importować jedynie ok. 1 mld metrów sześc. rocznie (7 proc. zużycia) przez połączenie w Lasowie.
- Technicznie jest możliwość stosunkowo szybkiego podłączenia do systemu europejskiego przy wykorzystaniu należącego do spółki MOW (własność koncernu EWE) gazociągu o dużej przepustowości, biegnącego przez granicę na Odrze. Konieczne byłoby tylko podpięcie go do polskiego systemu gazociągów przesyłowych. W półtora roku można to zrobić - mówi Marek Kossowski.
Uruchomienie połączenia z systemem gazociągów europejskich było planowane na 2009 rok. Jednak w lutym 2006 r. rząd PiS nakazał zatrzymanie projektu. Wyjaśniano, że takie połączenie nie stanowiłoby dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia w gaz, bo głównym dostawcą surowca do Niemiec jest Gazprom. Dywersyfikację miały zapewnić Polsce dwa projekty - terminalu do odbioru skroplonego gazu ziemnego oraz rurociągu bałtyckiego z Polski do Danii (pierwszy przygotowano za rządu Marka Belki). Jednak napięte harmonogramy za rządów PiS wydłużyły się, eliminując te drogi dywersyfikacji do 2011 roku.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama