Ostatnio fundusze inwestycyjne nie chwalą się jakoś w reklamach wykresami wartości jednostek uczestnictwa, tak jak robiły to jeszcze jesienią ubiegłego roku.
Zdarzyła się Państwu wizyta zatroskanej pani pytającej o jakość wody lecącej z kranu? Po dolaniu do wody dwóch substancji w odpowiedniej kolejności ukazały się naszym oczom zanieczyszczenia, które miały dowodzić niezdatności wody do picia. Potem: oferta promocyjnej sprzedaży filtra. Filtr na wodę jeszcze nikomu nie zaszkodził, trochę przepłaciliśmy, ale nie chodziło o duże pieniądze.
Co zrobić, by podobna przygoda nie spotkała nas w stosunku do większych kwot? Najlepiej rozsądnie nimi zadysponować, a jakby jeszcze udało się znaleźć mądrzejszych, którzy pomnożą je lepiej od nas, to byłoby właśnie to, czego szukamy. Do reklam lokat na niby 6 proc. bez gwiazdki albo na 10 proc. z gwiazdką też już przywykliśmy. Pewnie za rok ci, którzy zostali oszukani, nieco się zmartwią, ale swoje 4-5 proc. dostaną.
A co z produktami o większym ryzyku? Gdy latem ubiegłego roku dopadły nas reklamy funduszy inwestycyjnych, można było popaść w zadumę nad swoim gapiostwem. Fachowcy zarabiali dla swoich klientów setki procent w ciągu kilku lat. Co począć? Żeby łatwiej było podjąć decyzję, pani w okienku wypłacającym oszczędności z beznadziejnie niedochodowych lokat zapewniała, ile procent dostanę za kilka miesięcy z funduszy akcji. Takich relacji nasłuchałem się bez liku. Pomyślałem, że to może tylko te panie w okienkach, które dostają zadania do wykonania (minimalne kwoty sprzedaży różnych aktywów), są na tyle cyniczne, niedouczone albo zajęte, że nigdy nie udało im się zdążyć powiedzieć, co to jest ryzyko.
Ale w internecie jest miejsce na więcej informacji z gwiazdką. Weźmy fundusze sprzedawane przez bank oferujący 6 proc. W reklamie uśmiechnięte twarze, zgrabne PR-owe formuły, że najlepsza forma oszczędzania, na lata, w długim terminie. Coś ostatnio już nie ma wykresów wartości jednostek uczestnictwa, ale to pewnie przypadek. Szefostwo na pewno dba o pełne uświadomienie zagrożeń związanymi z funduszami akcji. W maju 2007 r. nawet powstał specjalny fundusz dla mniej wyedukowanych, o którym czytamy: „Nasz nowy fundusz nie wymaga od inwestora samodzielnego wybierania klasy aktywów, w którą chciałby inwestować swoje pieniądze. Jego środki znajdują się pod kontrolą doradców inwestycyjnych, którzy w możliwie najbardziej korzystny sposób lokują aktywa w różne fundusze PKO/CREDIT SUISSE, zmieniając skład portfela w zależności od koniunktury na rynku. Dzięki temu inwestowanie staje się łatwe, bezproblemowe i, co najważniejsze, coraz bardziej powszechne” - podkreśla Tomasz Bogutyn, prezes PKO TFI. Na stronie banku nie ma wykresu wartości tych jednostek, ale na stronie samego funduszu okazuje się, że ostatnia bessa obniżyła wartość jednostek ze 105 do 85. Prawie 20 proc. - na szczęście to tylko 2/3 tego, co stracił giełdowy indeks WIG.