Wspólnota mieszkaniowa to swego rodzaju spółka. Jej udziałowcy ponoszą koszty remontów budynków, w których mieszkają lub zarządzają nimi. Są jednak też spółki z konieczności.
Takimi są wspólnoty tych, którzy wykupili mieszkania w budynku komunalnym, i tych, którzy po prostu nie chcieli ich nabyć bądź z braku pieniędzy tego nie zrobili. Takie wspólnoty rodzą problemy. Nie byłoby ich, gdyby ustawa uwłaszczeniowa nie poległa na ścieżce legislacyjnej. Upowszechniłaby ona własność, która zwykle generuje obrót gospodarczy, tworząc np. gwarancje kredytowe. Zmusiła do poczucia odpowiedzialności, czyli ponoszenia też kosztów remontów posiadanego mienia, czyli mieszkań. Taką drogą szła Margaret Thatcher ze swoją wizją upowszechniania własności. Nad Wisłą jej zabrakło.