Agencja Rynku Energii oszacowała, że w 2007 roku inwestycje w polskiej elektroenergetyce wyniosły prawie 6 mld zł. Jednak chociaż wydatki rosną, to i tak są zbyt małe.
Wzrost wydatków o 43 proc. to wobec potrzeb sektora i tak za mało. W samo wytwarzanie energii należałoby inwestować minimum 5 mld zł rocznie.
- Z powodu szybkiego starzenia się bloków energetycznych i rosnącego popytu na energię polska energetyka stoi przed koniecznością budowy 800 - 1000 MW nowych mocy rocznie, a to przekłada się na wielkość nakładów rzędu 5 mld zł - mówi Katarzyna Rozenfeld, lider zespołu energetycznego PricewaterhouseCoopers.
Zatem jeśli elektroenergetyka ma wyrwać się z obecnego fatalnego stanu technicznego zagrażającego bezpieczeństwu dostaw energii - ponad 40 proc. bloków przekroczyło 30 lat, 300 tys. km sieci wymaga modernizacji - musi inwestować znacznie więcej niż do tej pory.
Pożądany scenariusz roczny budowy mocy jest już jednak nierealny, bo opóźnienia inwestycyjne są za duże.
- Jako cel jest to scenariusz prawdziwy, ale jego realizacja to mrzonki. Nie ma takich projektów, żeby przełożyły się na pożądaną dynamikę inwestycji, ale w ogóle możliwości wzrostu inwestycji są - mówi Piotr Piela, partner w Ernst & Young, i dodaje, że także Energę, jedną z mniejszych grup, która jest warta 6-7 mld zł i nie jest zadłużona, stać na budowę elektrowni systemowej.
Potrzebne są jednak jeszcze projekty, których ciągle brakuje. Od konsolidacji energetyki, czyli już od roku, są tylko zapowiedzi, jak budowa nowego bloku w Kozienicach w 2015 roku, a to państwowa energetyka nadal kontroluje około 75 proc. produkcji energii w Polsce.
- Jeżeli nic się w inwestycjach nie poprawi, to za kilka lat możemy się spodziewać ograniczeń w dostawach energii. Wiedząc o tym tak sobie jedziemy, jak autobus z góry bez hamulców - mówi Piotr Piela.