Vistula & Wólczanka, ogłaszając zamiar wrogiego przejęcia firmy W. Kruk, zainicjowała nowy etap obecnego cyklu koniunkturalnego na naszej giełdzie. Etap przejęć spółek, których wycena giełdowa spadła wyraźnie poniżej rzeczywistej wartości.
Można oczekiwać, że i inni zaczną szukać firm, które są tanie lub bardzo tanie, choć ich fundamenty wskazują na to, że są spółkami w dobrej kondycji finansowej i działającymi na perspektywicznych rynkach. Nie można wykluczyć ani tego, że przejmować będą spółki giełdowe, ani tego, że przejmującymi będą jakieś zagraniczne firmy lub wyspecjalizowane w wykupie spółek fundusze prywatne.
Dla spółek giełdowych przejęcia, w tym wrogie, są sposobem na poprawę wyników. Ale są też sposobem obrony przed przejęciem. Każde przejęcie czy też fuzja niesie ze sobą ryzyko związane choćby z procesami integracji. Boleśnie przekonali się o tym akcjonariusze Sygnity.
Przed laty uczestniczyłem w seminarium poświęconym fuzjom i przejęciom. Jeden z prelegentów - jak mi się wydaje Maciej Radziwiłł, dziś prezes Trakcji Polskiej, ale tego nie jestem na 100 proc. pewien - opowiadał, jakie cechy musi mieć idealna do przejęcia firma. Zwracał uwagę m.in. na niskie zadłużenie i duże zasoby gotówki oraz atrakcyjny majątek, który bez szkody dla bieżącej i przyszłej działalności spółki można sprzedać.
Po wystąpieniu tego prelegenta przyszła pora na pytania i dyskusję. I pamiętam, że głos zabrał prezes spółki - niestety, nie pamiętam, której - i zaczął opowiadać, że jego firma ma atrakcyjny majątek, niskie zadłużenie i sporo pieniędzy w kasie (zbierała je na inwestycje). Ów prezes stwierdził, że nie rozumie, dlaczego jego spółka miałaby być przejęta. Przecież ma własne plany rozwoju. Przez salę przeszedł szmer. W uszach dźwięczał jeszcze bowiem głos prelegenta opowiadającego o idealnych kandydatach do przejęcia.