- Biznes wdrożył wszystkie rygory sanitarne, które zostały nałożone przez GIS. Zamykanie to nieszczęście zarówno dla przedsiębiorców, bo może doprowadzić do bankructwa, jak i pracowników, bo redukcje miejsc pracy będą nieuniknione - mówi Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorców.
DGP

Co Rzecznik MŚP załatwił dla polskich firm w tych trudnych czasach koronawirusa?

Mogę mówić o dwóch obszarach. Pierwszy to poprawianie legislacji. Przy każdej tarczy wnosiliśmy uwagi, które w dużej części były uwzględnianie. Przykłady? Choćby podniesienie limitu obrotowego, by więcej przedsiębiorców dostało postojowe. W ustawie zapisano, że przedsiębiorca który otrzymał mikropożyczkę i chce żeby była umorzona, musi utrzymać firmę przez 3 miesiące oraz w ciągu 14 dni po tym okresie złożyć wniosek o umorzenie tych należności. Ponieważ urzędnicy mają dostęp do rejestrów działalności gospodarczej i mogą sami sprawdzić, czy ktoś utrzymał firmę przez wymagany czas wyeliminowałem obowiązek składania wniosków odciążając tysiące przedsiębiorców od biurokratycznej mitręgi.

Były też sprawy indywidualne. Zdarzało się, że PFR - na podstawie przyjętych algorytmów - odmawiał przyznania pomocy. A w takich sytuacjach nie przewidziano odwołań. Na naszą prośbę uzupełniono tę lukę.

A jakie pana apele nie spotkały się z reakcją rządu?


Na początku pandemii proponowaliśmy, by przedsiębiorcom dać możliwość swobodnego decydowania, czy chcą zapłacić składkę czy nie, aby nie było biurokracji. ZUS jednak wybrał system wniosków. Przy systemie pomocowym PFR upominaliśmy się o firmy, które odnotowały spadki niewiele mniejsze od tych założonych. Ta propozycja nie została uwzględniona. W konsekwencji ktoś, kto miał 24 proc. spadku w obrotach, pomocy nie otrzymał, a ktoś ze spadkiem 25-proc. już tak.


Teraz wprowadzono nowe ograniczenia i zamknięcia firm w całej Polsce. Uważam to za błąd, firmy nie powinny być zamykane. Biznes wdrożył wszystkie rygory sanitarne które zostały nałożone przez GIS. Zamykanie to nieszczęście zarówno dla przedsiębiorców, ponieważ doprowadzić to może do bankructwa ale też i pracowników, bo redukcje miejsc pracy będą nieuniknione. Dodatkowo jeżeli beneficjent pomocy z tarczy PFR zamknie firmę albo zwolni pracowników, to będzie musiał oddać pieniądze. Jeżeli jednak ktoś nie widzi niezwykle negatywnych, także dla budżetu, skutków blokady, to musi mieć środki, aby w ślad za administracyjnym zamykaniem poszły odszkodowania. Dziś nie mogą działać, np. branża fitness, solaria, sauny, branża eventowa. Przedsiębiorcy z zamkniętych branż zostali postawieni w niezwykle dramatycznej sytuacji. Z telefonów i e-maili wynika, że są na skraju wytrzymałości psychicznej.

Oczekiwałby pan czegoś na kształt drugiej tarczy antykryzysowej?

Odszkodowań dla tych przedsiębiorców, którym z powodów epidemicznych zabrania się prowadzenia działalności i jasnych reguł ich przyznawania.

A jak państwo powie, że go nie stać, bo ponad 150 mld zł wyłożyło na działania osłonowe?

To niech nie zabrania prowadzenia działalności! Jeśli Jan Kowalski ma firmę, wziął kredyt na urządzenia, musi płacić czynsz, zatrudnia trzy osoby i opłaca składki, to zamykanie mu biznesu jest niedopuszczalne. Wielu przedsiębiorców, ale także wicepremier Jarosław Gowin, uważają, że kolejna blokada, jak ta z marca, byłaby końcem dla polskiej gospodarki. Dlatego wprowadzajmy potrzebne ograniczenia ale nie zamykajmy firm. Obecny, pełzający lockdown ma takie same negatywne skutki dla gospodarki jak blokada marcowa, tylko na mniejsza skalę.

Pytanie, gdzie leży granica między dwiema wartościami - ochroną zdrowia i życia a prowadzeniem legalnego biznesu?

Nie ma granicy, to dokładnie ta sama waga. Człowiek z jednej strony może zachorować, a z drugiej stracić wszystko, popaść w depresję i popełnić samobójstwo. Zatem zwiększajmy bezpieczeństwo sanitarne, ale nie zamykajmy firm. Czy wiosną w jakichkolwiek sieciach handlowych czy dyskontach pojawiły się ogniska koronawirusa? Nigdy nie słyszałem, by zamknięto np. Biedronkę. Dlaczego więc zamykać solaria, sauny czy branżę eventową, zamiast pozwolić im działać w reżimie sanitarnym?

A ewentualne zniesienie zakazu handlu w niedzielę to dobry pomysł?

Z raportu przygotowanego niegdyś przez minister Jadwigę Emilewicz wynikało, że wskutek niedzielnego zakazu handlu dochody przesunęły się do takich branż jak turystyka, gastronomia, usługi, kina i teatry. Czyli dokładnie do tych, które najbardziej odczuły skutki COVID-19. Zniesienie zakazu mogłoby się okazać dodatkowym problemem dla branż, które wymagają szczególnego wsparcia. Ponadto mamy sygnały od przedsiębiorców, że brakuje pracowników, m.in. z powodu kwarantanny, za czas której pracodawca musi sam zapłacić. Wprowadzenie niedziel handlowych tylko pogłębi problem braku rąk do pracy.

Jak wiele firm zgłasza się do pana o pomoc w związku z koronawirusem?

W tej chwili napływa do nas ok. 300 wniosków tygodniowo. Wchodzimy w pewne postępowania, pomagamy w indywidualnych sprawach lub wskazujemy konieczne korekty legislacyjne. Mieliśmy niedawno akcję ”Ratuj biznes”. Poprosiliśmy doradców podatkowych, adwokatów i radców prawnych, by pomogli przedsiębiorcom np. w wypełnianiu wniosków tarczowych. Zgłosiło się 400 kancelarii, które nieodpłatnie przyszły z pomocą 5 tys. przedsiębiorców.

Z jakimi problemami się zgłaszają, poza problemami związanymi z pozyskaniem wsparcia od państwa w ramach programów osłonowych?

W marcu i kwietniu to był główny problem, teraz zaczęły wpływać innego rodzaju wnioski. Dużo jest choćby od prowadzących działalność kobiet, które - z myślą o przyszłej ciąży - ubezpieczyły się na sumę wyższą niż minimalna wymagana od przedsiębiorcy. I ZUS je kontroluje, orzeka wbrew zawartej w Konstytucji Biznesu zasadzie co nie jest zabronione jest dozwolone, że to wyłudzanie pieniędzy i każe zwracać zasiłki pobrane na przestrzeni kilku lat.

Dużo spraw mamy związanych z dawnymi karuzelami VAT-owskimi. Choć dobrym sygnałem jest to, że nie pojawiają się nowe sprawy. To oznacza, że rozwiązania, które rząd przyjął przeciwko przestępcom, są skuteczne.

Są też przyziemne historie. Jeden z przedsiębiorców ściągnął z Kanady 20 ton szczupaka. Kontener stał w Gdańsku przez półtora miesiąca, bo powiatowy lekarz weterynarii po kontroli uznał, że część ryb była o kilka centymetrów dłuższa niż w specyfikacji. Uznano to za nieprawidłowość i wstrzymano dopuszczenie szczupaka na polski rynek. Biznesmen napisał do Kanadyjczyków, którzy przyznali, że pomylili partie, że są gotowi przyjąć tego szczupaka z powrotem i przysłać takiego jak trzeba lub zwrócić pieniądze. Lekarz weterynarii mógł podjąć jedną z trzech decyzji - wpuścić szczupaka zalegającego w Gdańsku na teren Polski i UE, odesłać do Kanady albo zutylizować. Niech pan zgadnie, jaki wariant wybrał.

Trzeci?

Tak! Podjął najgłupszą decyzję, jaką mógł! Przedsiębiorca nie odzyskałby pieniędzy od Kanadyjczyków, przetwórca nie dostałby towaru, a budżet państwa nie zyskałby pieniędzy z podatków. Weszliśmy do postępowania, a główny lekarz weterynarii uchylił decyzję tego powiatowego i już sam zdecydował aby tego szczupaka wpuścić do kraju. Z takim urzędniczym myśleniem nie mającym nic wspólnego z konstytucją dla biznesu, niestety nadal musimy się mierzyć.

Czy w radarze Rzecznika MŚP jest sprawa nałożenia CIT na spółki komandytowe?

Oczywiście, to zmiana dotykająca przedsiębiorców, którą oprotestowaliśmy. Ministerstwo Finansów uzasadniało m.in., że spółki komandytowe mogą służyć do nadużyć, optymalizacji czy wyprowadzania podatków z Polski. Ale nie można wylewać dziecka z kąpielą, jeżeli jakaś zmiana w ocenie ustawodawcy jest konieczna, należy ją wprowadzić po odpowiednim długim vacatio legis, by przedsiębiorca miał szansę się dostosować. Jak można od stycznia 2021 nałożyć CIT na spółkę komandytową, która jako deweloper buduje teraz osiedle a biznes plan robiła w oparciu o istniejące prawo? Przecież to działanie na szkodę spółki i polskiej gospodarki.

Minister finansów zapowiedział, że zmiany weszłyby w życie od maja 2021 roku.

To dobry znak, pokazujący, że Minister Tadeusz Kościński jest człowiekiem otwartym na dialog z biznesem i wsłuchuje się w to co mówimy. Ale to ustępstwo idące w dobrym kierunku nadal nie pozwoli spokojnie dokończyć już rozpoczętych projektów. Mam nadzieję, że te argumenty zostaną wzięte pod uwagę i obowiązywać będzie przynajmniej dwuletnie vacatio legis.

A jak pan ocenia pomysł pełnego ozusowania umów zleceń?

Podniesie to koszty prowadzenia działalności gospodarczej. Tyle że tu dotykamy problemu konkurencji, co najczęściej podnoszą firmy na rynku budowlanym czy ochrony. Jeżeli jedna firma ma umowy o pracę, ponosi wyższe koszty i ma konkurować na rynku np. w przetargach z firmą zatrudniającą na umowy zlecenia, to nie jest to rywalizowanie na równych zasadach. Natomiast w okresie covidowym w ogóle nie wprowadzałbym takich zmian, czy to w systemie podatkowym, czy składkowym. Do marca mieliśmy rozpędzoną gospodarkę, potem lockdown, teraz dajmy jej szansę nadrobić te straty.

Czyli nie jest to też czas na “Piątkę dla zwierząt”, która po poprawkach Senatu miałaby doprowadzić do likwidacji branży futerkowej do połowy 2023 roku i zakazać uboju rytualnego w przypadku mięsa na eksport do końca 2025 roku?

Poprawki nie zostały jeszcze przyjęte, ale oczywiście idą w dobrym kierunku. Gdyby przyjąć wersję, którą przyjął Sejm, to uderzyłoby wprost w zasadę zaufania do władzy. Inwestorzy kilka razy by się zastanawiali, czy zostawiać pieniądze w kraju który z dnia na dzień zamyka legalnie funkcjonujące biznesy bez szansy na ich spłacenie. Ale nie wiem, czy w tej chwili jest dobry czas na ograniczanie wpływów do budżetu z likwidowanych branż w sytuacji kiedy potrzebujemy pieniędzy na służbę zdrowia albo wykup obligacji wyemitowanych na pomoc gospodarce, która ucierpiała z powodu pandemii?

Wracając do sytuacji przedsiębiorców. Czy pojawiają się sygnały, że kontrola następcza dotycząca wykorzystania pieniędzy z tarczy jest uciążliwa albo że są nakazy zwrotu pieniędzy?

Nie ma takich sygnałów, a skoro tak, to pewnie takiego problemu nie ma. Nie znaczy to jednak, że przedsiębiorcy nie powinni uważać aby uzyskane środki były wydawane zgodnie z regulaminem PFR oraz przepisami prawa.