Polski biznes liczy, że powtórka z przełomu marca i kwietnia jest mało prawdopodobna. Ale jest przygotowany na ostrzejsze wymogi bezpieczeństwa.
Część przyznaje, że wzrost zakażeń odbije się na ich działalności. – Przy rosnącej liczbie zachorowań coraz prawdopodobniejsze wydaje się, że fala nadchodzi i może zakłócić funkcjonowanie zakładów produkcyjnych w Polsce. To w dużej mierze efekt poluzowania obostrzeń sanitarnych i zbyt wczesnego ogłoszenia odwrotu wirusa – ocenia prezes grupy Boryszew Piotr Lisiecki.
Wzrost zakażeń sprawia, że wiele firm wróciło do zabezpieczeń znanych z poprzedniego zamrożenia. Sektor bankowy przyznaje nawet, że już wcześniej działał według bardziej restrykcyjnych wymogów niż te wprowadzone w minioną sobotę. – We wszystkich naszych placówkach stosujemy zabezpieczenia adekwatne do wymagań czerwonej strefy, bez względu na to, w której znajduje się oddział. Zasady te wyznaczyliśmy jeszcze przed wprowadzeniem podziału na strefy – mówi Krzysztof Olszewski, rzecznik prasowy mBanku. W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele banków m.in. PKO, Millennium czy Pekao.
Zakłady produkcyjne również zachowują daleko idącą ostrożność. – Już kilka tygodni temu przywróciliśmy część obostrzeń w naszych biurach i fabrykach, a od 9 października powróciliśmy do modelu pracy zdalnej tam, gdzie to możliwe. Ponownie ograniczyliśmy do minimum spotkania zewnętrzne i wewnętrzne naszych pracowników oraz delegacje – mówi Mirosław Kuk, rzecznik Ciechu. A Monika Darnobyt, p.o. rzecznika w Grupie Azoty, informuje, że firma zapewniła pracownikom bezpłatne szczepienia przeciw grypie. Podobne działania przygotowuje m.in. Ceramika Paradyż.
Obecna sytuacja rodzi jednak obawy poszczególnych sektorów. Jak mówi wiceprezes LPP Przemysław Lutkiewicz, rozszerzanie stref nie sprzyja branży handlowej. – Jesteśmy przygotowani na niższy niż normalnie ruch w sklepach – przyznaje Daria Sulgostowska, rzeczniczka CCC. Podkreśla przy tym, że firma wykorzystała okres odmrożenia na opracowanie kilku scenariuszy rozwoju pandemii i przygotowania do nich biznesu.
Spowolnienie może też dotknąć branżę budowlaną. – Największy problem mogą mieć mali i średni producenci, a także firmy zajmujące się wznoszeniem murów i pracami ziemnymi. Ci przedsiębiorcy prawdopodobnie ograniczą zatrudnienie i częściowo zejdą do szarej strefy. Druga fala zachorowań wzmacnia niepewność, przez którą wyhamują prace budowlane przy nowych inwestycjach – ocenia Paweł Kisiel, prezes grupy Atlas. A to odbije się na całej gospodarce. – Wstrzymanie budów nawet na kilka tygodni spowoduje na tyle silne zakłócenie łańcucha dostaw i pracy podwykonawców, że przywrócenie prac zajmie co najmniej kilka miesięcy – zauważa Michał Wrzosek, rzecznik prasowy Budimeksu.
Na dziś największym kłopotem nie są ogniska rozprzestrzeniania się choroby w zakładach, lecz absencja pracowników. – Problemem są przedłużające się kwarantanny wynikające z zakażeń szkolnych. Radzimy sobie z tym, ale jeśli problem będzie narastał, to sytuacja może stać się znacznie trudniejsza – mówi Andrzej Korpak, prezes zarządu Opel i PSA Manufacturing Poland. W niektórych zakładach zdarzają się też zakłócenia w zaopatrzeniu. – Obostrzenia utrudniają nam interakcje z kontrahentami, a część projektów z nimi musiała zostać tymczasowo zawieszona. Czasami doświadczamy też opóźnień w dostawach materiałów do produkcji, ale ponieważ mamy odpowiednie zapasy nie wpływa to na płynność procesów produkcyjnych – wskazuje Krystian Żurek, dyrektor fabryki Velux w Namysłowie.
Przedstawiciele firm przyznają, że drugi lockdown zrujnowałby ich działalność. – Wszyscy zdajemy sobie sprawę jak druzgocący byłby on dla naszej gospodarki. Wiemy jednak także, że ludzkie życie jest priorytetem, więc musimy być gotowi na każdą sytuację – mówi Mirosław Jędrzejczyk, prezes grupy Tubądzin.
Przedsiębiorcy oczekują od państwa płynniejszych działań ochronnych przed rozprzestrzenianiem się wirusa. – Brakuje skoordynowanych działań ze strony rządu, czego dowodzą napływające do nas sprzeczne informacje. Chcemy przygotować nasze firmy na różne scenariusze, tymczasem musimy poruszać się po omacku – mówi Piotr Lisiecki, dodając, że biznesowi pomogłaby większa liczba wykonywanych testów.
Te firmy często robią na własną rękę. – W sierpniu podjęliśmy decyzję o umożliwieniu wykonania bezpłatnych, dobrowolnych testów na COVID-19 naszej załodze. Do tej pory sfinansowaliśmy wykonanie 600 takich badań. Już dzisiaj wiemy, że było to dobra decyzja. 75 proc. wszystkich dotychczas stwierdzonych przypadków zdiagnozowano właśnie dzięki tym badaniom. Jak co roku chcieliśmy naszym pracownikom umożliwić także szczepienia przeciw grypie, jednak ze względu na znaczne ograniczenia w dostępie do szczepionek będzie to prawdopodobnie niemożliwe. – mówi Jolanta Musielak, członek zarządu ds. personalnych w Volkswagen Poznań.