Wczoraj ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich Unii Europejskiej na posiedzeniu w Luksemburgu rozmawiali o sankcjach, które mogą zostać nałożone na Kreml w związku z próbą otrucia opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Z inicjatywą wyszły wspólnie Francja i Niemcy po tym, jak tydzień temu Organizacja ds. Zakazu Broni Chemicznej (OPCW) potwierdziła użycie środka należącego do tzw. nowiczoków. Obostrzenia mają zostać nałożone na tych, którzy mieli bezpośredni związek z atakiem na Nawalnego, oraz na osoby i podmioty odpowiedzialne za łamanie międzynarodowych umów dotyczących broni chemicznej w związku z produkcją nowiczoków.
Sankcje mają być przyjęte przez całą UE, a więc na ich nałożenie będzie musiało zgodzić się jednomyślnie 27 krajów członkowskich. Francuski dziennik „Le Monde”, powołując się na źródła w Pałacu Elizejskim, podał w zeszłym tygodniu, że na liście sankcyjnej miałoby się znaleźć dziewięć osób z administracji prezydenta Rosji Władimira Putina i aparatu bezpieczeństwa. Wspomnianym w oświadczeniu podmiotem ma być z kolei Państwowy Instytut Badań Naukowych Chemii i Technologii Organicznej (GosNIIOChT) w Moskwie, uważany za miejsce, w którym w czasach Związku Sowieckiego wyprodukowano substancję.
To oznacza, że Berlin zmienił strategię i zrezygnował z wiązania sprawy Nawalnego z Nord Streamem 2. Tuż po tym, jak opozycjonista w stanie ciężkim trafił do berlińskiej kliniki, minister spraw zagranicznych RFN Heiko Maas ostrzegał Kreml, że jeśli nie będzie współpracować w sprawie otrucia Nawalnego, przyszłość gazociągu Nord Stream 2 stanie pod znakiem zapytania. Nawet kanclerz Angela Merkel, która podkreślała do niedawna, że inwestycja ma charakter wyłącznie biznesowy, nie wykluczyła takiego scenariusza. Niemiecki rząd zmienił jednak zdanie. Maas, pytany o to w zeszłą środę w Bundestagu, odpowiedział, że najbardziej realne jest objęcie sankcjami osób odpowiedzialnych za próbę zabójstwa.
Piotr Buras, szef warszawskiego oddziału think tanku Europejska Rada Spraw Zagranicznych, uważa, że sankcje na Nord Stream 2 są dziś bardzo mało prawdopodobne. – Od początku było jasne, że Niemcy nie zrobią tego własnymi rękami i jeśli już, to będą szukać wsparcia UE. Na to jednak też już nie ma szans, bo nie widać, żeby Niemcy parli do tego na poziomie unijnym – podkreśla. Piotr Buras uważa, że wpływ na odejście od wiązania sprawy Nawalnego z Nord Streamem 2 miał fakt, że rosyjski opozycjonista przeżył atak. Ponadto korzystanie z sankcji jako narzędzia do zatrzymania inwestycji jest o tyle kłopotliwe, że obostrzenia w założeniu mają służyć wywarciu presji i po spełnieniu warunków są znoszone.
Zmiana podejścia w Berlinie nastąpiła mimo bezprecedensowych wśród niemieckiej klasy politycznej wezwań do wstrzymania kończącej się już budowy. Zwłaszcza że sprawa Nawalnego to niejedyny problem, który Niemcy mają z Rosją. Równolegle w niemieckiej stolicy ruszył proces w sprawie zamordowania gruzińskiego Czeczena Zelimchana Changoszwilego, który zginął w 2019 r. najpewniej z rąk człowieka powiązanego z rosyjskimi służbami specjalnymi. Berlin podejrzewa też Rosjan o próbę włamania do systemów informatycznych Bundestagu w 2015 r.
Sam Nawalny, zapytany przez „Bild” o politykę sankcyjną Zachodu, powiedział, że jest zwolennikiem punktowych restrykcji wobec ludzi Kremla, co można uznać za wsparcie linii politycznej Niemiec w sprawie NS2. – Sankcje przeciwko całemu państwu nie działają. Najważniejszy jest zakaz wjazdu i zamrożenie aktywów wszystkim tym, którzy uzyskują preferencje od reżimu – oligarchom, wysoko postawionym urzędnikom, najbliższemu otoczeniu Putina – przekonywał Nawalny, a w wywiadzie dla tygodnika „Der Spiegel” dodał, że decyzja w sprawie Nord Stream 2 należy do Niemiec.
Rosyjska opozycja uznała, że za próbą zamordowania Nawalnego stoi Kreml. Rosyjskie władze odrzucają tego typu oskarżenia, oferując w zamian różne, często wzajemnie sprzeczne wyjaśnienia, które jednak mają jeden punkt wspólny: sprawa jest spiskiem Zachodu wymierzonym w Rosję. – Głównym celem nakręcania sprawy Nawalnego przez niektóre państwa Zachodu jest zablokowanie budowy Nord Stream 2 – przekonywał dyrektor Służby Wywiadu Zewnętrznego Siergiej Naryszkin.
W ubiegłą środę prezes polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył na Gazprom najwyższą możliwą karę 29 mld zł. Pięć europejskich koncernów zaangażowanych w budowę NS2 ma zaś zapłacić kolejne 234 mln zł. Decyzja jest związana z realizacją inwestycji bez wymaganej zgody UOKiK. Spółki najpewniej odwołają się od decyzji Warszawy, a na ostateczne rozstrzygnięcie możemy poczekać nawet kilka lat. ©℗