Pandemia i pogorszenie sytuacji finansowej sprawiły, że zmieniamy zwyczaje zakupowe i sposób spędzania wolnego czasu
ikona lupy />
DGP
Prawie 45 proc. osób deklaruje pogorszenie stanu swoich finansów w związku z pandemią. – Tylko 25 proc. Polaków w czasie jej trwania nie zmieniło swoich postaw zakupowych. Natomiast ponad połowa wskazała, że ogranicza zakupy tylko do niezbędnie potrzebnych – mówi Jan Karasek, partner w dziale doradztwa biznesowego w KPMG w Polsce.

Internetowy impuls

Kwarantanna gwałtownie przyspieszyła rozwój sprzedaży online. Branża e-commerce wiązała z tym nadzieje na trwałą zmianę nawyków konsumentów. Dane GUS za sierpień wskazują jednak, że optymizm mógł być przedwczesny: udział online w całości sprzedaży detalicznej to jedynie 6,1 proc. – Wynik może być nieco zniekształcony przez okres wakacyjny, jednak w kolejnych miesiącach, o ile nie powrócą ograniczenia przeciwpandemiczne, nie oczekiwałbym dalszego znacznego wzrostu e-commerce. Wiosna była tu jednorazowym impulsem – uważa Ignacy Święcicki, kierownik zespołu gospodarki cyfrowej w Polskim Instytucie Ekonomicznym.
Ten impuls będzie jednak miał daleko idące skutki. Internet daje większe możliwości porównywania cen, co obniża koszt wyboru najlepszej oferty (tzw. koszt zdartych zelówek) i wyrównuje ceny towarów pomiędzy różnymi sklepami czy regionami kraju (efekt Amazona). – Ceny mogą też znacznie szybciej się zmieniać, dostosowując się do sytuacji gospodarczej czy zmieniającego się popytu i podaży. Zjawiska te mogą mieć wpływ na inflację w skali całej gospodarki, choć badania z innych krajów, szczególnie z USA, pokazują, że nie są to bardzo istotne efekty – podkreśla Ignacy Święcicki.
Z drugiej strony rozwijają się branża logistyczna i usługi kurierskie. Tradycyjna infrastruktura handlowa zmienia swoją rolę – sklepy przekształcają się w salony (showroomy), których rolą coraz bardziej jest pokazywanie towaru, możliwość sprawdzenia jego wszystkich funkcjonalności, aby następnie kupić go przez internet.
– Patrząc na e-commerce, nie możemy brać pod uwagę tylko tego, co się dzieje w e-sklepach lub na platformach sprzedażowych. Ważny jest cały łańcuch powiązań, który pozwala dostarczyć produkt klientowi. Od dostawców surowców czy opakowań, przez operatorów płatności, rozwiązania marketingowe czy firmy dostarczające zamówienia do klientów, które też zatrudniały nowych pracowników, a także rozwijały nowe, niezbędne funkcje – zauważa Krzysztof Jarecki, dyrektor generalny w firmie ExpertSender.
Nowy model konsumpcji sprzyja innowacjom, bo w rozwiązania technologiczne do sprzedaży online firmy muszą zainwestować szybciej, niż planowały. – Firmy kurierskie muszą wciąż doskonalić technologie, które usprawnią nadanie i odbiór paczek, czyli pierwszy i ostatni etap procesu logistycznego – zaznacza Rafał Nawłoka, prezes zarządu DPD Polska.
– Z punktu widzenia producenta opakowań obserwujemy zwiększony popyt na produkty dla sektora e-commerce – mówi Mariusz Siwecki, menedżer w firmie E-Commerce & Retail. Podkreśla, że firmy stawiają na różne kanały dystrybucji i coraz większe znaczenie będzie miała infrastruktura temu służąca. Przywołuje przykład „Żabki”, która planuje otwarcie tzw. dark store, czyli placówek, gdzie klienci mieliby tylko odbierać zakupy zamówione wcześniej przez internet.

Kino na pół gwizdka

Nie tylko w sferze zakupów koronawirus przesunął akcent z modeli tradycyjnych na internetowe. Podobnej zmiany doświadczyła też branża rozrywki. Mimo zakończenia powszechnej kwarantanny, kinom wciąż daleko do ubiegłorocznej popularności. Właśnie takich form spędzania wolnego czasu – wyjścia na film lub spektakl – najsilniej dotknęły zmiany przyzwyczajeń wywołane pandemią. Z kina i teatru całkowicie zrezygnowało 47 proc. uczestników badania przeprowadzonego w lipcu br. na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor (na reprezentatywnej próbie 1 tys. osób). Kolejne 35 proc. chodzi tam rzadziej niż przed pandemią.
Nakaz zamknięcia kin obowiązywał od 12 marca do 5 czerwca. Dwa tygodnie później pierwszych widzów powitała sieć Multikino, 3 lipca wznowiły działalność kina Helios, a 22 lipca seanse rozpoczęły pierwsze placówki Cinema City. Jak podaje Tomasz Jagiełło, prezes należącego do Agory Heliosa, w lipcu frekwencja stanowiła zaledwie 14 proc. ubiegłorocznej, a w sierpniu 22 proc. Znaczący wzrost widowni nastąpił dopiero w tym miesiącu: przed ostatnim weekendem frekwencja w kinach Helios zbliżała się do połowy ubiegłorocznej.
Kluczową rolę odgrywa tu poprawiający się repertuar. – Dynamiczny wzrost wynika z faktu, że od września mamy na ekranach praktycznie już tylko nowości – wyjaśniał w piątek Jagiełło, odpowiadając na pytania po prezentacji wyników Agory za drugi kwartał br. – Polska jest w dosyć uprzywilejowanej pozycji w stosunku do innych krajów, dlatego że ma bardzo silnie rozwinięty rynek lokalnych produkcji. Daty premiery nie ulegają przesunięciu i myślę, że IV kw. to też będzie sukces polskich filmów. Praktycznie co tydzień mamy nowe tytuły – podkreślał.
Z udostępnionych przez Stowarzyszenie Filmowców Polskich danych wynika, że najwięcej widzów po odmrożeniu kin przyciągnęła „Pętla” Patryka Vegi – do 20 września było ich prawie 440 tys. – a niewiele gorzej wypadł „Scooby-Doo” (415 tys.). Frekwencyjnym sukcesem jest też film „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy”, który w weekend otwarcia zgromadził 125 tys. widzów.
Dalszy rozwój sytuacji w polskich kinach w dużym stopniu zależy od tego, jak z koronawirusem będą sobie radziły Stany Zjednoczone. Globalna dystrybucja największych hollywoodzkich tytułów jest bowiem planowana pod kina za oceanem – stąd opóźniające się premiery najnowszego Bonda i innych potencjalnych hitów. Agora szacuje, że w całym br. spadek frekwencji w polskich kinach może sięgnąć połowy rekordowego roku 2019 r., gdy na seanse sprzedano ponad 60 mln biletów. – Zakładając, że pandemia będzie wygasać, w 2021 r. myślimy ostrożnie o frekwencji na poziomie 75 proc. z 2019 r., natomiast 2022 to już będzie rok o pełnej mocy kinowej – zapowiada Tomasz Jagiełło.
Walcząc o powrót widzów, kino rywalizuje m.in. z serwisami oferującymi wideo w internecie (VOD), dla których lockdown był czasem największych żniw i które nawet po odmrożeniu nie tracą na popularności.
Liderem w sferze domowej rozrywki jest w Polsce światowy gigant Netflix. W sierpniu aplikacja tej platformy miała ponad 4,6 mln użytkowników – o 175 proc. więcej niż rok wcześniej. Z kolei stronę Netflix.com odwiedziło 5 mln internautów – prawie 75 proc. więcej niż w sierpniu ub.r. (dane Gemius/PBI opublikowane przez „Presserwis”). ©℗
Znaczący wzrost widowni w kinach nastąpił dopiero w tym miesiącu

opinie

Telewizja przegrywa z wideo na żądanie

ikona lupy />
DGP
Trudno sobie wyobrazić, co lepszego niż COVID-19 mogło spotkać w 2020 r. rynek subskrypcji wideo na żądanie. Wyniki nowej platformy Disney+, która w osiem miesięcy zebrała na świecie 60,5 mln subskrybentów – co było celem na pięć lat! – oraz Netfliksa, który podwoił zakładany wynik na I kw., a teraz ma już ponad 190 mln klientów, zadrwiły z prognoz analityków wieszczących niechybne bankructwa platform streamingowych.
W Polsce subskrypcje też wystrzeliły dzięki lockdownowi. Sam Netflix, jak podlicza Ampere Analysis, w II kw. dobił u nas do 1,6 mln subskrypcji, z niespełna 1 mln pół roku wcześniej. Można oceniać, że w różnych serwisach mamy już w Polsce łącznie ponad 3 mln wykupionych subskrypcji wideo. Pamiętając o trendzie współdzielenia kont, można to przełożyć na kilkanaście milionów osób korzystających z serwisów wideo. Naiwnie byłoby sądzić, że ten rynek nie będzie się u nas rozpychał dalej, także kosztem innych graczy – przede wszystkim tradycyjnej telewizji.
Potęgę telewizji tworzy u nas pokolenie 50+, które nie zabezpieczy przyszłości tego medium. Erozja popularności w młodych grupach doprowadziła zaś do tego, że w minione wakacje telewizor na przynajmniej pięć minut dziennie włączyło zaledwie 30 proc. osób w wieku 13–29 lat.

Pandemia przeniosła nas o jakieś pięć lat do przodu

Koronawirus odcisnął swoje piętno tak na społeczeństwie, jak i biznesie czy technologii. Jak sprawdził serwis Yelp, który jest jednym z największych agregatorów opinii w sieci, prawie sześciu na 10 sprzedawców detalicznych, którzy zawiesili działalność w okresie trwania pandemii, już nigdy do nas nie wróci. Natura nie cierpi próżni i wyrwę, jaka powstała w handlu tradycyjnym, wypełni jego internetowy odpowiednik – e-commerce. Obecny stan to efekt przyspieszenia rewolucji, które i tak miały mieć miejsce w niedalekiej przyszłości. Zgodnie z analizą IBM pandemia przeniosła nas o jakieś pięć lat do przodu, jeżeli chodzi o wzrost zainteresowania konsumentów nowoczesnym handlem internetowym. Szczególnie dobrze widać to na przykładzie Amazona, który w czasie trwania kryzysu niemal całkowicie zdominował internetowy handel, szczególnie na swoim rodzimym rynku. Patrząc rok do roku, przychody netto wzrosły o… 40 proc. Do nowej normalności powinniśmy się czym prędzej przyzwyczaić. Jak pokazują dane zebrane przez firmę analityczną McKinsey, większość zmian ustabilizuje się w ciągu najbliższych 18 miesięcy i pozostanie z nami na zawsze.
ikona lupy />