W przypadku największych firm trudno będzie powtórzyć sukces wsparcia PFR
Przedsiębiorstwa, które zatrudniają co najmniej 250 osób, mogą ubiegać się o pomoc w ramach tarczy finansowej Polskiego Funduszu Rozwoju od 9 czerwca. Jak dotąd zainteresowało się nią nieco ponad 10 proc. z 3,6 tys. uprawnionych podmiotów. Z kompletnym wnioskiem wystąpiło na razie 200 firm, a drugie tyle jest na etapie aplikowania.
Wiele wskazuje na to, że w kolejnych miesiącach liczba chętnych do otrzymania wsparcia niewiele się zmieni. Jak informują nas kancelarie prawne, które pomagają firmom w procesie ubiegania się o pieniądze z tarczy, duzi gracze rezygnują.
– Powodem jest zawiłość procesu ubiegania się o pomoc – mówi dr Michał Kacprzyk, radca prawny z kancelarii Raczkowski. Zwraca uwagę, że niezbędnym do wypełnienia warunkiem jest wykazanie szkody wynikającej z epidemii COVID-19, ale rozumianej jako strata na EBITDA (zysk operacyjny przed potrąceniem kosztów finansowych). Jeżeli przedsiębiorstwo ma niższą EBITDA, ale jej wynik jest wciąż dodatni, wówczas przedsiębiorstwo nie jest uprawnione do skorzystania z finansowania preferencyjnego.
– Oznacza to, że przedsiębiorstwo mogło mieć znacząco niższą EBITDA w okresie referencyjnym, ale jeśli nie była to wartość ujemna, przedsiębiorstwo nie było uprawnione do skorzystania z finansowania. Odnośnie do samego procesu uzyskania wsparcia, PFR zastrzegł sobie również prawo do przeprowadzenia dalszej, pogłębionej analizy w celu zakwalifikowania przedsiębiorcy do udziału w programie oraz w celu przyznania środków w jego ramach. Nie wszystkim podmiotom odpowiada ten warunek – tłumaczy Kacprzyk.
Banki mają obawy
To niejedyne powody, dla których firmy rezygnują z ubiegania się o pomoc.
– PFR wymaga, by w trakcie wypłacania wsparcia nie były spłacane kredyty. To wymaga porozumienia z bankiem. Instytucje finansowe niechętnie jednak przystają na takie rozwiązanie – tłumaczy przedstawiciel jednej z dużych firm.
W oficjalnych rozmowach z DGP banki informują, że wciąż są na etapie analizowania wniosków.
– Dostajemy pierwsze zapytania od firm w tym temacie. Z uwagi na fakt, że każdy zgłoszony przypadek charakteryzuje się dużym poziomem złożoności, wszelkie działania w tym zakresie bank będzie podejmował indywidualnie, z uwzględnieniem powszechnie obowiązujących przepisów oraz wewnętrznych procedur, biorąc pod uwagę zarówno odpowiednie zabezpieczenie banku, jak również cel programu i potrzebę wsparcia firm dotkniętych COVID-19 – mówi Kamila Nowak z Banku Pekao.
Podczas nieoficjalnych rozmów przedstawiciele banków przyznają natomiast, że niechętnie będą zawieszać spłaty kredytów, bo PFR chce być uprzywilejowanym wierzycielem po udzieleniu pomocy.
– To oznacza, że banki, które dotychczas były na takiej pozycji, staną się wierzycielem drugiej kategorii. Taka zmiana układu sił zmienia profil ryzyka. Szczególnie, że wejście PFR oznacza zwiększenie długu do spłaty przez firmę – wsparcie nie jest w 100 proc. bezzwrotne – tłumaczy dyrektor jednego z banków. Dodaje, że nie można też wykluczyć tego, iż PFR będzie chciał przekonwertować dług na akcje.
– Taka sytuacja pozostaje w sprzeczności z interesem banków – szczególnie w przypadku firm, którym w przyszłości może grozić upadłość. Należy także zwrócić uwagę, że umowy zawierane między PFR a wierzycielami finansowymi mają opierać się na standardowych wzorach przyjętych przez PFR. Tym samym dobrowolne dostosowanie warunków tych umów do indywidualnych sytuacji poszczególnych przedsiębiorców nie jest możliwe – podkreśla Michał Bodziony, prawnik w kancelarii PCS Paruch Chruściel Schiffter | Littler Global.
PFR zapewnia, że nie zamierza być głównym wierzycielem.
– To zależy od wnioskodawcy, czyli kwoty, o jaką wnioskuje spółka i jej istniejących zobowiązań. PFR nie stawia w tym zakresie żadnych warunków – słyszymy w biurze prasowym funduszu.
Zdaniem banków to mglista odpowiedź, która nie daje żadnej gwarancji.
W kwestii spłaty pożyczek PFR przyznaje natomiast, że oczekuje zaangażowania się banków w pomoc dla firm, czyli czasowego zawieszenia obsługi kredytów.
– Nie chcemy, aby środki z Tarczy Finansowej PFR spłacały kredyty, tylko zabezpieczały płynność firm. PFR proponuje zawarcie umowy międzywierzycielskiej i standstill (umowa między dłużnikiem a jego wierzycielami, która pozwoli na zawieszenie wymagalności roszczeń – red.) z bankami, co jest standardem w sytuacji kiedy jest kilku wierzycieli i spółka potrzebuje czasu, aby ustabilizować swoje finanse – tłumaczy nam PFR.
Firmy czekają
Przedsiębiorcy zaznaczają, że chcieliby sami decydować o tym, na co pójdzie udzielone im wsparcie. Obawiają się, że czasowe zawieszenie spłaty kredytów może się im odbić czkawką, a w rezultacie zaważyć na ich płynności.
Dlatego wiele firm czeka ze złożeniem wniosku, aż wykształci się jakaś praktyka albo PFR dogada się z bankami.
Zdaniem Cezarego Kaźmierczaka, prezesa ZPP, trzeba mieć też na uwadze, że PFR ma już doświadczenie przy udzielaniu wsparcia, które zdobył przy jego wypłacie mikro, małym i średnim podmiotom.
– Warunki, które stawia, mają sprawić, że pomoc trafi do firm, które jej faktycznie wymagają – zaznacza.
Zwraca też uwagę, że nie wszystkie duże firmy ucierpiały na kryzysie. Wiele jest też w stanie poradzić sobie na własną rękę lub otrzymując wsparcie od zagranicznego właściciela. To także powód, dla którego ubieganie się o pomoc z PFR nie będzie masowe.
– Na razie nie występujemy z wnioskiem. Nasze wyniki są całkiem dobre. Zobaczymy, co będzie działo się w kolejnych miesiącach – przyznaje Dariusz Blocher, prezes Budimeksu. O finansowanie można aplikować do końca roku.
3,6 tys. tyle jest dużych firm w Polsce
0,2 proc. taki odsetek całego sektora przedsiębiorstw stanowią duże podmioty
200 tyle firm zatrudniających co najmniej 250 osób złożyło wniosek o pomoc z Tarczy Finansowej PFR, a drugie tyle jest na poziomie aplikowania