Odblokowanie europejskich gospodarek menedżerowie firm przemysłowych przyjmują z entuzjazmem. Ale poprawa może być złudna.
DGP
Czerwcowe nastroje w polskim przemyśle można podsumować jednym zdaniem: nie jest już tak źle jak w poprzednich miesiącach, ale dobrze też jeszcze nie jest. Po ponownym starcie gospodarki, wraz ze stopniowym znoszeniem ograniczeń – np. otwarciem granic – przedsiębiorcy znacznie lepiej oceniają kondycję swoich firm. Nadal przeważają ci, którzy mówią o spadku produkcji, liczby zamówień czy o zmniejszaniu zatrudnienia, tyle że takich odpowiedzi jest mniej niż w kwietniu i maju. Stąd główny indeks PMI dla polskiego przemysłu, wyliczany przez firmę IHS Markit, wzrósł do 47,2 pkt w czerwcu z 40,6 pkt w maju. Wciąż jest jednak poniżej 50 pkt, czyli granicy między recesją a ekspansją w przemyśle.

Co po kroplówce

– Może dziwić fakt, że główny wskaźnik nie zarejestrował pozytywnej wartości po załamaniu koniunktury spowodowanej pandemią, lecz należy pamiętać, że polski przemysł przeżywał kryzys już dużo wcześniej – indeks zanurkował poniżej neutralnego progu 50 pkt w listopadzie 2018 r., wyznaczając najdłuższy okres negatywnych odczytów od ponad 17 lat – zwraca uwagę Trevor Balchin, ekonomista IHS Markit w komentarzu do wyników badania.
Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka PKO BP, mówi, że sama zmiana indeksu wskazuje, iż nastroje w przemyśle wróciły do stanu sprzed pandemii. Bo zanim ona wybuchła, polska gospodarka zaczynała zwalniać i właśnie przemysł był jednym z tych sektorów, w których było to widać.
– Taka perspektywa daje korzystny obraz, w którym kryzys został wywołany przez nałożone restrykcje i po ich zniesieniu wracamy do punktu wyjścia. Ale patrząc na poziom PMI, widzimy, że aktywność firm stale się zmniejsza i to już jest gorsza informacja. A przecież wiemy po już publikowanych danych, że produkcja w czerwcu była większa niż w maju, więc widać, że indeks nie jest doskonałą miarą – mówi ekonomistka.
Zaznacza jednak, że większy optymizm w firmach dobrze wróży ich aktywności w kolejnych miesiącach. To zbieżne z wynikami innych badań koniunktury, np. tych, które co miesiąc robi GUS, które również pokazują, że przedsiębiorcy mniej pesymistycznie oceniają swoje położenie niż jeszcze miesiąc wcześniej. Ale ekonomistka radzi wziąć poprawkę, że ów optymizm w czerwcu mógł być jeszcze na dopalaczach tarczy antykryzysowej. A rządowa kroplówka niebawem będzie się kończyć.
– I powstaje pytanie, jak będą kształtowały się nastroje, gdy takie rozwiązania, jak: postojowe, dopłaty do pensji czy kosztów pracy, albo umorzenie składek na ZUS, przestaną już działać, a pandemia z nami zostanie – mówi Petka-Zagajewska.

Euroland odżywa

Podobna sytuacja dotyczy innych państw Starego Kontynentu, w których indeks poprawił się mocniej, niż wskazywały sygnalne odczyty, publikowane w ubiegłym tygodniu.
Optymizm w strefie euro ma na razie się przejawiać przede wszystkim malejącą skalą zwolnień. Większość wskaźników tworzących indeks nadal jest bowiem pod kreską – duża część firm pracuje poniżej zdolności produkcyjnych, a na ujemny wynik wpłynęła też mniejsza aktywność zakupowa. Wydaje się jednak, że Euroland ucieka przed kataklizmem – jak wskazują eksperci IHS Markit, czerwcowy wynik zapowiada spadek produkcji w wysokości 2 proc. rocznie. W kwietniu była ona o niemal jedną trzecią mniejsza niż rok wcześniej.
Francja i Irlandia to pierwsze gospodarki unii walutowej, które w trakcie pandemii wyszły na plus. Nad Sekwaną PMI jest najwyżej od 21 miesięcy. Jak twierdzą autorzy badania, to efekt gwałtownego wzrostu produkcji i rosnącej liczby nowych zamówień. W Irlandii znacznie poprawił się eksport. Na minimalnym plusie jest też Wielka Brytania – po powrocie do pracy zwiększyła się wydajność, a wraz z nią optymizm przedsiębiorców.
Z kolei Hiszpania i Włochy pomimo rosnących wskaźników mogą wracać do normalności dużo wolniej niż reszta kontynentu.
W przypadku Niemiec wzrost PMI nie jest pierwszym sygnałem poprawy koniunktury. Wyżej, niż prognozowali analitycy był również indeks Ifo. Badania wskazują, że aktywność w sektorze produkcyjnym rośnie, choć popyt wciąż jest ograniczony. Stopa bezrobocia zwiększyła się wprawdzie do 6,4 proc. i jest najwyższa od 2015 r., ale czerwcowy przyrost liczby bezrobotnych, który wyniósł 69 tys., był niemal o połowę mniejszy, niż spodziewali się ekonomiści.
Niemieckie firmy liczą na wzrost zamówień w związku z otwieraniem się rynków azjatyckich. Na Dalekim Wschodzie jednak widać, że z wyjątkiem Chin ożywienie wcale nie musi być takie szybkie. W Państwie Środka indeks PMI drugi miesiąc z rzędu był powyżej 50 pkt – przede wszystkim dzięki popytowi wewnętrznemu, bo eksport wciąż jest mniejszy, niż oczekiwano. W Japonii wskaźnik koniunktury w przemyśle nadal sygnalizuje spadki aktywności (ale finalny wynik czerwca okazał się wyższy od wstępnych szacunków). W Korei Południowej osłabienie w sektorze przetwórczym trwa już od pół roku.
Zgodnie z prognozami w ciągu najbliższych miesięcy sytuacja w globalnej gospodarce powinna się poprawiać. Tempo tej poprawy jest jednak pod znakiem zapytania, zwłaszcza w sytuacji wyczerpywania się rządowych pakietów pomocowych i ewentualnej drugiej fali zachorowań na COVID-19.